Od dzisiaj, tj. 5września do 11 września, godziny 21 można głosować w sondzie. wyniki będą podane po tej godzinie. Jest mi przykro, że party nie były komentowane, bo widzę, że liczba ich wyświetleń jest mniej więcej taka sama. Cóż, rok szkolny pewnie robi swoje.
Niestety 8 praca została zdyskwalifikowana. Suzy przeprasza za zamieszanie, które wynikło z tego iż sama zapomniała o tym, że kiedyś napisała w poście, że taki part planuje. Gdyby ktoś jeszcze zauważył jakieś naruszanie regulaminu to proszę mnie o tym poinformować. To tyle z najważniejszych ogłoszeń. Teraz zapraszam na mojego parta, który został wyróżniony w konkursie u Oli na blogu Podaruj mi jeden dzień więcej. Planuję napisać kolejną/kolejne część/części, jednak nie wiem kiedy i nie wiem ile ich będzie. Być może faktycznie tylko jedna, muszę to dokładnie przemyśleć. Miłego czytania.
Niestety 8 praca została zdyskwalifikowana. Suzy przeprasza za zamieszanie, które wynikło z tego iż sama zapomniała o tym, że kiedyś napisała w poście, że taki part planuje. Gdyby ktoś jeszcze zauważył jakieś naruszanie regulaminu to proszę mnie o tym poinformować. To tyle z najważniejszych ogłoszeń. Teraz zapraszam na mojego parta, który został wyróżniony w konkursie u Oli na blogu Podaruj mi jeden dzień więcej. Planuję napisać kolejną/kolejne część/części, jednak nie wiem kiedy i nie wiem ile ich będzie. Być może faktycznie tylko jedna, muszę to dokładnie przemyśleć. Miłego czytania.
Kochany Pamiętniku,
Dawno nie pisałam, za co przepraszam. W ostatnim czasie jednak tyle się wydarzyło, że musiałam do Ciebie zajrzeć. Już nie wytrzymuję!
Moje życie legło w gruzach. Nie mam już nic. Rodziców, przyjaciół, narzeczonego, a nawet
dziecka. Wszystko straciłam. Moje życie to jedna, wielka farsa, stek bzdur, kłamstwo.
To koniec. Mam dość. Chciałabym zniknąć, ale nie potrafię. Brak mi odwagi.
Jestem tchórzem. Cholernym tchórzem.
V.
- Kochanie, popatrz! – Krzyknął
roześmiany brunet. Tomas wziął rozbieg i zrobił salto w powietrzu, czym wywołał
niemałe poruszenie wśród plażowiczów. Każdy chciał go zobaczyć, zrobić sobie
zdjęcie, wziąć autograf. W końcu to był sam Tomas Heredia. Zawodnik FC
Barcelony i reprezentacji Argentyny. Jego wybranka, Violetta Castillo spojrzała
na niego z miłością wymalowaną w oczach. Szatynka była z piłkarzem odkąd sięga
pamięcią. Poznali się w przedszkolu, później podstawówka, gimnazjum. W szkole
średniej zostali parą i tak jest do dziś. Od ośmiu lat są w szczęśliwym
związku. Nie widzą świata poza sobą. I piłką, jeśli chodzi o młodego mężczyznę.
Violetta
wstała z uśmiechem z kocyka i podreptała w stronę ukochanego, do którego się
przytuliła, szepcząc słowa pochwały. Castillo w przeszłości miała szansę zostać
światowej sławy modelką. Wzięła udział w dwóch pokazach i miała podpisać
kontrakt. Jednak nie spodobało się to brunetowi, który kategorycznie jej tego
zabronił. Przecież jego kobieta nie może paradować po wybiegach w samej
bieliźnie, często skąpej.
- Jutro wracamy. – Rzuciła – trzeba
się spakować – dodała, całując jego opalony policzek.
Starła
spływające po policzkach łzy, wrzucając zdjęcia do wielkiego ogniska, które
zrobiła na podwórku. Przeklinała się w duchu za to, że jest na tyle słaba, że
nawet nie potrafi odgonić trapiących ją wspomnień. Ale czy można ją było za to
winić? Spędziła z chłopakiem większość swojego życia. Zranił ją, to fakt, ale
nie wymaże od tak tych wszystkich lat. Szczęśliwych lat.
- Cześć mamo, tato. – Przywitała się z
rodzicami, wchodząc do domu i odstawiając walizkę. Nie zwróciła uwagi na ich
posępne miny. Od jakiegoś czasu często takie mieli. Rodzice szatynki prowadzili
własną firmę, która znana jest na całym świecie. Dzięki temu mogli spełniać
każdą zachciankę ukochanej, jedynej córki. Jednak firma to nie tylko
przyjemności. Każdy, kto prowadzi własną działalność wie, że wiążą się z tym
pewne wyrzeczenia, nieraz problemy. Liczne opłaty, rozliczenia. Świadomość, że
jest się żywicielem rodzin tych wszystkich pracowników, że oni wszyscy
pokładają w Tobie wiarę, nadzieję na lepsze jutro. Starasz się już nie tylko dla
siebie, swojej rodziny, ale też dla nich. Nie chcesz ich zawieść, wiedząc,
jakie są realia, jak ciężko o pracę i jakie ceny panują na rynku. Chcesz być
jak najlepszym pracodawcą, ale wiesz też, że musisz od nich wymagać, bo bez
tego nie osiągniesz sukcesu, a bez sukcesu Twój pomysł zginie w tłumie wielu
innych, aż w końcu będziesz musiał zakończyć działalność, zawiedziesz tych
wszystkich ludzi, zawiedziesz siebie. – Muszę Wam coś powiedzieć. – Powiedziała
uśmiechnięta, licząc, że tą wiadomością sprawi, że na twarzach ukochanych
rodziców, choć na chwilę pojawi się uśmiech. – Jestem w ciąży. – Powiedziała.
Wiedziała już o tym od jakiegoś czasu. Ona i nikt inny. Nie powiedziała jeszcze
narzeczonemu. Najpierw chciała poinformować rodzicielkę, która zawsze marzyła o
zostaniu babcią. Spojrzała na zasępione twarze swoich towarzyszy i zgłupiała.
Myślała, że się ucieszą. Była wręcz tego pewna. – Będziecie dziadkami – dodała,
łudząc się, że po prostu są w szoku, że za chwilę wstaną, uściskają ją i
pogratulują, zapewniając, że Tomas będzie się cieszył tak, jak oni. – Okey… Ja
pójdę się odświeżyć i pogadamy o tym za chwilę. – Poszła na górę, zastanawiając
się, o co może chodzić. Otworzyła drzwi od swojego królestwa i zamarła. Ściany
były gołe, meble puste, a wszystkie jej rzeczy stały przy łóżku spakowane w
kartony i walizki. Weszła powoli do pomieszczenia, szczypiąc się, aby sprawdzić,
czy to przypadkiem nie jest sen, że to nie dzieje się naprawdę. Niestety. Taka
była prawda, takie były realia. – Zbankrutowaliśmy. – Szepnęła pod nosem i
wyszła z pokoju, zaglądając do innych pomieszczeń. Wszystko stało na swoim
miejscu. Tylko jej pokój wyglądał inaczej. Tylko jej rzeczy były spakowane.
Czując cisnące się do oczu łzy, zbiegła na dół. Przecież nie planowała
przeprowadzki. Coś ewidentnie było nie tak. Spojrzała na nich wzrokiem,
proszącym o wyjaśnienie. Jej matka spuściła głowę i wlepiła spojrzenie w
podłogę, pokrytą czerwonym dywanem.
- Nie jesteś naszą córką. – Powiedział
jej ojciec bez jakichkolwiek uczuć. Żadnego współczucia, smutku, radości. Nic.
Patrzył tylko na nią złowrogo. – Masz się stąd wynieś. Nie będziemy Cię
utrzymywać. Ale zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to niespodziewane, więc
dostaniesz od nas wyprawkę. – Dodał beznamiętnie i wstał. – Czas masz do jutra.
– Wyszedł, a jej świat się zawalił.
Cisnęła
ramkę ze zdjęciem, które przedstawiało ją w objęciach rodziców. Przepraszam. Ją
w objęciach obcych ludzi, którzy przez całe jej życie sądzili, że są jej
rodzicami. Dopiero miesiąc temu dowiedziała się prawdy. Poznała ich biologiczną
córkę, która urodziła się w tym samym dniu, co ona. Zostały podmienione w
szpitalu. Rodzice Natalii byli biedni, a to, że nie jest ich córką okazało się
przypadkiem. Wtedy brunetka zaczęła szukać, wypytywać, aż trafiła. Zostały zrobione
testy i wyszło, że jest ich biologiczną córką. To za jej sprawą Violetta
straciła wszystko. To ona poprosiła ojca, aby wyrzucił ją z domu. Kiedy
wychodziła, widziała szatynka łzy w oczach Marii, swojej matki, ale ojciec
pozostał niewzruszony. Widziała też uśmiech triumfu Natalii. Te wszystkie
obrazy przelatywały jej przez głowę, ponieważ wczoraj szczęśliwa rodzinka
przyszła na obiad do restauracji, w której pracowała. Ponownie widziała pogardę
w oczach ojca i jego córki oraz współczucie i ból w oczach matki.
Otarła wciąż spływające po jej
policzkach łzy, co rozmywały jej perfekcyjny makijaż, który nie był już
wykonany kosmetykami z najwyższej półki, a tymi tańszymi, na które w tym
momencie było ją stać. Skończyło się beztroskie życie. Z dnia na dzień musiała
zacząć myśleć o sobie. Pójść do pracy, aby się wyżywić i popłacić rachunki. Nie
chciała przyjmować pieniędzy od rodziny Castillo. Przysięgła sobie, że odda im
wszystko, co do grosza toteż do pracy poszła od razu. Dodatkowy chwytała się
każdego innego zajęcia, aby mieć dodatkowe zarobki. Często zostawała po
godzinach, pracowała na dwie zmiany. Jednak ile w takich warunkach może
wytrzymać osoba, która nigdy pracować nie musiała? Znajomi z pracy prosili ją,
aby uważała, bo za chwilę coś się przytrafi i pójdzie na tak zwane L4.
W stercie zdjęć, które tak usilnie
wrzucała do płomieni znalazła te najważniejsze. Dla niektórych kompletnie
niezrozumiałe, a dla niej tak wyraźne, że niemal mogła na nim pokazać, gdzie
znajdowało się jej dziecko. Mały zarodek, przypominający fasolkę, który
rozwijał się pod jej sercem, a którego już nie ma.
Zamówiła taksówkę i
niemal od razu wyszła z domu. Nie chciała przebywać pod jednym dachem z tymi
ludźmi. Kierowca pomógł jej włożyć najważniejsze walizki do bagażnika, po
resztę zamierzała przyjechać później. Wsiadła do niej i podała mężczyźnie adres
narzeczonego. Wysadził ją pod wielką, okazałą willą w kolorze piasku,
ogrodzonej czarnym płotem. Bez problemu przeszła przez furtkę, ciągnąc za sobą
dwie walizki. Zapukała i czekała, aż Heredia jej otworzy. Po chwili usłyszała
kroki, zgrzyt zamka i potężne, dębowe drzwi zaczęły się otwierać.
- Co tu robisz? – Zapytał oschle, a ją
zamurowało. – Nie przypominam sobie, abym prowadził schronisko dla bezdomnych –
dodał, patrząc na nią z pogardą. – Możesz oddać pierścionek i spadać. Nie
zakochałem się w żebraczce. – Zakończył. Violetta pokręciła głową, czując, że
łzy znowu napełniają jej oczy. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Patrząc na
niego, zdjęła pierścionek i rzuciła mu go w twarz. – Myślę, że jasne jest też
to, że nie chcę tego dziecka. Masz je usunąć. Nie wiem, jak to zrobisz bez
pieniędzy, ale chętnie Ci pomogę. – Uderzył ją w brzuch, aż się skuliła. Łzy
ciekły jej nieubłaganie, a on, żeby mieć pewność, że płód nie przeżyje kopnął
ją kilka razy. Nie mogła uwierzyć, że mężczyzna, którego kocha potraktował ją w
taki sposób. Splunął na nią na pożegnanie i zatrzasnął jej drzwi przed nosem, a
ona wciąż tam tkwiła. Obolała, wykorzystana, zraniona.
Opadła
na kolana, załamując się do reszty. Wrzuciła zdjęcie z USG do gorących
płomieni, które ogrzewały jej zmarznięte ciało. Miała ochotę krzyczeć, ale z
jej gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Nie miała sił, była wrakiem
człowieka. Nie miała, do kogo się udać, nie miała jak walczyć.
Upokorzona zmuszona była
skorzystać z pomocy swoich dotychczasowych opiekunów. Raz jeszcze zadzwoniła po
taksówkę, która tym razem zawiozła ją pod mieszkanie, które dano jej, jako
wyprawkę. Na miejscu zobaczyła stare blokowisko, o którym mówiło się, że
mieszkają osoby, będące w konflikcie z prawem. Zapłaciła, wzięła swoje walizki
i przestraszona udała się do odpowiedniej klatki, rozglądając się, aby
przypadkiem nikt jej nie zaatakował. Przekręciła klucz w zamku, który natychmiast
ustąpił i weszła do obskurnej klatki, z której wydobywał się nieprzyjemny
zapach alkoholu przemieszany z moczem. Skrzywiła się, ale poszła dalej, na
drugie piętro. Po raz kolejny włożyła odpowiedni klucz do odpowiedniej dziurki
i przekręciła dwa razy, słysząc jak zamek ustępuje. Po chwili była w swoim
nowym królestwie, które w żadnym stopniu nie przypominało tego starego.
Zostawiwszy
walizki, udała się do szpitala na obdukcję, gdzie potwierdzono pobicie, a także
stwierdzono poronienie. Zacisnęła dłonie w pięści i zabrawszy dokumenty, udała
się na policję zgłosić przestępstwo. Wszystko szło gładko dopóki nie
powiedziała, kto jest jej oprawcą. Tomas Heredia. To przez niego policja nie
zdecydowała się na żaden ruch. Jest przecież Mundial, a oni nie będą skazywać
się na granie bez kapitana, króla strzelców. Co więcej, wybuchłby przecież
skandal. On, taka gwiazda, postrzegany wszędzie pozytywnie miałby stanąć przed
sądem? To by zniszczyło mu karierę, a Argentynie zabrało podstawowego gracza. Z
tego też powodu policjant na końcu wpisał, że Violetta spadła ze schodów, a
żadnego pobicia nie było. Jakie to typowe. Ile razy słyszymy, że nie należy
ignorować jakiejkolwiek formy przemocy, że ona jest zła. A w momencie, kiedy
prosimy o pomoc, zgłaszamy takie rzeczy, służby udają, że nie ma problemu. Przecież
od bezpieczeństwa ważniejszy jest wizerunek, który w tym przypadku mógłby
zostać zachwiany.
Po jakiejś godzinie wszystkie
zdjęcia, które przypominały jej o przeszłości były spalone. Zostały po nich
tylko zgliszcza. Odeszły w zapomnienie tak jak jej dotychczasowe życie. Jaka
szkoda, że w ten sam sposób nie możemy się pozbyć wspomnień.
Zgasiła ognisko i poszła do swojego
mieszkania. Od wejścia w oczy rzucały się szare, obdarte ściany. Nie miała
pieniędzy żeby, chociaż kupić farbę i pomalować pomieszczenia znajdujące się w
jej nowym lokum. Chętnie wymieniłaby stare, zniszczone meble, których kolor
ciężki był do stwierdzenia, na nowe. A chociażby nowsze. Śpiąc na łóżku nie
dało się stwierdzić, czy rzeczywiście śpi się na nim, czy raczej na podłodze.
Czasami miała wątpliwości, czy dobrze robi ścieląc łóżko, jednak bała się, że
po podłodze mogą biegać myszy lub szczury, toteż uparcie tkwiła na niewygodnym
łóżku.
***
Przystojny
brunet maszerował z lotniska uliczkami Buenos Aires. Mógł wsiąść do taksówki i
po prostu przyjechać nią do domu swojego wujka bądź zadzwonić po niego, czy
ciotkę, ale Włoch wolał się przejść, toteż teraz szedł parkiem, ciągnąc za sobą
wielką, czarną walizkę. Uwielbiał tutaj przebywać. Zawsze cieszył się, kiedy
ciotka dzwoniła do jego matki, aby przyjechał w odwiedziny. Tylko tutaj trawa
wydawała się być bardziej zielona, a ptaki śpiewały głośniej. Pomimo tego, że
Buenos Aires było dużym miastem każdy ze spokojem mógł znaleźć coś dla siebie.
W każdej chwil. Nieważne czy wolał ciszę i spokój czy hałas i dobrą zabawę. W
metropolii były miejsca takie i takie, co sprawiało, że było wyjątkowe. Nie
wszędzie każdy znajdzie coś dla siebie. Federico, chociaż sam mieszkał w Mediolanie
nigdy nie lubił hałasu i tego całego miejskiego zgiełku. Często zaszywał się na
wsi u babci swojego przyjaciela, gdzie mieli domek na drzewie i jeszcze, jako
dzieci przesiadywali tam całe dnie. Pod tym względem nic się nie zmieniło. I
zapewne już nie zmieni. W końcu w tym roku zdmuchnie dwadzieścia pięć świeczek.
Lata młodości i dobrej zabawy mijają bezpowrotnie i trzeba się z tym pogodzić,
a gdzie miał to zrobić jak nie u swojej ciotki, siostry swojej matki i
ukochanej kuzynki, Violetty? Ostatnio w jego głowie pojawiła się myśl o tym,
aby zamieszkać tu na stałe. Pomysł ten spodobał się Leonowi, który już wkrótce
miał tu przyjechać i zamieszkać razem z nim. Brunet z wyróżnieniem skończył w
tym roku prawo na najlepszej uczelni w swoim kraju. Nie jedna kancelaria się o
niego biła, chcąc, aby pracował właśnie u nich, ale on nie chciał. Nie miał
zamiaru przykuwać się na kolejne lata w stolicy mody. Dla niego to była istna
katorga. Nie chciał siedzieć i pomagać kryminalistą za duże pieniądze. Wolał
działać społecznie. Miał pieniądze i chciał pomagać, a jego rodzice go w tym
wspierali. Zawsze sądzili, że trzeba wyjść do ludzi. W końcu mamy dwudziesty
pierwszy wiek, a wciąż tak wiele osób nie umie czytać i pisać. Analfabetyzm,
pomimo obowiązkowej szkoły, szerzy się wszędzie. Nie tylko, dlatego że ludziom
się nie chce. Niektórzy po prostu potrzebują więcej czasu, dodatkowej pomocy, a
jeżeli rodzice nie mają pieniędzy to mówi się trudno. Człowiek ledwie skończy
podstawówkę i musi iść do pracy, bo nie ma, kto utrzymywać rodziny. Cywilizacja
poszła do przodu, wskaźnik urbanizacji jest w tej chwili bardzo wysoki, ale
wciąż zbyt niski. No i przede wszystkim nijak ma się do rzeczywistości.
Słyszeliście kiedyś o takim pojęciu jak urbanizacja pozorna? A urbanizacja? To
drugie pewnie tak, chociaż zapewne okrojoną wersję. Otóż urbanizacja to proces
przemian społecznych, ekonomicznych, kulturowych i przestrzennych, prowadzący
do powstania nowych miast, rozwoju już istniejących, a także wzrost liczby
ludności miejskiej w stosunku do ogólnej liczby ludności kraju. I tego przede
wszystkim tyczy się urbanizacja pozorna. Jak wiele ludzi ucieka ze wsi do
miasta w celu znalezienia pracy? Często nie ma wykształcenia i tej pracy nie
znajduje. Osiedla się na obrzeżach miast, bądź zaraz za jego granicami. W ten
sposób tworzą się olbrzymie dzielnice pozbawione wymaganej infrastruktury, tak
zwane slumsy. Czy tak nie dzieje się we współczesnym świecie? Urbanizację
pozorną można zaobserwować w każdym kraju i tym właśnie ludziom chce pomóc
Federico.
Idąc
tak, doskonale znanymi uliczkami brązowooki nawet nie spostrzegł, że jest już
na miejscu i puka do drzwi domu państwa Castillo. Drzwi otworzyła mu
uśmiechnięta ciotka, a za nią zobaczył wystrojoną brunetkę, której nigdy
wcześniej na oczy nie widział. Uściskał się z Marią i zapytał o Violettę.
- Violetta
już tu nie mieszka. – Odpowiedziała Natalia, nie czekając na słowa matki. – Nie
miała prawa tu zostać, ponieważ nie jest córką moich rodziców. To ja nią
jestem. – Dwudziestoczterolatka dumnie wypięła pierś, strosząc się przy tym
niczym paw.
- Nie pytałem
Ciebie. – Warknął brunet. – Ale widocznie nikt Cię kultury nie nauczył. Ciociu
powiedz, że to jest żart. – Spojrzał na siostrę swojej matki, a ta tylko
spuściła głowę, czym uświadomiła mu, że Natalia nie żartuje.- Wyrzuciliście ją
z domu? Na głowę Wam upadło? Gdzie ona jest?! – Cisza. – No gdzie, się pytam! –
Wystraszona Pani Castillo podała chrześniakowi adres. Jeszcze nigdy nie
widziała go w takim stanie. Jego głos przesiąknięty był nienawiścią, a
ciśnienie widocznie podskoczyło. Twarz przybrała odcień czerwonego, niemal
zlewając się z bluzką w tym kolorze. – Nienawidzę Was i nie wiem, jak mogliście
zrobić coś takiego! – Wyszedł, trzaskając drzwiami. Zadzwonił po taksówkę i
usiadł na walizce, czekając na żółty samochód. Na nic zdały się prośby Pana
domu i jego żony, aby nie robił głupstw i wszedł do środka. Rozgniewały go
tylko jeszcze bardziej.
Irytujący żółty samochód podjechał
pod willę i kierowca bez słowa schował walizkę chłopaka do bagażnika, po czym
wziął od niego adres. Młodzieniec bez słowa pożegnania wsiadł do auta i zamknął
za sobą drzwi. Nawet nie spojrzał na rodzinę. Sięgnął tylko po telefon i
zadzwonił do matki, mówiąc jej, że nie będzie spał w tym domu, bo nie ma
zamiaru przebywać z tak cynicznymi ludźmi. Jeszcze nie do końca wiedział, o co
chodzi, ale zdawał sobie sprawę, że nie powinni wyrzucać Vilu z domu. Przecież
mieszkała z nimi od urodzenia. Nie sprawiała kłopotów, uczyła się, nie okłamała
ich nigdy. A oni tak bezdusznie ją potraktowali. Wedle niego nie było dla nich
usprawiedliwienia.
Chwilę później taksówkarz wysadził
go pod wskazanym adresem. Młody mężczyzna podał mu odpowiedni banknot i wysiadł
z samochodu, a następnie odebrał walizkę. Z przerażeniem rozglądał się po
okolicy, która przyprawiała go o ciarki. Stara kamienica, dookoła pełno śmieci
i podejrzanych ludzi to z pewnością nie miejsce dla tak drobnej i niewinnej
dziewczynki, którą według niego wciąż była Violetta. Przypomniał sobie w głowie
dokładny adres, uniósł głowę wysoko, aby pokazać, że się nie boi, a
jednocześnie na tyle nisko, aby nie dać nikomu powodu do wszczynania bójki.
Jemu przecież nie było wolno. Wszedł do odpowiedniej kamienicy i poszukał drzwi
mieszkania ukochanej kuzynki. Zapukał, ale nikt mu nie otworzył. Ponowił
czynność, jednak dalej odpowiadała mu głucha cisza. Zadzwonił do sąsiednich
drzwi i już po chwili otworzyła mu urocza staruszka z biało-czarnym kotem na
rękach.
- Dzień
dobry, przepraszam, że przeszkadzam. – Zaczął – czy mogłaby mi Pani powiedzieć,
czy mieszka tutaj obok taka młoda, śliczna dziewczyna? Jestem jej kuzynem i
właśnie przyleciałem. – Zakończył. Babcinka zmierzyła go wzrokiem i westchnęła.
- A mieszka –
zaczęła głosem, godnym jej wieku. – Biedna dziewczyna. Podobno została
wyrzucona z domu. Jest w pracy. Powinna wrócić wieczorem. – Powiedziała,
patrząc na niego wyczekująco, zupełnie tak, jakby chciała do wiedzieć się
więcej, by potem móc spokojnie plotkować z innymi sąsiadkami.
- Dziękuję. A
wie może Pani, gdzie ona pracuje? – Dociekał.
- Ano wiem.
Jest kelnerką w restauracji Rose. – Rzuciła zrezygnowana tym, że chłopak albo
nic nie wie, albo nie chce jej powiedzieć. Federico grzecznie podziękował i
ponownie zszedł na dół, ruszając w stronę miejsca, gdzie pracuje jego kuzynka.
***
-
Przepraszam, czy podać może kartę? – Spytała z uśmiechem kolejnego klienta,
który jakimś cudem wszedł tutaj niepostrzeżenie i nie dostał spisu potraw. Od
początku, kiedy go zobaczyła wydawał jej się znajomy toteż uprzedziła
wszystkich swoich znajomych z pracy i jako pierwsza tu podeszła. Wstał i
ściągnął swoje okulary przeciwsłoneczne, które zasłaniały mu pół twarzy. Bez
słowa ją przytulił i powiedział ciche ‘tak’. Violetta wtuliła się w tak dobrze
jej znane ramiona kuzyna, jednak po chwili się opamiętała i odsunęła. W jej oczach
po raz pierwszy od dawna dało się zobaczyć iskierki szczęścia. – Wybacz Fede,
nie mogę. Wywalą mnie.
- Jasne.
Możesz mi podać kartę. I klucze od swojego mieszkania? Nie będę mieszkał u tych
bezduszników, to się kłóci z moimi poglądami. – Uśmiechnął się szeroko. – O ile
oczywiście mnie przenocujesz. Stęskniłem się, więc chciałbym spędzić jak
najwięcej czasu z Tobą, a nie w hotelu. – Wyjaśnił, czym dał jej do
zrozumienia, że już wie. Uśmiech na jej twarzy się poszerzył i skinęła tylko
głową, po czym odeszła i wróciła po kilku minutach z kluczami i kartą dań.
- Nie
przestrasz się, to nie hotel pięciogwiazdkowy, ale przynajmniej mam dach nad
głową. – Westchnęła. – Cieszę się, że jesteś. Wszyscy się ode mnie odwrócili. –
Dodała.
- Obiecuję,
że Cię z tego wyciągnę, ale o tym pogadamy w mieszkaniu. O której kończysz? –
Spytał, otwierając kartę, chociaż doskonale wiedział, co zamówi. Często przychodził
tutaj z Violettą w przeszłości. Z nią i jej rodzicami.
- O
dziewiętnastej. – Odpowiedziała. – To, co zwykle? – Spytała z uśmiechem,
widząc, że chłopak stwarza pozory. Kiwnął tylko głową. Odeszła z uśmiechem na
ustach i w kuchni z pamięci przekazała jego zamówienie, co spotkało się z
niemałym zdziwieniem. Wyjaśniła im, że jest to jej kuzyn i zawsze to zamawia.
Jej szef, słysząc to dał jej dwadzieścia minut wolnego, aż danie nie będzie
gotowe, na to, aby z nim porozmawiała. Pisnęła z radości i rzuciła się mu na
szyję, jednak po chwili się opamiętała, odsunęła i przeprosiła, po czym w biegu
zdejmowała fartuszek służbowy i szła w kierunku stolika, przy którym siedział
Federico.
***
- I tak oto
znalazłam się tutaj. – Zakończyła swoją historię, nie pomijając żadnego
szczegółu. Siedząc po turecku, na niewygodnym tapczanie, obserwowała, jak
Federico przechadza się od jednego do drugiego końca pokoju, mamrocząc coś pod
nosem i żwawo gestykulując rękoma. Poprawiła swoje opadające włosy i czekała na
jakiekolwiek słowo. Nie było dla niej ważne, czy będzie to pocieszenie, czy coś
zupełnie innego. Oczekiwała na jakąkolwiek reakcję. Zawsze liczyła się z jego
zdaniem i wiedziała, jakie on ma podejście do podobnych rzeczy. W duchu
liczyła, że faktycznie może jej pomóc.
- Nie mogę
uwierzyć, że zrobili coś takiego. Masz wyniki obdukcji? – Kiwnęła głową. –
Wytoczę im proces. Twojemu byłemu też. Nie podaruję im tego, że nie zareagowali
na pobicie, a mu tego, że przez niego nie będę wujkiem. Chociaż to w sumie
dobrze. Nigdy go nie lubiłem. Nie zasługiwał na Ciebie i nie byłby dobrym
ojcem, ale to nie zmienia faktu, że zabił Wasze dziecko! – Stanął na środku
pokoju i spojrzał na nią. – Nie wierzę też, że do mnie nie zadzwoniłaś!
Wiedziałaś na pewno, że stanę po Twojej stronie. Znasz mnie, Violetto! – Zganił
ją, podchodząc bliżej. Usiadł obok. – Nie mniej jednak, wiem jak pomóc.
Wspólnie z Leonem zostajemy tu na stałe. On dojedzie niedługo. – Na dźwięk
imienia szatyna jej oczy rozbłysły. Kiedyś, jako mała dziewczynka była w nim
zakochana po uszy, ale on nie zwracał na nią uwagi. Zawsze była tylko ‘ukochaną
kuzynką jego przyjaciela’. Jednak w gimnazjum coś się zmieniło.
Grali w butelkę na
urodzinach Federico, kręcił solenizant i wypadło na Leona. Spojrzał na swoją
kuzynkę i uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
- Pocałuj Violettę – rzucił. Wszyscy
zamarli. Jego dziewczyna wyraziła sprzeciw, ale totalnie ją zignorował. Wstał i
podał jej dłoń, którą ujęła. Był o głowę od niej wyższy, toteż zadarła głowę w
górę, a on swoją pochylił nieco w dół. Miał to być niewinny pocałunek. Miał, a
obrócił ich życie do góry nogami. Spojrzał w jej oczy i zanurzył się w jej
ustach, niemal od razu wsuwając w nie swój język. Pieścił nim jej podniebienie,
a ona nie pozostała mu dłużna. Zarzuciła mu ręce na szyję, a ten objął ją w
tali. Kiedy się od siebie oderwali w pokoju panowała cisza, a wszystkie oczy
wpatrywały się w nich.
- To koniec – usłyszał tylko piskliwy
głos swojej dziewczyny, która chwilę potem wyszła z pomieszczenia, trzaskając
drzwiami. Poleciał za nią, a ona następnego dnia wyjechała.
- Violetta! –
Pomachał jej przed głową ręką, chcąc obudzić ją z transu, ale nie spotkało się
to z oczekiwanym rezultatem. Potrząsnął nią lekko, co spowodowało, że spojrzała
na niego rozmarzonym wzrokiem. Uśmiechnął się szeroko, wiedząc, co to oznacza.
Nie miał zamiaru jednak jej tego mówić. Doskonale zdawał sobie sprawę, że
zaprzeczy. Zawsze tak robiła. Leon zresztą też. – Odpłynęłaś. – Wyjaśnił,
widząc jej karcące spojrzenie. – Na czym to ja skończyłem? A tak, już wiem. –
Przeniósł wzrok na obdartą ścianę, jednak po chwili znów patrzył na nią. – Dzisiaj
odebrałem klucze od naszego nowego miejsca pracy. Leon będzie psychologiem, ja
prawnikiem. Potrzebujemy sekretarki i to Ty nią będziesz. Wiesz, w godzinach
rannych będziemy działać społecznie, a potem normalnie. Potrzebujemy kogoś
rozgarniętego. I zamieszkasz też z nami. Dom jest już kupiony. Wprowadzane są
ostatnie poprawki i jeden pokój stoi pusty, nieruszony, bo nie mieliśmy na
niego pomysłu. – Wyjaśnił. – Na razie możesz spać w moim, ja rozgoszczę się na
kanapie, a jak skończymy Twój to pójdziesz do niego, a ja wrócę do swojego. – Dodał.
– I nie chcę słyszeć sprzeciwu. Kancelaria połączona z gabinetem
psychologicznym wymaga remontu, więc ruszy za miesiąc. Do tej pory możesz
pracować tu, gdzie pracujesz. Ale w tym tygodniu powinni skończyć prace w domu,
więc wprowadzisz się z nami. Oddasz rodzicom klucze i już nic nie będziesz im
winna. – Dokończył, mimo jej wyraźnych sprzeciwów. Zamilkła na chwilę, a z jej
policzków zaczęły płynąć łzy. Wiedziała, że na Federica zawsze może liczyć, ale
to, co jej zaproponował przeszło jej najśmielsze oczekiwania. A on? Patrzył na
nią w osłupieniu, nie rozumiejąc jej łez. Zaczął się zastanawiać, czy
przypadkiem nie powiedział czegoś, co ją zabolało, bądź obraziło, ale nic
takiego nie przychodziło mu do głowy. Wiedziała, jak nie znosił jej łez. Nie
cierpiał, kiedy była smutna, kiedy płakała, czy też, kiedy ktoś ją krzywdził.
Dla niego była i zawsze będzie jego młodszą, małą kuzynką, która nosi dwie
kitki. Już otwierał buzię, aby ją przeprosić i poprosić, by już nie płakała,
kiedy rzuciła mu się na szyję i przylgnęła do niego całym ciałem, mocząc mu
koszulę.
- Dziękuję,
dziękuję, dziękuję… – szeptała przy jego uchu, pociągając nosem. – Jesteś
najlepszy, Federico. Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć, ale nie myślałam, że
pomożesz mi aż tak. Nie sądziłam, że los się jeszcze do mnie uśmiechnie. –
Dodała szybko, że niemal jej nie zrozumiał. Uśmiechnął się i objął ją mocno.
Uspokoiła go. Wiedział już, że są to łzy szczęścia, a on nie ma, za co
przepraszać. Podniósł głowę i pocałował ją w czółko, wyjaśniając, jak będzie
wyglądało ich mieszkanie. Uspokoił ją, że zdaje sobie sprawę, iż na początku
nie da rady się dołożyć do rachunków, bo z obecnej pensji będzie musiała zapłacić
jeszcze rachunek za mieszkanie, w którym się znajdują, ale odpracuje to
gotowaniem. A potem, kiedy już dostanie pierwszą pensję, będzie mogła spokojnie
się utrzymać, a rachunki będą dzielić na trzy.
- Leon się
ucieszy. – Rzucił cicho, kiedy Castillo poszła zaparzyć herbatę.
Rozdział, z powodu problemów osobistych pojawi się z małym opóźnieniem. Nie umiem powiedzieć, kiedy dokładnie.
Liczę na szczere opinie. ;)
super OS wyczekuje dalszej części ;D
OdpowiedzUsuńSuper :) Bedzię kolejna część ? Mam nadzieje że tak :)
OdpowiedzUsuńJest świetny. Wyczekuję następnej części.
OdpowiedzUsuńGenialny czekam na kolejną część i życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny xD
OdpowiedzUsuńZajmuje xddd
OdpowiedzUsuńOS jest swietny taki smutny i na koncu jest nadzieja na 'lepsze jutro' ^^
Jest bajeczny <3
Dawaj szybko druga czesc bo nie wytrzymam ;*
super!!!!!!! nie mogę się doczekać następnej części!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńSuper!!Jest mega!!!Niesamowity obrót akcji.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i chcę następne części<3
Boski OS ♥
OdpowiedzUsuńZrób więcej części, błagam ♥
Czekam na następną część (jeśli -mam nadzieje- będzie) jak i na następny rozdział ♥
Pzdr, Liv ;*****
Super. Czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy pomysł na Parta :D Nie wyobrażam sobie tego ,żeby nie było kolejnej części :P Dlatego my tak bardzo ploooooosimy ♥ To taka miła odskocznia od cięzkiego tygodnia.. ja nie chce liceum.. chce spowrotem do podstawówki...:o
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM ! ♥ Agata
Wielkie brawa za one shot ! Jestem pod wielkim wrażeniem Twojego talentu , ciekawa tematyka i dość skomplikowana dla bohaterki mam nadzieje , że nie poprzestaniesz na jednej części , aczkolwiek pociągniesz tą historię dalej ! :') Życzę powodzenia !
OdpowiedzUsuńSuper czekam na kolejna czesc
OdpowiedzUsuńPisz dalej!!! <3
OdpowiedzUsuńZajebiaszczy one shot!!! Czekam na następną część, mam nadzieję że się pojawi.
OdpowiedzUsuńNawet nie pamiętam kiedy ruszyłam dupę, żeby coś tu skomentować... Ale nie warto się przejmować, bo jestem tu na bieżąco. Przepraszam, że nawet nie daję na tym blogu śladu życia. One Shot należy do jednych z ciekawszych prac. Co ja mówię? WSZYSTKO co piszesz należy do grupy dzieł. <3 Dziwie się dlaczego jeszcze nie wydałaś jakiejś książki xdd
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział i bardzo chcę ujrzeć kolejne cz. OS'a <3
Pozdrawiam ;*
Love <3 Bardzo mi się podoba chociaż jestem tutaj nowa to i tak widzę że masz wieeeelki potencjał :) Czekam na next
OdpowiedzUsuńPozdro, Marti :*
Ten OS jest piękny !!
OdpowiedzUsuńTaki głęboki !!
Czekam na next !! ~ Julka ♥
Jaki niesamowity OS!
OdpowiedzUsuńCande za każdym razem mnie zaskakujesz!
Piszesz tak genialne rozdziały, One Shorty, wiesz co ci powiem? Mam nadzieje, że kiedyś wydasz książkę :)
Nie mam pojęcia skąd bierzesz te pomysły! Są genialne, takie... Z życia wzięte :)
Opisujesz często problemy prawdziwych ludzi i to w piękny, prosty sposób ;)
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zaczęłam moją przygodę z blogami, bo dzięki temu poznałam masę wspaniałych osób o niesamowitym talencie, wśród których jesteś również ty ;) Dziękuję, że jesteś i dla nas piszesz. Naprawdę.
Kiedy bedą wyniki konkursu?
OdpowiedzUsuńHej, Candy... Jutro minie równe 20 dni od ostatniego posta, rozumiem, że możesz mieć jakieś problemy osobiste, może jesteś zajęta nauką, ale tak długa nieobecność jest do Ciebie nie podobna... Trochę się martwię... Żyjesz jeszcze? :)
OdpowiedzUsuńŚwietny :-*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : leonettaaq.blospot.com
Ogarnij się i odezwij! <3
OdpowiedzUsuńProszę:D
Martwię się o Ciebie...
Hej, to już równy miesiąc o ostatniego posta, żyjesz jeszcze? Ale i tak czekam na kolejny rozdział kochana. <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńWybacz że tak późno. Super Os
OdpowiedzUsuń