Miesiąc później...
Violetta
Spaceruję po parku, przyglądając się mojej dłoni, na której
widnieje pierścionek zaręczynowy. Jakby ktoś pół roku temu powiedział mi, że
będę miała wymarzonego faceta i będziemy planować ślub to bym go wyśmiała.
Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie sądziłam, że spotka mnie takie szczęście
i sam Leon Verdas się we mnie zakocha. Aby dojść do tego momentu musieliśmy
wiele pokonać. Oboje wylaliśmy wiele łez i włożyliśmy w ten związek wiele
wysiłku. Oboje też zdajemy sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec naszej walki
o nasze szczęście, ale wiemy, że wspólnie pokonamy każdą przeszkodę.
Zapewne chcielibyście wiedzieć, co robię sama w parku o
godzinie trzynastej w dzień roboczy. Logicznym wydaję się być to, że powinnam
być w pracy. Ale mój szef dał mi wychodne. Francesca miała dzisiaj wizytę u
ginekologa toteż umówiłyśmy się w parku nieopodal kliniki. Stwierdził, że na
pewno będziemy chciały pogadać o ostatnich wydarzeniach. Nie wiem, jakim cudem
on jest taki domyślny. Zazwyczaj faceci nie zauważają, że kobieta lubi dzielić
się swym szczęściem z przyjaciółką. Ale Leon jest inny. Jest szczery,
wyrozumiały, wspaniałomyślny i mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, ale nie
chcę Was zniechęcić już na samym początku.
Retrospekcja
Spotkanie w
restauracji, miesiąc wcześniej.
- Leon, powiesz mi w
końcu, co to za sprawa biznesowa? - dopytywałam po raz kolejny, a mój
narzeczony wciąż milczał, uśmiechając się głupkowato, czym niezmiernie mnie
drażnił. Widziałam analizy Diego, które nie były optymistyczne, w torebce
miałam pen drive z danymi, które musiałam ogarnąć, aby pomóc zażegnać kryzys.
Czułam się za niego odpowiedzialna, ponieważ Leon zaniedbał swoich obowiązków,
kiedy się pokłóciliśmy. I nie było mnie. Nie wykonywałam swoich obowiązków.
Przez to problemy w firmie zaczynały się piętrzyć. Nie miałam czasu na
bezsensowne siedzenie w restauracji w rzekomo biznesowych sprawach. A ten
kretyn milczał, jak zaklęty. Zupełnie jakby odebrano mu mowę, ktoś odciął
język, albo zapomniał, co chce mi przekazać. - Leon, ja naprawdę nie mam czasu.
Mam jeszcze dużo pracy... - zaczęłam, nie chcąc go urazić. Spojrzał mi prosto w
oczy.
- Jakiej pacy? Nie
zapominaj, że to ja jestem szefem i nie przypominam sobie, abyś miała coś aż
tak ważnego - zauważył. Oczywiście, że sobie nie przypominał, bo o niczym nie
wiedział. Sama nie pozwoliłam, aby Diego przekazał mu te informacje.
- Prawdopodobnie mamy
problemy. Muszę to sprawdzić. Nie naciskaj. Powiem Ci, jak to będzie pewne -
poprosiłam, aby nie próbował wyciągnąć ode mnie informacji, jednocześnie
obiecując, że w odpowiednim momencie sama mu wszystko powiem. Niechętnie się na
to zgodził.
- Skoro tak stawiasz
sprawę. Myślałem, że dziś... no wiesz. - Zmarszczył jednoznacznie brwi, na co
się zaśmiałam, przyciągając uwagę gości, siedzących przy pobliskich stołach. -
Chciałbym, abyś została twarzą nowej kolekcji - w końcu przeszedł do sedna, a
mnie zamurowało. Twarzą?!
Koniec retrospekcji
(przy okazji następnej retrospekcji nie będę już o tym informowała. Zmienię
tylko czcionkę na kursywę).
W końcu zauważyłam Fran, która z uśmiechem szła w moim
kierunku. Już po jej minie widziałam, że wszystko jest w porządku i maluszki
rozwijają się prawidłowo. Bardzo się cieszyłam z tego faktu. Kiedy brunetka do
mnie podeszła przywitałyśmy się buziakiem w policzek i ze względu na sporych
już rozmiarów brzuch Fran usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy rozmowę.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że zrobił to w ten sposób -
szepnęła moja przyjaciółka, biorąc mnie za rękę i gestem wskazując na
pierścionek z brylantem. Uśmiechnęłam się,
odpływając wspomnieniami do tamtego dnia.
Pokaz mody, tydzień
wcześniej.
Właśnie zakończył się
pokaz. Wyszedł fantastycznie i pomógł nam wyjść z kryzysu, o którym, jak się
później okazało Leon wiedział. Z tego powodu większość dzisiejszych modelek to
pracownicy naszej firmy. Pozwoliło to zmniejszyć koszty, co pozytywnie wpłynęło
na naszą sytuację. Występowałam jako ostatnia. Miałam na sobie piękną, czarną
suknię bez pleców, z głębokim dekoltem i kończącą się w połowie ud. Do tego
niebotycznie wysokie szpilki oraz srebrną biżuterię. Włosy upięte z opadającymi
kosmykami na twarz. Wieczorowy makijaż. Sama przed lustrem musiałam przyznać,
że wyglądam cholernie seksownie i pociągająco. Zza kulis patrzyłam na mojego
mężczyznę, który wypowiadał ostatnie słowa i zapraszał nas na scenę. W
odpowiedniej kolejności wyszliśmy na scenę. Widziałam, jak Leon pożerał mnie
wzrokiem. Zresztą nie tylko on, ale tylko on mnie interesował. Widziałam w jego
oczach mieszankę uczuć: miłości, pożądania, uwielbienia i jakby strachu.
Kiedy wszyscy staliśmy
na scenie, oklaskiwani przez publiczność mój facet ponownie wziął do ręki
mikrofon i spojrzał mi prosto w oczy, a ja pod wpływem tego spojrzenia
zadrżałam.
- Szanowni Państwo,
proszę o jeszcze chwilę uwagi. Chciałbym coś ogłosić - powiedział pewnym tonem,
patrząc raz na mnie, a raz na zgromadzoną publiczność. Czy on...? - Nie byłoby
mnie i nas wszystkich pytań, gdyby nie jedna osoba. Kobieta, która odmieniła
moje życie i usidliła wiecznego casanovę - kontynuował zbliżając się do mnie, a
ja wpatrywałam się w niego w osłupieniu. - W związku z tym, chciałbym wszystkim
oznajmić, że ani ja, ani ona nie jesteśmy już do wzięcia. O ile powie
"tak" - publiczność zaśmiała się, a mi w oczach stanęły łzy. Nigdy
bym nie pomyślała, że ten facet, lep na baby posunie się do tak odważnej deklaracji.
Przed wszystkimi. Pracownikami, mediami, rodzicami, bliskimi i tymi wszystkimi osobami
zgromadzonymi tutaj i przed telewizorami. - Violetto -uklęknął przede mną i
patrząc mi prosto w oczy kontynuował do mikrofonu, aby każdy wyraźnie słyszał,
co ma do powiedzenia. - Oboje wiemy, jak momentami było ciężko i oboje wiemy,
że bez Ciebie ja nie potrafię normalnie funkcjonować. Jesteś moim tlenem.
Potrzebuję Cię, aby funkcjonować. Chcę spędzić z Tobą resztę życia, pilnując,
aby z Twojej twarzy nigdy nie chodził uśmiech. Chcę zasypiać i budzić się przy
Tobie, trwać z Tobą w zdrowiu i chorobie oraz w szczęściu i nieszczęściu, choć
mam ogromną nadzieję, że będziemy przeżywać tylko szczęśliwe chwile, że tych
smutnych nie będzie wcale. - Po moich policzkach leciały już łzy. Nie zwracałam
uwagi na nic. Ani na publiczność, ani na makijaż, który prawdopodobnie był
wodoodporny i być może ileś tam wytrzyma, ale tylko być może. Miałam gdzieś to,
jak wyglądam. Liczyło się to, co właśnie mówił mój ukochany. - Chciałbym Cię
prosić, abyś mi na to wszystko pozwoliła i została moją żoną - zakończył, a ja
uśmiechnęłam się przez łzy, patrząc, jak odkłada mikrofon i wyciąga pierścionek
w moim kierunku. Na całej sali już od początku jego przemowy było cicho, ale
teraz nie było słychać nawet muchy. Uklęknęłam, kiwając głową i odpowiedziałam
cicho, prosto w jego usta, że też tego pragnę, po czym rzuciłam mu się na
szyję. Ledwie utrzymał równowagę, a zgromadzeni zaczęli wiwatować.
- Nigdy bym się tego po nim nie spodziewałam - przyznałam -
w końcu jestem szczęśliwa - dodałam, patrząc na przyjaciółkę - Dziękuję Ci -
przytuliłam ją i postanowiłam kontynuować, widząc w jej oczach niezrozumienie -
to Ty mnie namówiłaś, żebym poszła tam na rozmowę kwalifikacyjną. Dzięki Tobie
tam trafiłam. Gdyby nie to z Leonem nigdy byśmy się nie odnaleźli. - Spojrzałam
na zegarek i zaśmiałam się - musimy się zbierać, bo nasi faceci zaraz będą się
niepokoić - wyjaśniłam, na co obie zaczęłyśmy się śmiać i jakby na zawołanie
zadzwonił Leon.
Leon
W pracy przeglądałem prasę branżową, w której po raz kolejny
nasza firma znalazła się na okładkach. Tym razem nie przez moje wybryki, ale
przez udany pokaz i zaręczyny. Zaskoczyłem tym wszystkich. Od Vilu zaczynając,
przez znajomych i na rodzinie kończąc. Ale nie żałuję. Wiem, że to kobieta
mojego życia i chciałem, aby każdy o tym wiedział. Chciałem, aby było jasne, że
nie interesuje mnie żadna inna kobieta, bo znalazłem już tą jedyną.
Spojrzałem na zegarek, zauważając, że Vilu z Fran powinny
już wrócić. Sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do ukochanej, ale nie dane było
mi z nią porozmawiać, ponieważ do mojego gabinetu weszła Camila. Cholera to nie
wróży nic dobrego.
Podeszła bliżej i rzuciła mi na biurko prasę z moim
zdjęciem, na którym całuję się z Castillo.
- Niezły chwyt marketingowy, kochanie - wycedziła,
przechodząc dookoła biurka i usiadła na nim, jak to miała w zwyczaju, kiedy
była jeszcze moją kochanką.
- To żaden chwyt marketingowy. Kocham ją - Wycedziłem,
patrząc ostro w jej oczy. Mierzyliśmy się na spojrzenia przez kilka minut. Aż w
końcu zeskoczyła z biurka i chciała usiąść mi na kolanach, ale szybko wstałem i
wylądowała w fotelu. - Co Ty tu robisz?
Przyszłaś zniszczyć mi życie? - Spytałem. Nie odpowiedziała. Wstała i zbliżyła
się do mnie, łapiąc moją twarz i zbliżając się niebezpiecznie. Powinienem ją
odepchnąć, ale nie mogłem. Odwróciłem głowę i usłyszałem otwierające się drzwi.
- Jestem - usłyszałem melodyjny głos ukochanej, a chwilę
później głośne trzaśnięcie. Zakląłem pod nosem i wyrwałem się ze szponów byłej,
biegnąc za ukochaną. Dogoniłem ją dopiero, jak wsiadała do windy. Nie
potrafiłem nic wyczytać z jej twarzy. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. -
Możesz do niej wrócić. Wyszłam po to, aby Wam nie przeszkadzać - wycedziła,
wciskając przycisk piętra, gdzie się wybierała. Wszedłem za nią nim drzwi się
zamknęły.
- Niczego nam nie przerwałaś. Nic nie było - broniłem się,
przyciągając ją do siebie. Spojrzała mi w oczy i chwyciła mnie tak, jak przed
chwilą robiła to Camila. Tym razem patrzyłem jej w oczy, uśmiechając się.
Chciałem tego pocałunku. Chciałem aby wszystko było okey.
- Możliwe. Ale tylko dlatego, że weszłam - odparła, próbując
się odsunąć. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Początkowo się wyrywała,
ale później odwzajemniła pocałunek. Przerwało nam chrząknięcie pracowników,
kiedy winda się otworzyła.
- I kto tu jest zazdrosny? - Zaśmiałem się, nawiązując do
wcześniejszych sytuacji, kiedy to niby ja byłem zazdrosny. Zaśmiała się i
uderzyła mnie w ramię. Razem poszliśmy do bufetu. Już objęci.
- Wiem, że nic nie było. Ufam Ci - szepnęła w końcu.
Uśmiechnąłem się tylko. - Pojedziemy do domu? Popracujemy tam. Bez świadków.
Sami. W sypialni... - wymruczała mi na uszko przed wejściem do bufetu, a ja
zadrżałem, co zauważyła moja ukochana. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem do
mojego gabinetu, skąd zabrałem teczkę i dokumenty, które musiałem dzisiaj
ogarnąć. Vilu zrobiła to samo. Na wychodnym powiedzieliśmy Fran, że dziś już
nas nie będzie. Cieszyłem się, że nie spotkałem już Camilii. Spokojnie
poszliśmy do auta i chwilę później jechaliśmy już spokojnie do domu. Naszego domu,
który swoją drogą remontujemy. Na razie przygotowaliśmy swoją sypialnię,
łazienkę, salon i kuchnię. Nad resztą jeszcze myślimy.
- Kochanie - zacząłem w pewnym momencie, ponieważ do głowy
wpadł mi pewien pomysł. Violetta spojrzała na mnie z uśmiechem, czekając na
moje pytanie - chciałabyś mieć ze mną dzieci?
***
Zgodnie z obietnicą. Następny za tydzień. Chyba, że zdołacie mnie namówić, aby wstawić wcześniej. 😛
Co do powyższego... Cóż, najlepsze to może nie jest, ale jestem zadowolona. Po tak długiej przerwie wrócić do starego opowiadania... Łatwiej by mi było napisać coś nowego. 😃
Czekam na Wasze opinie.
Pozdrawiam,
Candy.
Cudowny ��
OdpowiedzUsuńAle się cieszę, że jesteś
OdpowiedzUsuńŚwietny;)
OdpowiedzUsuńWspaniały! I nie możesz myśleć, że jest inaczej! Bardzo bym się cieszyła gdybyś wstawiła kolejny rozdział wcześniej, najlepiej jutro���� bo jestem ciekawa co odpowie Viola
OdpowiedzUsuńcudoooooo!:D
OdpowiedzUsuńDodaj szybciej proszeeeeee
Ale super ♥
OdpowiedzUsuńLEON I OŚIADCZYNY?!
WOWOWOWOWO.
Violce udało się zrobić idealnego faceta z kobieciarza XDDD
Tylko gdzie jest moje zaproszenie na ślub? :c
Teraz tylko czekać na małe Verdaski ^^
Violka jako modelka?
Mi pasuje :D
A te oświadczyny były takie awww ♥
Postarał się Leoś ^.^
Tylko ta cała Camila jest tu niepotrzebna ;c
Nikt jej nie zapraszał, więc niech spada...
Dobrze, że Leon ją spławił ehh
ALE ODSUNĄĆ, SIĘ NIE ODSUNĄŁ !
Czekam na nexta :D
Mam nadzieje, ze jeszcze w tyg tygodniu ^^
Zarąbisty rozdział☺🙂😗😘😘😘😘😘😘😘😘😜czekam na kolejny rozdział pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZarabisty rozdział proszę pissz następny genialny rozdział
OdpowiedzUsuń