piątek, 28 sierpnia 2015

OS Leonetta. "Przedszkolaki w akcji." cz.3 Współautorka Suzy



OS pisany z Suzy, z bloga I will always love you, która obecnie jest dostępna tylko na blogu Przyjaźń, czy miłość?

Swoją drogą Suzy kazała Wam podziękować, że przez to, że była nieuchwytna nikt jej nie torturował za to, że tak długo pisała swoją część. Myślę jednak, że każdy jej to wybaczy.

A teraz mam zaszczyt zaprosić Was na długo wyczekiwaną trzecią już część OS, który przyjął się bardzo dobrze, co z pewnością zaskoczyło i mnie i Zuzkę. Jesteście świetni i to wielka przyjemność pisać dla takich czytelników jak Wy. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejna część. Zaczyna się rok szkolny i akademicki, a oprócz tego zaczynam pracę już na stałe w Gimnazjum. Także, jeżeli ktoś coś chciałby wiedzieć, gdzie się z czym udać u siebie w szkole to pisać śmiało. Skończyłam i Gimnazjum i Liceum, a teraz nawet pracuję w tym pierwszym, więc z pewnością w razie problemów pomogę, bynajmniej będę się starała.
Nie przedłużam już, tylko zapraszam do czytania!
Candy.

PS Nie mam pojęcia, dlaczego skoro tekst jest jednolity przy edytowaniu, po opublikowaniu niektóre dialogi są od akapitu, a niektóre nie. ;/ Coś mi ostatnio blogger świruje. Jak nie to to sobie tła robi ;/


Narrator
Dalsza praca Violetty i Leona przebiegała bez niepotrzebnych scysji odnośnie tego, kto zawinił i innych mało ważnych w tej chwili powodów. Przez czas, w którym pili herbatę pracowali przy biurku, jednak potem przenieśli się do stołu, na którym spokojnie mogli rozłożyć projekty i Leon mógłby wytłumaczyć projektantce elementy, których kobieta mogłaby nie rozumieć, choć po chwili stwierdził, iż ta jest dobrze wyszkolona w swoim zawodzie, bowiem nie ma żadnych problemów z czytaniem projektu budynku i dzięki temu mogła zacząć wizualizować sobie pomieszczenia, a także robić notatki. W pewnym momencie, Verdas wstał i podszedł do telefonu, zamawiając kolejne porcje herbaty i jakiegoś ciastka, po czym oparł się ręką o krzesło szatynki i pochylił się nad nią.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe samowolki. Na pewno jesteś już zmęczona i trochę głodna, a odrobina cukry dobrze nam zrobi – wymruczał zmysłowo przy jej uszku i musnął jej policzek, po czym przejechał po nim nosem. – Masz ładne perfumy – stwierdził z szerokim uśmiechem i ułożył drugą rękę na jej ramieniu.
- Czy ty się nie zapędzasz?- zapytała szatynka delikatnie odpychając szatyna i powracając do pracy. Jeszcze przez chwilę czuła na sobie wzrok Verdasa. Nie było to dla niej bardzo krępujące, ale tez nie czuła się komfortowo, a kiedy miała zwrócić mu uwagę, przyszła jego sekretarka. Leon jej podziękował i przejął tacę. Położył ja na stoliku odgarniając stertę papierów i usiadł na przeciwko Castillo znów wlepiając w nią wzrok..
- Nie. – Odparł przekonany. – Nie obmacuję Cię, ani nic. To był tylko przyjacielski buziak w policzek. On nawet nie był blisko ust – dodał, wyciągając się. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta kobieta go intrygowała i chciałby dostać pozwolenie na większą bliskość. Jednak nie miał zamiaru o to prosić. Łudził się, że to wyjdzie od niej, że być może to ona usiądzie mu na kolanach i przytuli się do jego piersi, jak mała dziewczynka, a on tuląc ją do siebie i całując jej głowę, odgoni od Castillo wszystkie problemy i zmartwienia. Podsunął jej talerzyk i herbatę bliżej, a swoje naczynia zostawił po swojej stronie stołu. – A ręka na Twoim ramieniu? – Tłumaczył się dalej – przecież to nic takiego. Nie raz tak robiłem. To raczej miły gest. – Wzruszył ramionami. – Jednak, jeśli nie chcesz, abym tak robił to nie ma problemu. Będę zachowywał większy dystans tak, jakbyśmy byli dla siebie obcy, nie znali się poza pracą. – Mruknął, a w jego oczach zgasła jakaś iskierka, która dodawała mu dziecięcego uroku i pokazywała, że jest radosny. Ostatecznie jednak nie chciał się jej narzucać i jeśli Violetta nie była zainteresowana niczym innym, jak tylko pracą to chciał to uszanować i przestać sobie wmawiać, że z tego może być coś więcej. W końcu, po co się łudzić? Z tego nigdy nie wynika nic dobrego. 
Może nie powinna tak reagować? Zrobiło jej się smutno widząc Leona przygaszonego. Po prostu się odzwyczaiła. Odgrodziła się od mężczyzn, a teraz po długiej przerwie bum! Pojawia się on. Tylko czy to jest jej zbawienie, czy przekleństwo? Z jednej strony coś się między nimi dzieje. Może nie są to wielkie gesty, ale takie zwykłe jak pocałunek w policzek, dotyk. Niby nic, a jednak coś. Szatynka jeszcze nie wie co. Z drugiej zaś jest to swego rodzaju przełom. Obrót o 180 stopni. Ktoś nowy, pojawia się w jej życiu i tak jak w tym przypadku Leon chyba zostaje na dłużej. Nie chodzi tu już tylko o to, że jest to ojciec przyjaciela jej córki, ale też ktoś z kimś przez najbliższy bliżej nieokreślony czas będzie współpracować. Może powinna trochę się rozluźnić i dopuścić bardziej do siebie Leona?
Oboje mierzyli się spojrzeniami, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Ich kontakt wzrokowy przerwał mężczyzna, który chwycił do ręki swoją szklankę i napił się brązowego płynu. 
- Zaniemówiłaś, więc wróćmy do pracy. A jeśli nie masz żadnych pytań to możesz wrócić do siebie. W końcu nie musimy tego robić razem. To Twoja działka, a nie moja. Ja się zajmę budową, a Ty wizualizuj sobie pomieszczenia. Gotowe projekty podrzuć mi do końca terminu, chyba, że coś się wydarzy, o czym prosiłbym, abyś mnie powiadomiła. – Przygryzł delikatnie wargę. – Klepnę to, albo ewentualnie zasugeruję jakieś poprawki, zgodne z wytycznymi zleceniodawcy. Wtedy powoli będziesz mogła wejść na budowę ze swoją ekipą i rozejrzeć się, jak to wygląda w przestrzeni. A jeśli będzie możliwość zaczęcia urządzania jakiegoś pomieszczenia wcześniej to będziesz mogła się za to zabrać, ale to jest raczej mało prawdopodobne. Sama rozumiesz. Miesiąc pewnie zleci zanim będziesz mogła zacząć swoje prace. Chyba, że klient będzie miał problemy z wypłacalnością, wtedy to będzie dłużej. – Sięgnął po eklera i ugryzł kawałek, po czym ponownie napił się herbaty. – Nie będę się więcej narzucał. – Zakończył po chwili i wstał, podchodząc do regału, z którego wyciągnął segregator, a z tego z kolei zabrał jedną kartkę, którą podał kobiecie. Tu są ich obecne wymagania, co do wyglądu wnętrz. Jak coś się zmieni to albo dam znać, albo będziesz nanosiła poprawki później, kiedy podeślesz mi wstępny zarys, a ja pokażę go klientowi. – Odsunął się na bezpieczną odległość, a po chwili zabrał herbatę i eklera na swoje biurko, po czym sam przy nim usiadł, a Violetta przeleciała wzrokiem po stoliku, zaczęła zbierać swoje manatki, a kiedy wszystko w miarę ogarnęła, podeszła do niego. Stanęła przed jego biurkiem i kiedy szatyn podniósł swój wzrok odparła.
- Przepraszam. – Wypaliłam – nie jestem przyzwyczajona do takich gestów. Nie obrażaj się na mnie i też mnie zrozum – powiedziała z lekkim wyrzutem. Zabrałam z kanapy swoją torebkę, kilka teczek, dwa segregatory i jedną tubę z dużym planem.
- Nie przepraszaj – odparł, obserwując jak się zbiera. – Po prostu nie… Po prostu łączy nas tylko praca. – Przymknął oczy i się zawahał. – To ja przepraszam, jeśli Cię uraziłem. Nie miałem takiego zamiaru. Po prostu… Uważam, uważałem Cię za przyjaciółkę, a nie tylko partnerkę w biznesie. – Westchnął. – Chyba masz rację. Zapędziłem się trochę. Obiecuję przystopować i się nie narzucać. W końcu nasze dzieci się przyjaźnią, więc byłoby miło, jeżeli byśmy się chociażby tolerowali. To nam wiele ułatwi, a ja nie chcę tego zaprzepaścić, bo stwierdziłem, że jesteś mi bliska i to była pomyłka. – Przygryzł delikatnie swoją dolną wargę, nie spuszczając z niej wzroku. – Staram się zrozumieć. Sam dawno nie byłem w sytuacji, kiedy jakaś kobieta była dla mnie nieco ważniejsza niż być powinna. – Spojrzał na zegarek i zamknął swój notatnik. – Podrzucić Cię do przedszkola, czy przyjechałaś tu samochodem? Cholera – zaklął. – Znowu się narzucam. Zapomnij o tym.
- Spokojnie. – Szepnęła i uśmiechnęła się ciepło do szatyna. - Kto powiedział, że nie chcę się z tobą zaprzyjaźnić? – spojrzała na niego – nie narzucasz się i co więcej chciałabym żebyśmy byli dla siebie bliżsi. Daj mi czas. – Odparła i poprawiła swoje włosy, co skutkowało tym, że wieża ułożona z wszystkich teczek i innych materiałów zachwiała się, a ta z przerażeniem próbowała jakoś przywrócić temu równowagę. Jednak się jej nie udało i wszystko runęło. Na ratunek oczywiście przybył jej Verdas, który pomógł jej z ułożeniem papierów i pozbieraniem ich z podłogi. – Dziękuję – rzuciła, będąc przy drzwiach. – Niestety jestem samochodem, ale dziękuję za propozycję. – Chciała wyjść, ale wróciła się i pocałowała szatyna w policzek. – Do zobaczenia – powiedziała na odchodne i opuściła gabinet Leona. Udała się do swojego samochodu, analizując wszystko, co się działo przez ostatnie 20 minut. Wsiadła do samochodu i pojechała najpierw do sklepu po zakupy, a później po córkę,
- Widzimy się w przedszkolu – rzucił za nią, jednak zbyt późno, aby ta usłyszała i złapał się za policzek, gdzie chwilę wcześniej spoczywały usta szatynki. Uśmiechnął się szeroko i dojadł eklera oraz dopił herbatę. Wyłączył swojego laptopa i zabrał dokumenty, po czym wyszedł z gabinetu. Stanął przy biurku sekretarki, prosząc ją, aby zabrała brudne naczynia z jego gabinetu, a także poinformował ją, że wychodzi i spotkają się jutro. Obdarzył ją szerokim uśmiechem i skierował się do wyjścia, by chwilę później wsiadać do swojego sportowego samochodu ze skórzaną tapicerką i pojechał pod przedszkole. Zaparkował w wolnym miejscu, po czym ruszył w stronę budynku, zamykając auto pilotem. Kilkadziesiąt sekund później wszedł do środka przez szklane drzwi i skierował się do sali synka. Kiedy malec go zobaczył, automatycznie przerwał zabawę, sprzątnął klocki i pożegnał się z przyjaciółką, po czym podbiegł do ojca i wręcz rzucił mu się w ramiona. Verdas, przeczuwając, co się święci ukucnął i wziął malca na ręce, kiedy ten przylgnął do niego ciałem. Ucałował główkę chłopca i wyszedł z nim do szatni, gdzie Christopher miał się ubrać, aby mogli wyjść i pojechać po sprawunki.
Szatynka pchnęła drzwi i weszła do przedszkola swojej córki. Od razu na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, chociaż nie widziała jej zaledwie parę godzin już się stęskniła. Przeszła przez dwa korytarze, a kiedy przechodziła przez szatnię ujrzała znajome twarze. Chris widząc ja szeroko się uśmiechnął, Leon po chwili odwrócił się i też posłał jej uśmiech. Przywitała się z malcem i poszła do sali Lily. Nie minęło dużo czasu a dziewczynka była już w objęciach mamy. Razem udały się po płaszczyk i buty młodszej Castillo. Ku zdziwieniu Violetty młody i młodszy Verdas dalej tam byli.
– No, Malutki teraz możesz się pożegnać z Lily i możemy już iść – zaśmiał się Leon, obserwując panny Castillo. Christopher podszedł do przyjaciółki i ją przytulił.
- Musimy pogadać – wyszeptał jej na uszko tak, aby żaden dorosły go nie usłyszał. – Mam takie newsy, że osłupiejesz. Ale dla nas to niestety nie są dobre informacje – dodał cichutko i odsunął się od dziewczynki, kiedy usłyszał głos ojca, proszący go, aby już szli, bo mają do zrobienia jeszcze zakupy. Podszedł do Leona i chwycił jego rękę w swoją malutką dłoń, po czym pomachał Lilce i jej mamie. Razem z tatą ruszyli do wyjścia.
- Do zobaczenia – rzucił Leon, odwracając się w stronę zdziwionych kobiet. Był wręcz pewien, że powód ich min był zupełnie inny, chociaż bardzo do siebie zbliżony. I miał rację. Violetta dalej była zszokowana tym, że Leon z synem czekali na nie, a Lilka nadal nie doszła w pełni do siebie po słowach malucha. Była zaintrygowana tym, co miał jej do powiedzenia i nie podobało jej się to, że musi czekać aż do jutra. To według niej nie było fair.

Leon
Wyszliśmy z Chrisem z budynku. Byłem bardzo ciekawy, co takiego mój syn szeptał na uszko młodej pannie Castillo. Momentami wydawało mi się, że jest między nimi coś więcej niż tylko przyjaźń. Czasami sądziłem nawet, że nie chodzi im o zeswatanie nas tylko o ich związek, chociaż zapewne nie bardzo wiedzieli, na czym ta cała miłość kobiety do mężczyzny i odwrotnie polega. Dzieciaki były bardzo rozwinięte, jak na swoje lata, jednak to wciąż małolaty. Do pewnych rzeczy po prostu trzeba dorosnąć i tak jest właśnie z miłością. W ich wieku człowiek się krzywi na widok pocałunku, sądząc, że to jest coś ohydnego, wstrętnego. Sam jak byłem w ich wieku i widziałem całujących się rodziców krzyczałem ‘ fuj!’ i kazałem i przestać. Dopiero później sam postanowiłem spróbować, dalej sądząc, że to coś nieodpowiedniego. Jednak, kiedy pocałowałem się po raz pierwszy zauważyłem, że jest to nawet przyjemne. Potem mówiło się o tym, że podczas pocałunku spala się kalorie, że jest to zdrowie, poprawia nastrój. Tego nie zrozumie kilkuletnie dziecko, chociażby nie wiem, jak było rozwinięte, wychowane. Biologii nie da się oszukać. Wszystko ma swoje miejsce i swój czas. Nawet do zapłodnienia nie dochodzi wtedy, kiedy by się chciało. Jest na to określony termin. Głupi sen na swoje fazy i odgrywa ważną rolę w życiu. Nie może być go za mało, ani za dużo. Pogoda ma swoje odzwierciedlenie w zachowaniu, nastroju. Dosłownie wszystko. Pewnych rzeczy nie da się po prostu przeskoczyć, jest to niemożliwe.
Wsiedliśmy do samochodu i przygotowałem się do jazdy. Spojrzałem w lusterko, aby upewnić się, czy mój syn zapiął pasy, a następnie sprawdziłem, czy mogę włączyć się do ruchu. Pojechaliśmy do supermarketu. Zaparkowałem przy wejściu i poszliśmy po koszyk. Christopher zaczął go pchać, a że jego głowa nie wystawała ponad metalowe pręty to asekurowałem wszystko jedną ręką. Wrzucaliśmy do koszyka chrupki, lody i inne słodycze, a także świeże pieczywo, smarowanie, wędliny. Wzięliśmy ryż i potrzebne składniki, aby przygotować sos słodko-kwaśny. Chris podszedł do pani obsługującej dział mięsny i poprosił o pierś z kurczaka. Byłem z niego dumny. Pomimo swojego młodego wieku nie wstydził się pytać i prosić o pomoc. Nie każdy to potrafi i to nie zależnie od tego ile ma lat. Po chwili w podskokach zjawił się przy mnie i wrzucił folię z drobiem do koszyka. Wzięliśmy świeże owoce, warzywa i udaliśmy się do kasy. Wspólnie wyłożyliśmy wszystko na czarną taśmę i oczekując na naszą kolej rozejrzałem się po pomieszczeniu. W białym suficie wywiercone były dziurki, z których zwisały wielkie lampy, oświetlające towary. Szarawe ściany nie przyciągały do siebie uwagi kompletnie niczym, podobnie jak zabrudzona od ludzkich butów podłoga. Regały były brązowego koloru, chociaż niekiedy ciężko było to określić, ponieważ nie było ich widać spod dużej ilości produktów. Pokręciłem głową i spojrzałem na przesuwającą się kolejkę. Kilka sekund później wyprowadziłem koszyk i zacząłem pakować zakupy do torby wielorazowego użytku. Z uśmiechem na ustach pomagał mi synek, po czym zapłaciłem za wszystko uroczej brunetce, po której nie było widać znużenia. Musiała być nowa, albo lubiła swoją pracę. Inne ekspedientki były już tym wszystkim znudzone, a od niej biło ciepło i radość. Spojrzałem na plakietkę Nathalie – przeczytałem. Jej ciemno-brązowe oczy z pewnością na długo pozostaną w mojej pamięci. Rzuciłem jej ciche ‘do widzenia’ i posłałem uśmiech. Skierowaliśmy się do wyjścia. Wrzuciłem zakupy do samochodu, a Malec poszedł oddać wózek. Kilka minut później pojechaliśmy do domu. Jadąc tak, zauważyłem znaną mi osobę. Wstrząsnąłem głową. Przecież to niemożliwe, aby Fran wróciła. Jej nie ma. Odeszła. Zostawiła nas. Nie mogła wrócić. Nie teraz, kiedy kogoś poznałem! Szybko odgoniłem od siebie te myśli, aby Chris nie zaczął niczego podejrzewać i zaparkowałem na podjeździe. Chłopczyk szybko wyskoczył z samochodu i zabrał moje klucze, po czym poleciał otworzyć drzwi. Zabrałem zakupy, pilotem zamknąłem auto i ruszyłem do budynku. Rozejrzałem się dookoła i z niezadowoleniem stwierdziłem, że muszę skosić trawę, bo jest już za długa i za chwilę nie da się przez nią przejść. Stwierdziłem, że zrobię to po obiedzie. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz i pomaszerowałem do kuchni, gdzie maluch już przygotował potrzebne rzeczy. Dwa srebrne garnki stały na gazówce. Jeden był wypełniony wodą i widziałem, jak wsypywał do niej soli. Wyciągnął jeszcze srebrną patelnię, aby przesmażyć mięso. Położyłem zakupy na czarnym blacie i zacząłem wszystko chować, zostawiając dla nas tylko to, co będzie nam potrzebne do przygotowania posiłku. Chwilę później wstawiłem wodę na ryż i wspólnie z synem zaczęliśmy kroć pierś z kurczaka w kostkę. Malutki słoik gotowego sosu wlaliśmy do pustego garnuszka i zaczęliśmy na bazie tego robić swój sos, dodając do niego soku z marchwi, ananasa, sok z cytryny, a także miód, pomidory, cebulę i liczne przyprawy. W czasie, kiedy malec mieszał sos, aby ten się nie przypalił, ja wrzuciłem ryż do gotującej się wody i zabrałem się za podsmażanie mięsa, dodając do niego oczywiście przyprawy, aby nie było bez smaku. Przysmażone piersi wrzuciliśmy do garnka z sosem i zagotowaliśmy, po czym pozostawiliśmy, aby nieco ostygło i wszystko przeszło smakiem. Zabraliśmy się za sprzątanie. Na samym końcu wyciągnęliśmy dwa talerze, sztućce i szklanki, do których Christopher nalał soku pomarańczowego. Nałożyłem nam danie na talerze i zabrałem nagrzewające się naczynia do salonu, gdzie wspólnie usiedliśmy do posiłku.
- Jak w przedszkolu? – Zapytałem, jedząc obiad i spojrzałem na syna, a ten się delikatnie zaczerwienił, jakby był złapany na gorącym uczynku. Wzruszył ramionami. – Ej, ja Ci powiedziałem, co w pracy. Teraz Twoja kolej. – Szturchnąłem go delikatnie w ramię i się zaśmiałem. Zmierzył mnie wzrokiem. – Myślisz, że nie wiem, że próbujecie z Lilką wyswatać mnie i jej mamę? – Zaczerwienił się jeszcze bardziej, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że tak właśnie jest. – Wydałeś się – skwitowałem.
- To nie fair! – Krzyknął mój syn. – Zawsze czytasz ze mnie, jak z otwartej książki. Nie mogę mieć przed Tobą żadnych tajemnic, bo zaraz się domyślasz, albo mnie sprawdzasz tak, jak teraz – protestował. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, mierząc się nawzajem spojrzeniami. – Ale nie jesteś na nas zły? – Wyszeptał skruszony.
- Po prostu Cię znam. To samo było z Ludmiłą – zaśmiałem się i pogłaskałem go po głowie. – Nie jestem zły, ale sądzę, że niepotrzebnie się w to mieszacie. Jak coś z tego ma być to będzie. A tak to możecie przesadzić i wyjdzie coś zupełnie odwrotnego. Wiem, że lubisz Lilkę i panią Violettę. Je też je lubię. Są urocze. Ale na Boga, synek. Prawie wszystko, co się dzieje, dzieje się samo. Albo coś jest nam pisane i tak będzie, albo nie. My tylko możemy delikatnie tym sterować i pomagać szczęściu. Nie jesteśmy w stanie uchronić się przed niektórymi rzeczami. Zwłaszcza, jeśli chodzi o miłość. Jej nie da się zaplanować, albo wymusić. Ona albo jest, albo jej nie ma. I nie należy jej sobie wmawiać, bo z tego nigdy nie wychodzi nic dobrego – tak, jak było ze mną i Fran, dodałem w myślach. Spojrzałem na niego, aby się upewnić, czy zrozumiał, a kiedy ten kiwnął głową, obdarzyłem go szerokim uśmiechem. – Smacznego – wróciliśmy do jedzenia. 
- Dziękuję, wzajemnie tato. – Uśmiechnął się i zabrał za jedzenie, dmuchając na wszystko, aby sprawić, by ostygło jeszcze bardziej. Zaśmiałem się i poinformowałem go, że to wszystko jest już niemal zimne. Spróbował – kłamiesz. Jest gorące, ale pyszne – stwierdził. I zaprzeczając pierwszej części wypowiedzi zaczął jeść, bez chłodzenia posiłku. Pokręciłem tylko głową i wróciłem do jedzenia. – Będzie mogła jutro przyjść do nas Lily? – Spojrzał na mnie, proszącym wzrokiem. Nie mogłem mu się oprzeć i on doskonale o tym wiedział. Zawsze wykorzystywał to spojrzenie, kiedy chciał coś osiągnąć.
- Jasne. Zaproś ją i jej mamę do nas na kolację. Na osiemnastą. – Uśmiechnąłem się i dokończyłem obiad, po czym zacząłem zbierać naczynia. Włożyłem wszystko do zmywarki i ją włączyłem. – Pobaw się trochę sam, ok? Ja jeszcze chwilę popracuję, a potem przyjdę i pójdziemy się wykąpać. Przeczytam Ci bajeczkę i pójdziesz spać. No, wcześniej może jeszcze pogadamy. – Uśmiechnąłem się do niego. Christopher poleciał do swojego pokoju, a ja do gabinetu, gdzie sprawdziłem dzisiejsze maile. Niestety nie miałem czasu tego zrobić wcześniej. Odpisałem na te najważniejsze i sięgnąłem po telefon. Wybrałem numer Violetty i kliknąłem w opcję wiadomości.
„Christopher zaprosi jutro w przedszkolu Lilkę na kolację. Dokładniej ją i Ciebie, ale Ty byś się dowiedziała po południu, więc piszę teraz. Czekamy na Was u nas o osiemnastej. Nie przyjmuję odmowy.  Śpij dobrze. L ” – Wysłałem i nastawiłem budzik na szóstą rano. Zaniosłem telefon do sypialni i poszedłem do pokoju syna. Wbrew wcześniejszym zapowiedzią pobawiłem się z nim chwilę, a dopiero potem poszedłem go wykąpać i przeczytałem mu bajkę. O godzinie dwudziestej pierwszej maluch spał, a ja poszedłem pod prysznic i sam zająłem swoje miejsce w łóżku. 

Rano, jak zwykle wstałem przed budzikiem. Nie wiem właściwie, po co go jeszcze nastawiam. Chyba tylko po to, aby w razie potrzeby mnie obudził, gdyby coś się stało i nie wstałbym wcześniej. Wziąłem swoja bieliznę i poszedłem do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Następnie ubrałem się w garnitur, postawiłem włosy na żel i zszedłem na dół, aby przygotować sobie kawę, synowi herbatę i śniadanie dla nas obojga. Na samym końcu poszedłem obudzić malca. Pomogłem mu z poranną toaletą i wybrałem mu rzeczy. Zszedłem na dół, przypominając sobie, że miałem wczoraj skosić trawnik. Znowu mi się to nie udało. Trzeba będzie to zrobić dzisiaj, bo inaczej będzie wyglądał w ten sposób, jak przyjdzie Vilu. Nie chciałem, aby widziała, że nie zawsze mam czas na domowe obowiązki. Wolałem, aby sądziła, że ze wszystkim sobie radzę. Zająłem swoje miejsce przy stole i po chwili dołączył do mnie zaspany syn. W spokoju zjedliśmy śniadanie, zabraliśmy swoje teczki i pojechaliśmy do przedszkola.

W tym samym czasie Violetta
Po krótkiej rozmowie z Leonem i Chrisem Lily dokończyła zakładanie butów i byłyśmy gotowe do wyjścia. W jedną rękę wzięłam jej czerwony płaszczyk, teraz jest za ciepło żeby się w nim gotowała i jej granatowo miętowy plecak, w którym nosi swoje skarby. W drugą zaś ujęłam jej małą rączkę i razem wyszłyśmy z budynku. Przyjaciel Lily i jego tata już pojechali. Pomogłam Lily wejść do samochodu i zapiąć pasy i sama usiadłam za kierownicą. Po chwili jechałyśmy już do nas do mieszkania. Zakupy robiłyśmy niedawno, więc mamy, z czego zrobić obiad. Po jakiś dwudziestu minutach zaparkowałam samochód i razem z córką wyszłam z pojazdu. Zabrałam jeszcze z tylnego siedzenia torebkę, plecak i tubę, w której znajduje się jeden z projektów mieszkania, który będę musiała przenieść do komputera, czyli nanieść plan i tam zrobić moją wizję wyglądu nowego apartamentu pewnego bardzo bogatego człowieka. Jakoś wdrapałam się na drugie piętro budynku, w którym mieszkamy i poczochrałam włosy Lilki, która już tam na mnie czekała. Łobuziara zawsze wbiega tu jak gdyby nigdy nic, nie czekając na mnie, a i tak wie, że to nie ma sensu, ponieważ to ja mam klucz i i tak nie wejdzie do mieszkania. Oczywiście mogłabym jej dawać klucze, ale jeszcze nie dosięga do górnego zamka. Weszłyśmy do środka. Od razu zamknęłam a nami drzwi na klucz i odwiesiłam nasze okrycia wierzchnie na wieszaki przymocowane po prawej stronie krótkiego przedsionka. Kluczyki i torebkę rzuciłam na małą półeczkę przymocowaną po lewej. Plecak Lily zaniosłam do jej pokoju, zerkając przy okazji, co robi i dając jej ubrania do przebrania. Później poszłam do mojej sypialni i tam z szafy wyciągnęłam czarne getry, białą bluzkę na ramiączkach i biały cropp top opadający na jedno ramię. Spięłam włosy w coś, co miało być kokiem i udałam się do kuchni w celu zrobienia obiadu. Po drodze włączyłam telewizor gdzie akurat leciała powtórka wczorajszego odcinka serialu, który oglądam, gdy nie ma już niczego innego. Długo nie oglądałam, a raczej nie słuchałam, co bohaterzy mówili, bo przybiegła Lily i za moim pozwoleniem przełączyła sobie kanał na bajki. Nucąc melodię piosenki, którą rano usłyszałam w radiu, krzątałam się, robiąc obiad. Po czterdziestu minutach danie było gotowe i we dwie zaczęłyśmy jeść. W miedzy czasie rozmawiałyśmy, Lily opowiadała, co robiła w przedszkolu, w co się bawiła i że bardzo chętnie by się spotkała z Chrisem. Razem doszłyśmy do wniosku, ze może jutro wszyscy razem pójdziemy na spacer. Później posprzątałam w mieszkaniu i nawet Lily mi pomogła. Wieczorem, czyli około osiemnastej wybrałyśmy się jeszcze na spacer po pobliskim parku. Kiedy wróciłyśmy zobaczyłam w telefonie zawiadomienie o wiadomość od Leona, dopiero teraz, bo zapomniałam o telefonie przed wyjściem. Usiadłam na kanapie i uśmiechnęłam się po przeczytaniu treści. Wieczór przebiegł szybko, pomogłam Lily się umyć, pobawiłyśmy się jeszcze przez chwilę, co bardzo ją ucieszyło, a później opowiedziałam jej bajkę o tematyce, którą uwielbia - księżniczki i książęta. Czasem sama się zadziwiam, co ja wymyślam, ale Lilce się podoba, a to jest najważniejsze. Później sama przygotowałam się do spania. Rano obudziłam się dosyć wcześnie, poszłam zrobić sobie kawę, po drodze spoglądając, czy moja córeczka dalej śpi. Po przygotowaniu czarnego, bardzo dobrego napoju w moim ulubionym, czerwonym kubku, robiłam nam śniadanie i poszłam się przygotować do pracy. Później obudziłam i przygotowałam do wyjścia do przedszkola Lily.

Narrator
Leon Verdas przyprowadził swojego syna do przedszkola o stałej porze, czyli jeszcze grubo przed ósmą. Opiekunki były już do tego przyzwyczajone, bowiem wiedziały, czym zajmuje się ojciec Chrisa no i minęło już trochę czasu, odkąd malec jest u nich w przedszkolu. Od zawsze przychodzi pierwszy. Usiądzie grzecznie przy stole, porysuje, albo pójdzie od razu się bawić, czekając na inne dzieci. Czasami było im go szkoda, ponieważ małe dzieci zazwyczaj wolą jednak spać, a on ewidentnie nie mógł tego robić. Wydawało się jednak, że chłopiec pogodził się z takim losem i wcale mu to nie przeszkadzało. Zawsze uśmiechnięty, grzeczny, dobrze wychowany. Nauczycielki były pod wielkim wrażeniem tego, jak wychował go sam ojciec, bo zawsze mówiło się, że oni nie umieją radzić sobie z małymi dziećmi. Leon był jednak inny. Poświęcał małemu każdą wolną chwilę, dzięki czemu dziecko czuło się kochane, a jednocześnie często z nim rozmawiał, co powodowało, że chłopiec był bardzo dojrzały, jak na swój wiek. Kolejną osobą, która przychodziła do przedszkola była mała dziewczynka. Przyjaciółka Christophera. Zawsze bawili się razem i nie sposób było ich od siebie odciągnąć.
- Lila! – Wykrzyknął pięciolatek, podrywając się z dywanu i pobiegł do swojej przyjaciółki, która właśnie przekroczyła próg sali. – W końcu jesteś, musimy przecież pogadać. To ważne. – Wyszczerzył swoje mleczaki, chwytając przyjaciółkę za rękę i ciągnąc ją w stronę miejsca, w którym się bawił.
- Mów szybko! – Powiedziała podekscytowana dziewczynka, siadając koło niego i w oczekiwaniu na to, co jej powie, rozejrzała się po sali aż jej wzrok natrafił na twarz jej mamy. Patrzyła na nich z wielkim uśmiechem. Lily uśmiechnęła się do niej promiennie i pomachała na pożegnanie. Mama, którą bardo kochała odmachała jej i zniknęła za drzwiami.
- Oni się wczoraj pokłócili w pracy. Podobno bardzo się na siebie zezłościli, ale w końcu doszli do porozumienia. Nawet dali sobie buziaki w policzek! – Opowiadał podekscytowany, o tym, co opowiedział mu tatuś. – I rozmawiałem wczoraj z tatą. Przejrzał nas. Nie jest zły, ale prosi, abyśmy się do tego nie mieszali, bo z miłością się nie igra – skrzywił się nieznacznie.
- Dobrze, że się pogodzili. – Zauważyła dziewczynka i na chwilę zamilkła – i co teraz robimy? Przestajemy im pomagać? Byli sami i od razu się pokłócili. – Westchnęła i podparła brodę o rączkę – co o tym wszystkim sądzisz? Musimy się zastanowić w końcu dziś się spotykamy. – Stwierdziła podekscytowana, ponieważ właśnie sobie o tym przypomniała, a każdy dodatkowy czas spędzony z przyjacielem ja cieszył.
- Nie. Musimy być bardziej ostrożni – zasugerował chłopczyk – oni pokłócili się o pracę. To normalne – wzruszył ramionami i przeniósł na nią zdziwione spojrzenie – ej! Skąd o tym wiesz, dopiero miałem Cię zaprosić! – Zbulwersował się, sądząc, oczywiście słusznie, że za wszystkim stoi jego ojciec.
- Mama mi wczoraj powiedziała. Już nie mogę się doczekać. – Przyznała radośnie i klasnęła w rączki – trzeba wymyślić bardzo dokładny i przemyślany plan, tak żeby im pomóc i żeby się nie zorientowali. Na początek zero rozmawiania ze sobą na ucho w ich towarzystwie.
- A ona pewnie wiedziała od mojego taty – naburmuszył się – to ja miałem Was zaprosić, a nie on. – Jęknął niezadowolony, ale słuchał dalej jej słów, po czym się do nich ustosunkował – to jest oczywiste. Mam też taki pomysł, aby obejrzeć z nimi jakiś film dla bab. Najlepiej ulubiony Twojej mamy. Ja dotrzymam towarzystwa Tobie, a tata będzie zmuszony usiąść z nami – wymyślił zadowolony. Reszta czasu, jaki spędzają w przedszkolu upłynęła im na wspólnym planowaniu tego, co mogą zrobić, aby połączyć swoich rodziców. Pomimo prośby Leona żadne nie zamierzało odpuszczać. Sądzili, że ta dwójka jest sobie przeznaczona. 
Dzisiejszego dnia Leoniasty wyszedł wcześniej z pracy. Był podekscytowany dzisiejszą kolacją toteż nie mógł się skupić. Postanowił przygotować coś specjalnego no i musiał skosić trawę. Ku jego zdziwieniu nawet maluchy nie żegnały się tak długo jak zwykle, ale zrzucił to na fakt, że spotkają się za kilka godzin. 
Po powrocie do domu razem wszystko zaczęli sprzątać i gotować. Kiedy mały kroił warzywa Leoś szybko zajął się ogródkiem. Ku ich uciesze wyrobili się na czas. Punktualnie o 18 zadzwonił dzwonek i starszy Verdas, ubrany w wytarte dżinsy i koszulę z podwiniętymi rękawami otworzył drzwi swoim gościom. Zaraz przy drzwiach stała Lily ubrana w czerwony, niezapięty płaszcz, pod którym miała kremową sukienkę w różnokolorowe kwiatki, tuż za nią z dużym uśmiechem stała Violetta w czerwonej sukience i beżowym trenczu. Leon przywiał się z nimi, przybijając Lily piątkę, a jej mamę, całując w policzek, po czym pomógł im ściągnąć okrycia wierzchnie i odwiesił je na wieszak.
- Zapraszam do salonu – rzucił, zaraz po tej czynności i ułożył dłoń na plecach Violetty, prowadząc ją w owe miejsce. Małą Lilką nie musiał się już martwić, bowiem chwilę wcześniej przyleciał jego syn i po krótkim przywitaniu wszystkich porwał przyjaciółkę w celu szybkiego pokazania jej domu i zaprowadzenia do salonu, gdzie wszystko było już gotowe. 
Para przez chwile patrzyła jak dzieci znikają w korytarzu. Leon, obejmując Vilu w pasie poprowadził do salonu. Kobieta uśmiechnęła się pod wpływem dotyku jej towarzysza. Mężczyzna odsunął jej krzesło przy stole i obiecał ze zaraz wróci z kuchni. Violetta po chwili siedzenia postanowiła jednak pójść do szatyna. Szatyn wyciągnął z piekarnika pieczoną kaczkę nadziewaną owocami, kiedy usłyszał kroki należące do kogoś większego, więc wiedział już, że to starsza Castillo go odwiedziła.
- Miałaś zaczekać w salonie – stwierdził, odwracając się z brytfanną w rękach – mam nadzieję, że lubicie – wskazał gestem na naczynie. 
- Wolę porozmawiać niż sama siedzieć i owszem lubimy – stwierdziła, uśmiechając się uroczo do Leona, podeszła bliżej i nachyliła się nad daniem – pięknie pachnie, myślę, że będzie pyszne – wyprostowała się i popatrzyła na towarzysza, który teraz był bardzo blisko niej.  Przez chwilę patrzyli na siebie tak jakby chcieli odczytać sobie nawzajem myśli.
- Pocałowałbym Cię, gdybym nie miał tego w rękach – przyznał, patrząc to w jej oczy to na usta. – Nie chcę, abyś się poparzyła, więc jeśli tego właśnie pragniesz to poczekaj tutaj na mnie chwileczkę. Odniosę to na stół i zrobię to, co właśnie powiedziałem. – Szepnął i odsunął się nieznacznie, aby nie stracić panowania nad sobą. Minął ją i już po chwili był w salonie. Odłożył naczynie na drewnianą podstawkę, która leżała na stole i cofnął się do kuchni. Oparła się plecami o blat i patrzyła jak Leon odkłada brytfankę na blat, ściąga rękawice kuchenne i odkłada je na miejsce.  W międzyczasie w jej głowie toczy się bitwa. Mężczyzna był już blisko niej, już powoli się nachylał i chciał położyć ręce na jej talii, ale wbiegły dzieciaki, a oni szybko odskoczyli od siebie. Niespełna trzydziestoletni ojciec spiorunował syna wzrokiem, który jakby od razu zrozumiał, o co chodzi i chwycił przyjaciółkę za rączkę, wyprowadzając ją z kuchni. Kiedy pociechy zniknęły z oczu szatyna, ten objął Castillo i przyciągnął do siebie, wpijając się od razu w jej usta. Dłońmi błądził po jej ciele, aż doszedł do ud i ją podniósł, sadzając ją na blacie. Rozsunął jej nogi i stanął pomiędzy nimi. Oboje nie mieli pojęcia, że obserwowały ich zadowolone dzieci, które po jakimś czasie, nie chcąc im przeszkadzać poszli do pokoiku chłopca. Gdy oderwali się od siebie byli trochę zmieszani, Violetta zeskoczyła z blatu, a Leon podrapał się po karku i razem stwierdzili, że czas na jedzenie. Wzięli potrzebne rzeczy i udali się do salonu. Verdas postawił naczynie z brakującą sałatką, ponownie odsunął Vilu krzesło i zawołał syna oraz jego przyjaciółkę. Maluchy usiadły koło siebie po jednej stronie prostokątnego stołu a ich rodzice naprzeciw siebie.
- Tato, źle usiadłeś – usłyszeli po chwili, na co wtórowała też córka Castillo. – My siedzimy obok siebie, a Wy powinniście naprzeciw nas, też obok siebie. – Wyjaśnił i odłożył sztućce, a w jego ślady poszła dziewczynka. Chcieli tym dać znać dorosłym, że oni protestują. Po krótkiej wymianie spojrzeń. Leon wziął swój talerz, kieliszek oraz resztę i przesiadł się obok Violetty. Nie powiedział tego na głos, ale cieszył się, że syn go tak wrobił. Maluchy uśmiechnęły się na ten widok, a Pan domu wstał i pokroił kaczkę, nakładając każdemu po kawałku. Szatynce nalał wina, a dzieciom soku o smaku rabarbaru, ulubiony napój małego Verdasa. 
Po kolacji wszyscy stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem na spędzenie reszty wieczoru będzie obejrzenie razem filmu. Chris otworzył szafkę pod telewizorem a w tym czasie dorośli i Lily zdążyli usiąść na kanapie. Violetta chciała usiąść koło córki, ale Leon pokręcił głową i poklepał miejsce koło siebie. Szatynka przewróciła oczami i usiadła koło Verdasa. Zgięła nogi w kolanach a następnie położyła łydki na kanapie. Szatyn objął ją w talii. Chłopczyk wyciągnął kilka filmów, które jego zdaniem mogła lubić mama jego przyjaciółki, a także kilka tych, które lubił jego ojciec dla niepoznaki. Uniósł w górę płyty, tytułami do przodu, a z kanapy zabrzmiały głosy za i przeciw. Po krótkiej i delikatnej kłótni Leon skapitulował, nie chcąc wyjść na wrednego. W końcu panie Castillo były tutaj w gościach i powinny się czuć dobrze. Chłopiec włożył płytę i włączył film. Film się zaczynał, ale Verdas sobie przypomniał, że muszą być jakieś przekąski. Poprosił syna żeby zatrzymał  film i poszedł do kuchni. Violetta w tym czasie rozmawiała z dziećmi do czasu, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi.
- Otworzy ktoś? – Zawołał mężczyzna z kuchni, wykładając na talerze nachocy z dipami i doglądając prażonej kukurydzy, Kiedy się upewnił, że wszystko jest okey ruszył w stronę drzwi, a w trasie usłyszał głos Violi, że przyszła jakaś kobieta do niego. Podszedł bliżej, stanął za nią i aż go zamurowało? – Co Ty tu robisz, Fran? – Syknął, widząc swoją żonę.
- Wróciłam. – Powiedziała brunetka z drwiącym uśmiechem – a to kto? – zapytała, patrząc z obojętnym wyrazem twarzy na Violettę, która wyglądała na nieźle zdezorientowaną całą sytuacją. Leon nie odpowiadał cały czas patrzył na nią  tak jakby zobaczył ducha, jednak po chwili objął swoją towarzyszkę i pocałował jej policzek, szepcząc jej słowa otuchy.
- A co? Klient przestał płacić? – Zironizował. – Nie było Cię tu przez pięć lat. Nie sądzisz chyba, że wszyscy przywitają Cię z otwartymi ramionami. Nie masz tu, czego szukać. – Stwierdził, mierząc ją wzrokiem. Był wściekły, że przyszła właśnie teraz. Francesca zorientowała się, że Violetta kompletnie nie wie, co się dzieje i postanowiła ją uświadomić. 
- A ty skarbie chyba nie wiesz, kim jestem, otóż jestem żoną Leona. – Powiedziała słodko, a na koniec się uśmiechnęła i spojrzała na Verdasa. Szatynka chwilę stała osłupiona.
- Tylko dlatego, że nie szło Cię namierzyć, aby wziąć rozwód. Mamy na szczęście separację – zauważyłem. – Nie masz tu czego szukać. To nie jest Twój dom i na moje szczęście nie masz żadnych praw do moich pieniędzy, mojej firmy i mojego domu. Idź sobie do swojego szefa, zrób mu dobrze to może znowu Cię przyjmie – syknąłem, zamykając jej drzwi przed nosem i stanąłem przed Violettą, próbując wyczytać coś z jej twarzy. – Vilu…
- Nie, nic nie mów – powiedziała przygnębiona i poszła do salonu. Przekazała Lily, że chyba dziś już nie zdążą obejrzeć filmu i że muszą wracać do domu. Młoda Castillo bardzo niechętnie poszła z mamą. Leon parę razy próbował coś powiedzieć, ale Vilu piorunowała go wzrokiem. – Dziękuję za kolacje. Dobranoc Chris – rzuciła Castillo i pośpiesznie wyszła wraz z córką. Christopher patrzył na to wszystko z niedowierzaniem, a Leon tylko latał, próbując się wytłumaczyć, ale nijak mu to wychodziło. Widząc zrezygnowaną minę swojego syna, podjął ostatnią próbę i poszedł za Violettą.
- Lilka, proszę idź do Chrisa – polecił, łapiąc jej mamę za rękę. Obrócił ją przodem do siebie i poczekał, aż mała się oddali. – To nie jest tak, jak myślisz. Rozumiem, że teraz nie chcesz mnie widzieć, ale dobrze wiesz, że my i tak będziemy się spotykać. W pracy, w przedszkolu. Nie chcę mieć z Tobą złych relacji. Pozwól mi się wytłumaczyć, nawet jeśli nie teraz to innym razem. Daj mi tę szansę – poprosił ze łzami w oczach, patrząc prosto w jej smutne oczka.
- Wracaj do żony. – Rzuciła tylko i wróciła po Lily. Razem poszły do samochodu. Leon patrzył tylko jak Violetta wsiada do samochodu, wcześniej sprawdzając czy córka zapięła pasy i odjeżdża. Syn do niego podbiegł i pociągnął go za rękę. 
- Tato, co się stało? – Mężczyzna spojrzał na niego i stwierdził, że sam nie wierzy i nie wie, po czym sięgnął telefon i wybrał numer szatynki.
„Nie wrócę do niej. Violetto, to na Tobie zaczęło mi do cholery zależeć. Daj mi się wytłumaczyć. I napisz jak dojedziesz do domu. Piłaś i się martwię. Proszę. L.”
Przez moment miał chęć wysłać jej wszystko w wiadomości, ale doszedł do wniosku, że muszą pogadać, a jeden esemes nie zmieni tego, jak mogła się poczuć. Na szczęście niedługo miała przyjść do jego firmy po prace, więc postanowił, że zrobi to wtedy.
- Mamo, coś się stało? – zapytała mamę Lily, jadąc już do domu.
- Nic kochanie, po prostu zrobiło się już późno – powiedziała szatynka łamiącym głosem.

32 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Witaj kochana *,* wracam prawie po miesiącu czsu ;333 długoo

      Myślałam, że śnię jak ujrzałam upoblikowanie kolejnej części. Jestem podekscytowana, a jednocześnie smuna ;c
      Teraz przypomniało się, że ma syna.
      Nienawidzę jej ! Kiedy wszystko się zaczęło układać, nagle runęło w gruzach ;( cholera ! Leoś cierpi. Violetta też. Szkoda dzieciaczków 💜💜💜

      Usuń
    2. Ps. Wybacz za błędy :*

      Usuń
  2. Cudowny jak zwykle , pod koniec sie popłakałam prawie czemu Leon musi cierpieć

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Ale super!
      Heh.
      Fran wróciła?!
      NIEEE!!!
      Biedna Vils...
      Właściwie Leoś też.

      Proszę jak najszypciej o next!!

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Komentarz do tego Parta jest post niżej xD
      Cuuudownyy ♡♡
      Czekam z niecierpliwością na kolejny <33
      Buuziaki!
      S.

      Usuń
  5. Cudowny os *-*
    Jejku tyle czekać na tą część, ale opłacało się <3
    Dzieciaki nie przestają planować mimo, że Leon już ich rozgryzł :p No, ale mają mądrych rodziców i sami są mądrzy więc mogą sobie poradzić :D
    Hahaha nie mogłam jak on powiedział, że chce ją pocałować i powiedział aby poczekała jak też tego chce xD
    Wiedziałam, że Fran mu się nie przewidziała -.- To byłoby zbyt piękne, alby mogło być prawdziwe :(
    Zniszczyła wszystko, wróciła sobie tak po prostu po takim czasie.
    Mam nadzieję, że Violi i jej córeczce nic się nie stanie jak będą jechały do domu.
    Czekam niecierpliwie na kolejną część ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham tego OS'a <3
    Pamiętam, że właśnie od niego zaczełam czytać twojego bloga.
    Piękny *_*
    Christoper i Lily, jakie z nich są spryciule. Leon kazał nie mieszać się w sprawy dorosłych, a oni i tak swoje, nie ładnie. Przyznam, że na początku zdziwiła mnie ich inteligencja :P
    Taka ładna kolacja, nawet się całowli! Co prawda kaczka mnie rozwaliła, ale mniejsza z tym XD
    Tak miło i pięknie, a tu wpada taka MENDA I JĘDZA!!!! Jak ona mogła po tylu latqch miała czelność, jeszcze zepsuła ich relacje! Przez nią Vilu pijana do domu wracała, jeśli im się coś stanie to grrrrrr
    Czekam na kolejną część
    Pozdrawiam L.Z.C.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne...sorki za spam..ale zależy mi na czytelnikach.. :)
    http://violettaileon-pieknahistoriamilosci.blogspot.com/
    CZEKAM NA NEXT :)
    KOCHAM TWOJEGO BLOGA> <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Już nie mogę doczekać się kolejnej części !! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Prosze o następna część przedszkolaków plissss
    Kocham to

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku<33 śliczny!!
    Nie kazcie długo czekać na next! Proszę:))):**

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku<33 śliczny!!
    Nie kazcie długo czekać na next! Proszę:))):**

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy kolejna czesc ??

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy następna cześć? Bardzo mi si to spodobało. Po prostu Awww *-* Cudo :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy następna cześć? Bardzo mi si to spodobało. Po prostu Awww *-* Cudo :*

    OdpowiedzUsuń
  15. powstanie 4 czesc??? <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Eh.. Uwielbiam czytać takie rzeczy ale jak już są skończone, niestety zauważyłam to dopiero po trzeciej części.. Ciągu dalszego nie ma.. Ja Cie bardzo proszę wręcz błagam, dokończ to, bo jest naprawdę ciekawe i dobre wręcz niesamowite... Pozdrawiam i czekam na nexta.. 💕💖💞

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy