wtorek, 2 września 2014

Konkursowy OS numer 6 "Złe czyny zawsze zostaną ukarane"

Tego parta wstawiam jeszcze raz, ponieważ wystąpił mały błąd, który mógł przynieść złe skutki. Otóż gmail ukrył ponad połowę parta, a ja tego nie zauważyłam, gdyż nigdy czegoś takiego nie robił. Autorki bardzo przepraszam za zamieszanie i dziękuję za to, że dopatrzyły się błędu. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało, gdyż teraz dostałam wszystko normalnie. A w załącznik, przyznam się, że nie patrzyłam, skoro tekst był w treści. Jeszcze raz przepraszam, A Was ponownie zapraszam do czytania, komentowania, a później głosowania na najlepszą pracę konkursową. Sonda pojawi się 24 godziny po opublikowaniu ostatniego OS.
Chciałabym jeszcze raz zauważyć, że liczba komentarzy drastycznie spadła. Ja wiem, że zaczęła się szkoła. Niedawno też tak miałam, ale sądzę, że dziewczyny na pewno by się ucieszyły z chociażby krótkiego komentarza. Bardzo Was proszę. 
Miłego czytania.

  
Leon Verdas- najsławniejszy, najprzystojniejszy, najbardziej wysportowany i jeden z nielicznych prymusów w szkole. Chłopak jak marzenie. Niezły początek, prawda?  Niestety nastolatek nie posiadał kilku ważnych cech w życiu człowieka. Chyba tych najważniejszych. Nie potrafił kochać, dzielić się miłością, odczuwać jej. Może i kocha... Ale siebie samego, swój wygląd, charakter. Pochodzi z bogatej rodziny, więc różnych nowości ma pod dostatkiem. Zawsze kpi sobie z innych, tych gorszych z wyglądu, nauki... Nigdy nie patrzył na cechy, charakter człowieka. Zawsze liczył się dla nie niego tylko i wyłącznie wygląd oraz popularność. Swoich rodziców nie darzy jakimkolwiek szacunkiem. Uważa, że powinni zarabiać o wiele więcej niż dotychczas, bo stać ich na to. Państwo Verdas starali się wychować szatyna jak najlepiej, jednak nie wyszło im to za bardzo. Nie są bardzo zadowoleni ze swojego "dzieła".
"-No cóż... Przynajmniej ma dobre wyniki w nauce i jest jako tako pracowity. Może sobie poradzi  jakoś w przyszłości."-zawsze mówił i mówi Tom-ojciec chłopaka. Jednak jego żona Katarina mówiła inaczej:
"-I co z tego, że jest dobrym uczniem. I co z tego, że jest pracowity? Przecież on i tak nie będzie nigdy szczęśliwy! On nie wie co to miłość, nie nauczyliśmy go! Nie daliśmy mu tego za wiele... Teraz te wszystkie wyjazdy wychodzą! Ma nas gdzieś, nie traktuje nas jak swoich rodziców!"-powtarzała często z wielką  goryczą, smutkiem i żalem w sercu. Gdy zaczynali temat "Leon" często pojawiały jej się łzy w oczach. Oszukiwali siebie samych. Nigdy nie darzyli go wielką miłością, a narzekać potrafili. Wiele osób mówi, że to właśnie od rodziców zależy jak będzie się zachowywać dziecko...

~.~
Młody Verdas właśnie podążał po chodniku do szkoły. Zapowiadał się wspaniały dzień. Lizanie się ze swoją dziewczyną i z resztą z innymi dziewczynami. Taka prawda... Codziennie zaliczał po kilka nastolatek. Czy jego "wybranka" wiedziała o tym? Oczywiście! Sława bruneta oślepiła ją. Nie darzyła go zbytnio wielkim uczuciem. Właściwie to nic do niego nie czuła. Tylko popularność, popularność, popularność. Jednak najdziwniejsze jest to, że chłopak nie uważał tego za jakiś wielki problem. Uważał wręcz, że jego zachowanie jest prawidłowe. Był już na miejscu. Otworzył drzwi i po chwili znalazł się w środku.
-LEEEEEEEON!!-z dala usłyszał znajomy mu głos, jednak nie mógł go rozpoznać. Chłopak rozejrzał się dookoła. Przed jego oczami stała średniego wzrostu brunetka o długich włosach i czekoladowych oczach. Doskonale znał tą postać. Jednak nie miał zamiaru okazywać jakiegokolwiek do niej entuzjazmu.
-Kim jesteś? Weź odejdź od de mnie idiotko! Chyba nie wiesz kim jestem w tej szkole.-odepchnął od siebie dziewczynę. Po chwili tłum żywych osób przyglądało się sytuacji.
-Nie pamiętasz mnie? Ach tak? Czyli byłam tą na jedną noc? Dupek! Cholerny dupek! Violetta miała rację! Jesteś dupkiem, dupkiem, dupkiem! -krzyknęła i miała już uciekać kiedy nagle chłopak złapał ją za nadgarstek.-Czego jeszcze kurwa od de mnie chcesz? Przecież mnie nie znasz.
-Rozejść się - warknął do tłumu. W jednej chwili nikogo już nie było obok dwójki znajomych.
-Puść mnie!-krzyczała dziewczyna szarpiąc się.
-Spokojnie, spokojnie... Teraz mi powiedz... Kto Ci powiedział, że jestem dupkiem?-spytał podnosząc jedną brew do góry.
-Violetta, a co?-spytała.-I miała rację. A teraz mnie puść, bo nie mam zamiaru Ci patrzeć w te twoje dupkowe oczy i dupkowy uśmiech!-warknęła, szarpnęła swoją rękę, uwolniła się z objęć chłopaka, następnie poszła do szafek.
-Suka, po powrocie do domu jej dam popalić, że się do końca życia nie pozbiera-syknął sam do siebie przez zaciśnięte zęby. Czy wspominałam o tym, że Viola mieszka w domu z Leonem? Chyba nie... Otóż Violetta zarabia pracując w domu Verdasów. Dlaczego? Przecież jest jeszcze młoda! No tak... Ale jej matka jest chora na raka, ojca swojego nie zna, a leki są bardzo drogie. Rodzicielkę nastolatki nie stać na wszystko, dlatego szatynka postanowiła pójść do pracy. Sądzę iż na pewno nie wiele nastolatków by się tak poświęciło.  Leon traktuję ją jak powietrze, zwykłą, bezwartościową i bezużyteczną szmatę. Codziennie znęca się nad dziewczyną. Castillo nauczyła się dążyć do celu pomimo przeciwności. Tą przeciwnością był młody Verdas. Rodzice chłopaka zbytnio nie zwracali uwagi na służącą. Pracowali dużo, więc tak naprawdę tylko jej płacili za wykonywanie prac domowych.

~.~
Leon właśnie wrócił do domu, bardzo głośno trzasnął drzwiami. Rzucił plecak na podłogę po czym podążył do pokoju. W dalszym ciągu był strasznie wściekły na Castillo, nie miał nawet ochoty na zabawy z dziewczynami - z czego wynika, że żadnej nie zaliczył. Obmyślał plan jak się zemści na Violettcie, w końcu tak nie może być! Usłyszał trzask drzwi, szybko wstał i szybkim oraz zdenerwowanym krokiem zszedł w dół. Zobaczył tam Ją, służącą.
- Czy ty wiesz co narobiłaś?! - zaczął na nią krzyczeć, podszedł do niej po czym zacisnął mocniej pięść.
-Nnn...nie, nie rozumiem o co Ci chodzi.-wyjąkała przerażona brunetka. Widziała w oczach Verdasa złość. Myślała, że zaraz ją rozszarpie na malutkie kawałeczki.
-Nie rozumiesz?!-spytał krzycząc, podchodząc do niej coraz bliżej.-To ja Ci przypomnę.-powiedział przez zaciśnięte zęby. Złapał ją za kołnierz bluzki i zaczął trząść.-Za to, że wygadałaś swojej przyjaciółeczce takie głupoty!-krzyknął. Oczy Violetty zaszkliły się. Nie wiedziała co robić. Szarpała się, próbowała się wydostać. Niestety na marne.
-Zostaw mnie!-krzyknęła i wybuchnęła płaczem. Z jej oczu płynęły strumienie słonych łez.
-Najpierw sobie coś wyjaśnimy!-Verdas przestał trząść Castillo.-Jeżeli jeszcze raz nazwiesz mnie dupkiem obiecuję, że wyrzucę Cię stąd na zbity pysk, a potem zabiję. Jasne?-dziewczyna pokiwała szybko głową przełykając głośno ślinę. Chłopak po chwili mocno spoliczkował szatynkę.-Mówić nie potrafisz?!
-Tttaak.-wyjąkała. Leon znów dał jej z liścia. Tym razem mocniej.
-A może tak normalnie?!
-Tak.-dziewczyna spróbowała powiedzieć normalnie. Na szczęście udało jej się to. Szatyn popchnął dziewczynę po czym ona upadła na podłogę. Verdas kopnął ją w brzuch kilka razy.
-A to za to, że popsułaś moją reputację wśród niektórych dziewczyn!-warknął i poszedł do swojego pokoju.
Violetta, leżała na podłodze i zwijała się z bólu. Łzy lały się po jej policzkach strumieniami, krew lała się z niektórych miejsc, a gdzieniegdzie już pojawiły się sińce. Zaczęła dotykać ran, przez co sykała głośno z bólu. Powoli, wstała - niestety zaraz spadła. Wszystko ją bolało. Przełknęła głośno ślinę, po czym znów spróbowała stanąć na nogach - udało jej się. Powolnym kulejącym krokiem doszła do łazienki, z której wyjęła apteczkę. Zaczęła opatrywać rany. Po chwili poczuła że robi jej się nie dobrze, zeszła z toalety, otworzyła ją po czym zwymiotowała krwią. "To przez te kopnięcia w brzuch" pomyślała wytarła usta i wypukała je wodą. Nie pierwszy raz Leon uderzył Castillo, kupiła sobie nawet specjalne lekarstwa. Cała obolała, płacząca, sina zeszła po opatrzeniu wszystkich ran na dół, podeszła do torebki. Rozsunęła jedną kieszonkę i wyciągnęła z niej kilka listków różnych leków, każdego z nich zażyła po jednej tabletce. I od razu, zaczęło jej się robić chociaż trochę lepiej. Bezsilna usiadła na kanapie, wytarła oczy wcześniej wyciągniętą chusteczką, jej policzki bardzo piekły a brzuch - po lekach przestawał po woli boleć.

~.~
Nastał kolejny dzień taki sam jak każdy. Violetta dziś postanowiła pójść po szkole do lekarza, ze względu na mocne bóle po wczorajszym pobiciu. Dla Leona nie było to nic złego. Wręcz ulżyło mu po tym, poprawił mu się humor. Uwielbiał patrzeć na to jak inni ludzie cierpią. 
W szkole wszystkie zajęcia minęły szybko i spokojnie. Verdas w tym dniu na przerwach zdążył zabawić się z 5 dziewczynami! W sumie nic dziwnego... Miał dzisiaj dobry dzień. Violetta nie mogła się skoncentrować na lekcjach. W jej głowie cały czas tkwiły zdarzenia z wczorajszego dnia. Im więcej wspomnieć tym ból był większy. Kiedy przechodziła korytarzem każdy się na nią patrzył. Niektórzy się śmiali, niektórzy uważali ją za idiotkę, a jeszcze inni współczuli jej. 
-Violuś co CI się stało?!-spytała ze zdziwieniem Lara przyjaciółki widząc w jakim jest stanie.
-Nie odzywaj się do mnie, nie mów do mnie Violuś, zapomnij o mnie. Nie jesteśmy już przyjaciółkami. Przyjaciółka by mnie nie zdradziła. A ja Ci chciałam tylko pomóc. Ty mi za to narobiłaś szkód.-odpowiedziała oschle brunetka.
-Co? O czym ty mówisz?-Baroni nie rozumiała zachowania nastolatki. Jeszcze wczoraj ją wspierała.
-Powiedziałaś Leonowi o tym, że nazwałam go dupkiem. Pobił mnie wczoraj za to. A teraz wybacz, ale nie mam zamiaru więcej z tobą rozmawiać. Znajdź sobie jakąś inną pustą koleżaneczkę, która będzie miała do Ciebie zaufanie. Ja już go do Ciebie nie mam.-oznajmiła Castillo i wyszła ze szkoły. Lara westchnęła głośno. Wiedziała, że źle zrobiła. Wiedziała również, że nie odzyska już Violetty.

~.~
Leon, zmęczony ale jakże szczęśliwy po kilkunastu zaliczonych panienkach wrócił do domu. Było tam cicho. Za cicho. Chłopak poszedł do kuchni i wyciągnął karton pomarańczowego soku z lodówki, po czym go skosztował. Odstawił karton i na górę po schodach poszedł do swojego pokoju, wszedł do niego lecz nic nie zobaczył. Spróbował zaświecić światło, lecz nie działało. Było to dziwne ponieważ jest popołudnie, a w pokoju panuje ciemność. Wszedł trochę w jego głąb i usłyszał trzask drzwi, odwrócił się, po czym spostrzegł że drzwi są zamknięte. Próbował je otworzyć - niestety na darmo. Miał on ciemność przed oczami, po chwili usłyszał przerażający niski głos który był trochę demonowaty, i zobaczył czerwone ślepia. Przełknął ślinę, próbował się wycofać ale nie dał rady.
- Teraz spotka Cię kara! - krzyknęła istota - przez tyle lat, zachowujesz się jak pępek świata! Znęcasz się nad kobietami, bijesz, wykorzystujesz! Ludzkie cierpienie jest dla ciebie jak tlen! Nie umiesz pomagać! Zachowujesz się okropnie, nie stosownie, źle, nikt Cię nie lubi! - zaczął wymachiwać swoją ognistą laską, jeden płomień trafił Leona, który się przewrócił - Nadeszła pora na kare! Nie jesteś sobą, nikt na ciebie nie spojrzy, będziesz głównym obiektem wyśmiewania! - zaczął mówić coraz głośniej. - Ktoś Cię musi pokochać byś  się odmienił -  demon zaczął rozpływać się w powietrzu, nagle zapanowała jasność... Oddech chłopaka przyśpieszył, a jego serce zaczęło szybko bić. Dotknął swojej twarzy. Czuł, że stała się chropowata. Dotknął swojej głowy. Nie miał włosów! Poczuł coś metalowego. Otworzył szafę, w które znajdowało się lustro. Spojrzał w swoje odbicie. To co zobaczył przeraziło go. Nigdy nie widział brzydszej istoty. Na jego twarzy wymalowane były wzorki, tu i ówdzie znajdowały się dość widoczne blizny, jego część prawego policzka była jakby obdarta. Miał dość duże kolczyki w uszach, nosie...  Na głowie nie miał włosów, na samym środku wbita była metalowa opaska. Oczywiście nie obyło się bez wzorków. Jego całe ciało było wymalowane, posiadało blizny, sińce. Był ohydny, nie mógł na siebie patrzeć. Zamknął drzwi szafy trzaskając, nie wiedział co się dzieje. Szybko pobiegł do łazienki, chciał to jakoś zmyć. Zdjął ubrania, poszedł pod prysznic. Nalał sobie dużo żelu na dłoń i po chwili zaczął go wcierać w ciało. Niestety... Nic nie schodziło. Panicznie przyśpieszał ruchy robiąc coraz większą pianę. Niestety i to nie zadziałało. Opłukał się i bezradny wyszedł spod prysznica. Przypomniał sobie słowa demona: " Ktoś Cię musi pokochać byś  się odmienił"
-No i mam już odpowiedź.-powiedział sam do siebie, głośno myśląc. Spoglądając w lustro zaczął płakać. Pojedyncze łzy zaczęły spływać po jego ohydnych, wymalowanych policzkach. Bez chwili zastanowienia zdjął lustro ze ściany i rozbił o podłogę.
~.~

Violetta, właśnie wracała z wizyty u lekarza. Pan doktor powiedział  że wnętrzności są poobijane, i to bardzo... Przepisał jej leki na wzmocnienie, gdy Violetta przemierzała powolnym krokiem park zobaczyła śmiejącą, zakochaną parę. Westchnęła. Zaczęła iść szybciej, niestety uniemożliwiał jej to bolący brzuch.
Gdy doszła do domu, drzwi były otwarte "Jak zawsze" przeszło jej przez myśl. Szybko pobiegła do łazienki, zamknęła się i podeszła do lustra. Dotykała swoich obydwu policzków, obydwa były bardzo sine, gdzieniegdzie sączyła nawet się jeszcze krew. Podwinęła rękawy, odkręciła kran, dała pod niego swoje sine, obdarte dłonie po czym przetarła twarz, która nagle z lekka bolącej przerodziła się w bardzo piekącą. Syknęła z bólu, wytarła się w ręcznik, otworzyła drzwi. Wyszła z łazienki, przed drzwiami spotkała Jego, tą ohydną istotę. Pod wpływem jej wyglądu zaczęła krzyczeć.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - zaczęła głośno piszczeć.
-I czemu się drzesz, poszkodowanego nie widziałaś?-warknął Leon.
-Leon!?-otworzyła szeroko oczy. Dokładnie poznała jego głos i charakter zachowania.-Co ci...
-Nie pytaj!-przerwał jej lekko zasmucony.-Czemu tak późno wróciłaś?-spytał z pretensjami.
-Nie pamiętasz co mi wczoraj zrobiłeś? Myślisz, że rany się tak goją? Nie, Nie takie jakie mi wczoraj wyrządziłeś! I proszę... Nie miej do mnie pretensji o to, że ty mnie pobiłeś. Skoro ty masz dzisiaj zły dzień i ja mam też zły to proszę nie psuj mi go jeszcze bardziej.-odpowiedziała oschle do chłopaka i poszła do swojego pokoju.
-Suka.-mruknął pod nosem. Usłyszał dźwięk skrzypiących drzwi. Pewnie jego rodzice przyszli. Od razu szybko zszedł po schodach na dół. Nie mylił się. Kiedy państwo Verdas zauważyli twarz syna o mało co nie stracili przytomności.
-Boże! Leon! Co Ci się stało?-spytała jego matka.
-Nie chcę o tym mówić! Mam jedno pytanie! Kochacie mnie?-spytał. Pan Verdas podrapał się po głowie.
-Co to za głupie pytanie!-powiedziała wyższym głosem rodzicielka szatyna.-Oczywiście, że Cię kochamy.-skłamała. Chłopak zaczął wyczekiwać na zmianę. Niestety... Nie przeszedł metamorfozy.
-Kłamcy!-krzyknął i poszedł szybko do swojego pokoju.
Leon rzucił się na swoje wielkie łóżko i zaczął płakać. Po pierwsze dla tego że przez tyle lat myślał że rodzice go kochają, a po drugie - dalej jest odrażający. Nie wiedział co zrobić, uczucie które odczuwał było okropne, bolesne. Uszczypną się by sprawdzić czy to nie sen, niestety to była cholerna rzeczywistość. Przełknął ślinę, wytarł łzy i jeszcze raz poszedł do szafy, otworzył ją i ujrzał lustro. Dalej był odrażający, wzorki, blizny, łysina i metalowy pasek - nie dodawało mu uroku. Przypomniał sobie o swojej dziewczynie - Stef. Sięgnął po telefon i wykręcił do niej numer.
- O Leonek, wiesz co? Widziałam takie mega buty na wysta - przerwał jej.
- Kochasz mnie? - spytał prosto z mostu.
- Eee, no pewnie że tak! Co to za pytanie? - skłamała. Chłopak niestety się nie przemienił.
- Jak możesz tak perfidnie kłamać?! - krzyknął i rozłączył się.
Wiedział, że nikt go nie pokocha i będzie już taki na zawsze. Jednak w jego sercu nie zabrakło ducha walki.
-Uwiodę kogoś.-powiedział do siebie.-Na pewno mi się uda. Przecież są jakieś dziewczyny co nie patrzą na wygląd, a na charakter. Będę udawał miłego.-Chłopak zerwał się w pełni ducha z łóżka i pobiegł na dół.
-Państwo Verdas!-krzyknął do swoich rodziców.-Proszę mi załatwić nauczyciela. Nie będę z takim wyglądem uczęszczał do szkoły, więc myślę, że prywatne lekcje to najlepsze rozwiązanie.-Oni na to tylko przytaknęli głową. Szatyn miał już iść, kiedy nagle zawrócił.-A! I jeszcze coś! Nie mówcie na mnie synu. Już nim nie jestem. W sumie to nie wiem po co jeszcze tu mieszkam... Jednak obiecuję! Jak tylko skończę 18 lat wyprowadzę się i nie będę sprawiał tego kłopotu mojej obecności.-Leon dodał jakże bolesną przemowę do Katariny i Toma. Po chwili był już w swoim pokoju. Smutne miny Verdasów poprawiły humor chłopaka. Wiedział, że to co powiedział zabolało ich, bardzo. On też cierpiał, bardziej, jednak starał się to ukrywać. Położył się na łóżku i zaczął intensywnie myśleć. 
-Jaka dziewczyna jest taka głupia i by poleciała na mój mega fałszywy charakter?-zaczął mówić sam do siebie pod nosem.-WIEM!-wstał po 10 minutach.-Violetta.-uśmiechnął się cwaniacko.-Leon jest mistrzem! Ona na pewno na mnie poleci, wystarczy tylko kilka czułych słówek i już ją mam. Potem tylko ją rozkochać bardziej.

~.~
Minął już tydzień - Leon nie próżnował, wysyłał Castillo uśmieszki, obmyślał w głowie resztę planu. Przecież dziewczyna musiała się przyzwyczaić do wyglądu Verdas'a. Pomyślał że dziś może zacząć już bardziej - lepiej. Będzie rozmawiał z nią częściej - będzie milszy niż przez ten tydzień. Wszedł do kuchni gdzie Violetta siedziała i piła herbatę.
- Cześć - powiedział - uśmiechnął się słodko. O ile można tak z jego wyglądem.
- Hey - odpowiedziała mu uśmiechnięta.
- Jak tam? - usiadł na przeciwko niej. - Dobrze? Jak się czujesz? Boli Cię coś jeszcze? - spytał tak, jakby to go interesowało. Castillo spojrzała na niego podejrzliwie.
- A co Cię to interesuje? - zapytała - Coś ty taki miły? Co zrobiłeś z Leonem? - zaczęła pytać. Chłopak westchnął, i wstał zaraz po Violettcie. Podszedł do niej bardzo blisko. Przybliżył się do jej ust - lecz ta go odepchnęła.
- Co ty sobie myślisz? - uderzyła go w policzek i wyszła z kuchni. Verdas westchnął.
-Zobaczysz i tak się we mnie zakochasz.-powiedział cwaniacko pod nosem po czym pobiegł za dziewczyną. Szatynka była już w swoim pokoju. Leon chciał otworzyć drzwi-niestety nie udało mu się to. Były zamknięte na klucz.
-Violetto...-powiedział smutnym, pełnym żalu głosem do drzwi.-Przepraszam. Byłem głupi robiąc tak. Przepraszam Cię za wszystko.-drzwi otworzyły się.
-Za co?-spytała Castillo podnosząc jedną brew.
-No za wszystkie szkody jakie Ci wyrządziłem. Za te maltretowania, pobicia, złe gadki. Wiesz... Odkąd stałem się taki paskudny zrozumiałem, że źle robiłem.-mówił patrząc jej w oczy. Chłopak złapał ją za dłonie.-Przepraszam za to. Jestem głupi, teraz chcę być lepszym człowiekiem. Proszę... Wybaczysz mi?-spytał.
-Leon... Wiesz... Ym... Potrzebuję czasu. Sam wiesz, że to co mi robiłeś było okropne i wcale to Ci nie przeszkadzało, więc nie wiem czy nie będziesz tak dalej robił. Zrozum... Boję się.-oznajmiła i wypuściła swoje dłonie z uścisku chłopaka. Weszła w głąb pokoju i ponownie zamknęła drzwi. Słowa Violetty jakby zabolały Verdasa. Jakby zaczynał rozumieć, że robił źle. 
-Będzie trudniej niż myślałem.-szepnął sam do siebie, patrząc na drzwi. Po chwili sam poszedł do pokoju.

~.~

Violetta osunęła się w dół po drzwiach od pokoju. Nie wiedziała co ma zrobić, z jednej strony Leon nie mógł się tak nagle zmienić, zaś z drugiej może jego wygląd utwierdził go w przekonaniu że powinien się zmienić. Nie wiedziała po prostu nic - wstała z podłogi i rzuciła się na łóżko, było to jednak wielkim błędem bo brzuch zaczął ją ogromnie boleć. Nie wiedziała co robić - próbowała sięgnąć po swoją torebkę - niestety była na samym skraju łóżka. Postanowiła przeturlać się w bok, i gdy to zrobiła bez większego problemu po nią sięgnęła, wyjęła z niej tabletki oraz wodę. Wycisnęła jedną z listka i popiła zaraz cieczą - w ten sposób lekarstwo popłynęło.
- Auć - syknęła ledwie słyszalnie i złapała się za brzuch. Ból rozprzestrzeniał się po jej kruchym ciele, łzy spływały jej po policzkach, - teraz wiedziała, że po tym jak cierpi na pewno szybko nie wybaczy Verdasowi - to wszystko w końcu przez  niego. Okropne uczucie się nasilało z każdą sekundą a ona sama, bez pomocy była bezradna.
-Ah! Ała!-syknęła głośno gdy ból stał się już na tyle mocny, że upadła na podłogę. Leon, który miał pokój obok bez trudu usłyszał krzyk Violetty. Natychmiastowo zerwał się z łóżka i w jednej chwili znalazł się pod drzwiami pokoju służącej. Nacisnął klamkę-niestety drzwi były zamknięte na klucz.
-Violetto! Nic Ci nie jest? Otwórz!-mówił opierając się o ścianę. Niestety-nie dostał żadnej odpowiedzi. Brunetka nie chciała z nim gadać, a tym bardziej nie miała zamiaru go widzieć. To właśnie przez niego teraz tak bardzo cierpi.-Violu...-chłopak pierwszy raz ją tak nazwał. Chciał wypaść przed nią jak najlepiej, udawać miłego, wychodziło mu to całkiem nieźle.
-Idź...Ała...Idź sobie...-wypowiedziała z trudem dziewczyna. Zwijała się z bólu na podłodze.
-Nic Ci nie jest?! Czemu tak ledwo co mówisz?-chłopak zaczynał być dumny ze swojej gry aktorskiej. "Jeszcze w końcu i sam uwierzę w tą brednie, że jestem miły"-pomyślał.
-Co Cię to obchodzi?-próbowała wypowiedzieć jak najgłośniej, jednak słabo jej to wyszło. Brunet usłyszał tylko jakiś cichy pisk.
-Co mówisz? Nie rozumiem! Violetta! Otwórz!
-Nie dam rady, Leon...-oznajmiła cicho i nagle nastała przed jej oczami ciemność.
Leon walił bardzo głośno w drzwi, niestety nic nie słyszał - głuchą cisze. "VIolu" mówił to od kilku minut, jedni mogli by pomyśleć że Leon się zmienił że Verdas teraz jest dobry, drudzy pomyśleli by że chłopak kpi z uczuć innych nadal - w dalszym ciągu.
- Viola - mówił błagalnym tonem, a w środku śmiał się w niebogłosy, był szczęśliwy że to mu się udaje, ale nie wiedział też co się dzieje. Odwrócił głowę i dostrzegł wsuwkę do włosów jego "matki" bez chwili namysłu po nią sięgnął i wcisnął w zamek, zaczął przekręcać przedmiot i tak oto takim sposobem otworzył drzwi. Pierwsze co zobaczył to Castillo leżąca na podłodze.  - Viola? - jego głos się załamał, szybo do niej podbiegł zobaczył pudełko po tabletkach na ból brzucha. "To przez ze mnie?" Przeszło mu przez myśl, wziął jej ciało na ręce i zaniósł do salonu, położył ją na kanapie, i szybko pobiegł na górę po wiatrak, i przyniósł go na dół. Tam go podłączył do kontaktu, i włączył guzikiem - po chwili poczuł wiatr, więc ustawił go na twarz dziewczyny. Sam poszedł po jakiś lód do kuchni, gdy go znalazł zawinął w jakąś czystą szmatę i przyłożył do czoła Castillo.
Szatyn usiadł na kanapie po czy położył głowę dziewczyny na jego kolanach. Delikatnie głaskał ją swoją dłonią po policzkach. "Leon, chyba nie musisz teraz udawać... Ona jest nieprzytomna!"-mówiła mu podświadomość. "A jeśli ja zaczynam robić to naprawdę?". Na chwilę przerwał swoją czynność i skupił swój wzrok w sufit. Rozmyślał co się z nim dzieje. Niby robi dobrą minę do złej gry, a za razem powoli staje się lepszym człowiekiem. "Nie Leon, ty taki nie jesteś!"-pomyślał i znów skupił się na twarzy brunetki. "A może jednak jesteś?"-zadał sobie pytanie w myślach patrząc na zamknięte oczy Vilu. Dostrzegł, że jej powieki zaczynają mrugać. Po chwili ujrzał jej brązowe tęczówki.
-Leon?!-spytała ze zdziwieniem natychmiastowo wstając.
-Ymmm... Nie! Kosmita z innej galaktyki, który przybył na waszą planetę i staram się Ciebie teraz zjeść, ponieważ jestem ludojadem. I właśnie dlatego Cię wybudzałem, bo nie lubię pożerać śpiących ludzi.-odpowiedział z ironią, jednak po chwili zaśmiał się pod nosem. Szatynka spojrzała na niego złowrogo.
-Co mi się stało? I moja głowa leżała na twoich kolanach?!-dopytywała się ze złością.
-Ochłoń maleńka.-same słowo "maleńka" zszokowało Vilu.-Usłyszałem jakieś twoje krzyki więc chciałem sprawdzić co się stało. Nie mogłem wejść do twojego pokoju, bo były one zamknięte na klucz. Chciałem Cię jakoś namówić żebyś mi otworzyła, ale ty zaprzeczałaś, potem już nic nie mówiłaś, więc zacząłem się strasznie martwić. Dlatego wziąłem wsuwkę, otworzyłem dzięki nie drzwi, zaniosłem Cię tutaj i się Tobą zaopiekowałem.-"Niezłe przemówienie Verdas."-pomyślał dumny z siebie Leon.-Więc proszę o jakąkolwiek wdzięczność.
-Strasznie martwić? Wdzięczność? No śmiech na sali! Gdyby nie ty, nie doszło by do tej całej sytuacji! To przez Ciebie muszę teraz jeździć po lekarzach i brać leki! A teraz nie chcę Cię widzieć na oczy.-oznajmiła i pognała na górę. Po jej słowach chłopak poczuł jakby ukłucie w sercu.

~.~
Leon po dłuższej chwili wrócił do siebie do pokoju. Myślał nad swoim życiem "Czy jest sens to robić?" Zadawał sobie w głowie pytanie. Z jednej strony chciał, być taki jak dawniej, a z drugiej roznosiło  go dziwne uczucie, jakby się zmieniał. "Co się ze mną dzieje?" myślał, i nie znał na to odpowiedzi.
- Co robić? Co robić? - szepnął prawie nie słyszalnie. -  "Gdyby nie ty, nie doszło by do tej całej sytuacji!" - przypomniał sobie jej słowa, czy to możliwe że mógł ją aż tak skrzywdzić? Aż tak zranić? Westchnął bardzo głośno, chwycił laptopa i wszedł na Facebooka, zobaczył tam mnóstwo wpisów o nim, przeczytał jeden i z hukiem opuścił klapę przenośnego komputera. Rzucił go na łóżko, a za chwilę on sam się tam znalazł. Usłyszał płacz. "Violetta" przeszło mu przez myśl i wstał z łóżka.Wyszedł i podszedł do drzwi. „Może mi otworzy”-pomyślał.
-Violu... Dlaczego płaczesz?-spytał z żalem i z troską w głosie. Nie udawał teraz. Był naprawdę przejęty dziewczyną. 
-Idź sobie!-krzyknęła łkając. 
-Mogę pójść, ale dopiero po tym jak mi otworzysz te cholerne drzwi, wpuścisz do środka i powiesz mi co się stało.-postawił jej warunek. Po chwili chłopak mógł ujrzeć smutną Violettę.
-Co ty od de mnie chcesz?-spytała opierając się o framugę. Jej gałki oczne były całe czerwone, a powieki spuchnięte. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Verdas myślał, że na jej widok serce mu pęknie. 
-Nic od Ciebie nie chcę. Pragnę Ci pomóc. Nie chcę żebyś cierpiała. Violu...-złapał ją za ręce i spojrzał w jej czerwone oczy.-Wybacz mi... Kiedyś jakbyś mówiła do mnie takimi słowami na pewno uderzyłbym Cię, albo skrzyczał lub chciałbym wtedy żebyś się zapracowała na śmierć. Tak już nie jest. Nie widzisz tego? Ja naprawdę Cię przepraszam. Ile mam chodzić i Cię przepraszać? 
-Daj mi czas, chcę to sobie przemyśleć. A teraz idź spać, bo jutro nauczyciel przychodzi do Ciebie z rana i na pewno da Ci ostry wycisk.-wymusiła uśmiech, chłopak odwzajemnił go.
-W sumie masz racje.-wypuścił jej dłonie z uścisku.-I już proszę! Nie płacz więcej! Dobranoc. Śpij dobrze.-Szatyn pocałował policzek dziewczyny i poszedł do swojego pokoju. Castillo dotknęła dłonią policzka, na którym dopiero co spoczywały miękkie usta Verdasa. Po chwili sama poszła spać.

~.~

Następnego dnia, obydwoje obudzili się w tym samym czasie, szatynka wstała jako pierwsza, zabrała czystą bieliznę, ubrania i poszła do łazienki. Tam się odświeżyła, oraz ubrała. Zrobiła lekki makijaż, i wzięła torebkę, zeszła na dół. Sięgnęła po szklankę, wodę i wlała ciecz do naczynia. Wyłupała z listków różne leki, kilka różniących się od siebie tabletek. Wsadziła je sobie do buzi, po czym popiła je bezsmakową wodą.

Za to Leon, nadal leżał w łóżku, dziś ma lekcje ze swoim prywatnym nauczycielem, nie mógł zapomnieć o pewnej brązowookiej która siedziała mu cały czas w głowie. Gdy w końcu się ogarnął, poszedł do łazienki, lecz wcześniej wziął odzież na dziś. Tam wziął szybki prysznic i się ubrał we wcześniej przygotowane ubrania. Zszedł na dół, gdzie zobaczył jak Castillo łyka tabletki. Posmutniał - sam nie wiedział czemu. Dochodziła godzina ósma. Violetta wymijając  bruneta wyszła z domu. A on sam zaczął sobie robić śniadanie, gdy je spożył usłyszał dzwonek do drzwi. Wytarł ręce w ścierkę, i poszedł je otworzyć. Za drzwiami stał jego prywatny nauczyciel.
-Dzień dobry-przywitał się z nim. Nauczyciel na jego wygląd wpadł w osłupienie. Verdas posmutniał. Zauważył jego wyraz twarzy i wiedział dokładnie o co chodzi.
-Yymm... Dzień dobry.-mężczyzna odpowiedział po dość dłuższym czasie. Wymusił uśmiech. Wszedł do środka i zaczął rozglądać się po domu.-Piękna willa.-oznajmił.
-Dziękuję. To można tylko zawdzięczać rodzicom.-oznajmił.
-Możemy rozpocząć lekcje?-zadał pytanie.
-Może najpierw się poznajmy.-zapronował nastolatek. Był miły, prawie jak nigdy.-Leon Verdas.-podał mu rękę.
-Harold Smith. Nie pochodzę z tutejszych terenów. Mieszkałem kiedyś w Los Angeles, stąd to nazwisko.-Smith uścisną jego dłoń.
Leon poszedł po książki. Gdy wrócił, obaj zasiedli przy stole w jadalni. Harold przejrzał starannie notatki szatyna. Spoglądając na kolejne tematy przedmiotów rozpoczął swoją pracę. Nastolatek nie mógł się skupić. Cały czas myślał o niej... O Violettcie.
-  Więc, mogę mówić Ci po imieniu? - spytał Leona.
- Tak tak, słucham przecież - pomachał ręką.
- Leonie? Słuchaj mnie! - podniósł ton nauczyciel - co się z tobą dzieje?
- Nic - powiedział szybo, wybudzony z transu. Pan Smith zaczął tłumaczyć mu nowy temat z książki od Chemi. Potem przerobili matematykę, Angielski, Fizykę oraz Geografie. Na wszystkich lekcjach chłopak był pół obecny. Gdy tylko skończyli lekcje, brunet zapłacił nauczycielu, a tamten wyszedł, do domu weszła Violetta.
- Violu! - krzyknął Leon - jak dobrze że jesteś! Mam do ciebie prośbę - powiedział.
- Wiedziałam - prychnęła - nie zmienisz się. - wyminęła go i poszła sobie.
- Nie o to chodzi! Ja na tych lekcjach się nudzę, jest mi smutno samemu zaczniesz chodzić na nie ze mną? - spytał Verdas, i wyczekiwał odpowiedzi.
Dziewczyna długo zastanawiała się nad odpowiedzią. W sumie po co miała chodzić do szkoły i oglądać te wszystkie osoby których nienawidziła? Ale z drugiej strony zajęcia miałaby z Leonem, a za jego obecnością nie przepadała. A co jeśli on się naprawdę zmienił?
-Dam Ci odpowiedź wieczorem.-rzuciła, nawet nie spoglądając na jego w twarz i pobiegła do pokoju.
-Daj kiedy chcesz, ważne żebyś się zgodziła.-szepnął do siebie chłopak, oglądając jak Castillo odchodzi.  "Verdas! Co się z tobą dzieje?!"-kłócił się ze zmyślamy Leon. "Zmieniasz się..."

~.~
Wyczekiwał wieczoru. Czekał na odpowiedź. Chodził nerwowo po pokoju. Nie mógł się na niczym skupić.
-A jak się nie zgodzi?-zadał sobie pytanie.-Jasne, że się zgodzi.-usłyszał pukanie do drzwi.
-Leon mogę wejść?-usłyszał głos dziewczyny. Chłopak nic nie odpowiedział. Po prostu podszedł do drzwi i otworzył je.
Wpatrywał się w jej wyraz twarzy, nie mógł z niej  nic wyczytać. Ona sie nie odzywała, on nie pytał. W pokoju zapanowała błoga cisza, którą przerwał chłopak:
- I? - zaczął - postanowiłaś już co zrobisz? - spuścił głowę.
- Postanowiłam - zrobiła dramatyczną przerwę, chłopak gniótł sobie palce u rąk, a ona stała uśmiechnięta - będę z tobą chodzić na zajęcia! - krzyknęła. Chłopak momentalnie otworzył swe zamknięte oczy, popatrzył w źrenice dziewczyny, przytulił ją i okręcił w kółko.
- Dziękuje - szepnął jej we włosy. "Co jest ze mną do cholery?!" Krzyknął na siebie w myślach i momentalnie się od niej oderwał. Castillo, posłała mu ciepły uśmiech i wyszła z pokoju.
- Wszystko idzie po mojej myśli - szepnął do siebie. - Tak? - dodał.
Verdas, wyszedł z pokoju, i poszedł do kuchni, w której była dziewczyna.
- Jutro o ósmej  lekcje - uśmiechnął się do niej - tylko się nie spóźni - pogroził jej palcem. Po chwili obydwoje się śmiali.
~.~
Mijały tygodnie. Violetta i Leon byli już dobrymi przyjaciółmi i tylko nimi. Zaufanie dziewczyny do chłopaka wzrastało z każdym dniem. Brunetce nie przeszkadzał wygląd Verdasa, liczył się dla niej tylko jego nowy, dobry charakter.
Nastała wigilia. Szatyn miał spędzić ją w gronie rodziny, a Castillo miała w  planach wyjechać. Zaczęła się już pakować nie mogąc się doczekać wyjazdy, kiedy nagle zadzwonił jej telefon.
-Halo?-odebrała go.
-Dzień dobry. Czy to Violetta Castillo?-usłyszała damski, kojący głos w telefonie.
-Tak, przy telefonie. A z kim mówię?
-Bardzo mi przykro, ale wszystkie odjazdy naszych busów zostały odwołane, ze względu na złe warunki atmosferyczne. Z tego co wiem w innych firmach jest to samo.-nastolatka zamarła.-Halo?
-Mówi się trudno...-westchnęła głośno.-Dziękuję za informację. Do widzenia, wesołych świąt.
Dziewczyna zeszła, na dół smętnym krokiem. Weszła do kuchni gdzie siedziała rodzina Verdas, Leon, Mama Leona oraz jego Ojciec.
- Violetta, satło się coś? - spytała kobieta.
- Nic, poza tym, że wszystkie busy zostały odwołane, i spędzę święta sama - powiedziała, a z jej oczu wypłynęły łzy.
- Ojj Violu - powiedziała i przytuliła ją - możesz spędzić Wigilie, oraz Boże narodzenie z nami - szatynka, delikatnie uśmiechnęła się.
- Dziękuje pani bardzo - wypowiedziała te słowa szeptem, - a teraz przepraszam idę na spacer.  - oznajmiła.
- Idę z tobą - odezwał się Leon.
- Na pewno? - chłopak przez chwilę się zastanawiał i zrezygnowany usiadł.
- Masz rację, dziękuje - uśmiechnęła się.
- Idziemy, do mnie do pokoju - krzyknęła uradowana i pociągnęła bruneta na górę.
-Czekaj chwilę! Wskoczę po coś do siebie i zaraz u Ciebie będę.
-No dobrze.-westchnęła i weszła do pomieszczenia. Usiadła na podłodze i oparła się o bok łóżka. Wpatrywała się w drzwi wyczekując na chłopaka.
-Violu zobacz!-krzyknął do niej, podbiegając. Kucnął i nachylił się nad nią.-To jemioła!-zza pleców wyjął roślinę.
-Hahaha. I co? Mam Ci teraz dać buziaka?-spytała.
-No ba! Mam tu jeszcze drugą.-brunet wyciągnął następną dłoń, na której również znajdowała się jemioła.
-Mam Ci dać dwa?!-oburzyła się Castillo. Verdas uśmiechnął się chytrze.
-Skoro tak bardzo chcesz to możesz więcej.-pokazał swoje uzębienie i usiadł obok przyjaciółki. To już nie był ten sam Leon, który planował na jego rzecz rozkochać w sobie pracownicę. Teraz się naprawdę w niej zakochał.
Violetta, wstała z łóżka chłopaka, przybliżyła się, i złożyła na jego ustach dwa delikatne pocałunki. Po czym się oderwała i zaśmiała się.
- Mam gdzieś trzecią - powiedział jej i chytrze się uśmiechnął.
- Nie pocałuje Cię trzeci raz! - krzyknęła. Chłopak posmutniał - Leoś, to nie miało tak zabrzmieć. Po prostu ja i ty, to przyjaciółka, oraz przyjaciel.
- No wiem - uśmiechnął się - a to jemioła - wskazał na roślinę w jego ręce. Violetta zaśmiała się lekko, i pocałowała chłopaka w policzek.
"Nie oszukuj się Verdas, zakochałeś się" przeszło mu przez myśl. "Ale ona nic nie czuje" Powtórzył sobie dwa zdania w głowię, i położył się na łóżku. A obok niego położyła się Violetta.
- Nad czym myślisz? - zapytała.
- Nad niczym ważnym - szepnął. - A ty?
- Że dobrze, że mam z kim spędzić święta - oznajmiła szczęśliwa.
- Viola, muszę Ci coś powiedzieć! - stwierdził.
-Co takiego?-spojrzała w jego oczy. Verdas miał już jej wyznać, że czuje coś do niej więcej niż tylko przyjaźń.
-Emm.. Cieszę, że zostajesz jednak na święta. Bez Ciebie byłoby mi nudno.-spalił, chociaż jednak mówił prawdę.
-A ja się cieszę, że choć nie mogę spotkać się z mamą to przynajmniej mogę w te święta z tobą.-uśmiechnęła się szeroko. Słysząc te słowa Leonowi zrobiło się jakby lepiej na sercu. Myślał, że zaraz eksplozja radości wybuchnie z niego.
-To słodkie.-uniósł kąciki ust.
-Jesteśmy tacy słodcy, że zaraz będę rzygać tęczą.-oznajmiła Castillo, na co jej przyjaciel się zaśmiał.
-Violu...-złapał ją za ręce.
-Słucham?-spojrzała  w jego oczy, zawsze się w nich topiła.
-Muszę Ci coś jeszcze powiedzieć. Coś co siedzi we mnie już od dłuższego czasu.-oznajmił poważnie.
-No to mów.
-Czuję coś do Ciebie więcej.-zamarła.-Coś więcej niż przyjaźń.
- ŻE  CO?! Co ty sobie myślisz? Ja i ty? Hahahahaha -zaczęła się śmiać w niebo głosy. - A Leon zrobił się smutny.
- Leon, Leon! - pstrykała mu przed oczami Violetta. - Mów, co miałeś powiedzieć. - "Ja to sobie wyobrażałem? O matko... przecież ja nie mogę jej tego powiedzieć!."
- No, cieszę się że jesteśmy przyjaciółmi, bo bez ciebie bym sobie nie poradził - powiedział, to było pierwsze co przyszło mu do głowy.
- Ja też się cieszę - ale powtarzasz się - pokręciła głową, po czym go przytuliła. - Jak tam samopoczucie? - zapytała.
- Przy tobie, wzrasta - oznajmił jej.
- Oooo... jesteś taki uroczy. - "Teraz albo nigdy" - powiedział w myślach.
- Violetto, musisz coś wiedzieć...
-Leon... Co jeszcze?-spytała rozbawiona, a za razem zmęczona.
-No jakby ten.. No ten...
-Wyduś to z siebie!-popędziła go.
-Czuję coś więcej do Ciebie niż przyjaźń i chyba powoli się w Tobie zakochuję i właśnie to chciałem Ci powiedzieć już tyle razy. Przepraszam.-powiedział bardzo szybko. Castillo znieruchomiała. Nie mogła nic powiedzieć, poruszyć się, nic, a nic.
-Leon...
-Tak wiem, że jestem głupcem.
-Leon...
-Tak wiem, że to przekreśli to naszą przyjaźń.
-Leon...
-Tak wiem, jest głupi.
-LEON!
-Tak wiem, że nic do mnie nie czujesz.
-Leon, ja Ci tylko chciałam powiedzieć, że...
- Ja też coś do ciebie czuję, i się w tobie zakochałam. - powiedziała wolno i spuściła wzrok na dół.
- Czyli mnie kochasz? - spytał z nadzieją.
- Tak, Kocham Cię Leon - wyszeptała. W pokoju ponownie zapanowała ciemność, Leon powiedział Violettcie by wyszła z pokoju, ona tak uczyniła.
- Widzę, że mogłeś się zmienić - usłyszał głos, zobaczył czerwone ślepia - wygrałeś, - ruszył swą różdżką, i promień trafił Leona. Po chwili zjawa zniknęła, a w pokoju znów była jasność. Dotknął swej głowy. - Ma włosy! On ma włosy. Szybko wybiegł z pokoju, i pobiegł do pomieszczenia w którym siedziała Castillo. Podbiegł do niej, przytulił i okręcił w kółko.
- Dziękuje - szepnął.
- Leon, - nie dowierzała w to co widzi.
- Ciii... Cieszmy się tą chwilą – powiedział.

~.~
Minęły dwa tygodnie. Violetta i Leon po przerwie świątecznej postanowili wrócić do szkoły. Wszyscy Verdasa przywitali z wielką radością w tym wszystkie dziewczyny najbardziej. Castillo westchnęła na ten widok. „Powracamy do przeszłości”-pomyślała. Smutna poszła do klasy. Po chwili chłopak spostrzegł się, że nie ma obok niego jego dziewczyny.
-No to co Verdaaaas-wyszeptała jedna z nastolatek do jego ucha.-Ty i ja...
-Nieee... Ja mam dziewczynę!-zaprzeczył i pobiegł szukać swojej księżniczki. W końcu znalazł ją w klasie. Siedziała w ostatniej ławce i przeglądała zeszyty. Jej wyraz twarzy wyrażał smutek, prawie zbierało jej się na łzy. Chłopakowi serce się kroiło na malutkie kawałeczki na taki widok. Bez dłuższego zastanowienia usiadł obok niej.
-Hej... Co się dzieje skarbie?-spytał łagodnym tonem, głaszcząc brunetkę po ramieniu.
-Leon... Boję się.-spojrzała na niego.
-Czego?-zmarszczył brwi.
-Końca. Końca naszego związku. Widziałam jak te wszystkie dziewczyny się do Ciebie kleiły i nadal pamiętam jaki byłeś w przeszłości.-spuściła wzrok.
-Violu... To było kiedyś. Wtedy byłem innym człowiekiem. Dzięki Tobie zmieniłem się na lepsze.
-Obiecaj, że nigdy mnie nie zranisz i nie zdradzisz.-znów skupiła wzrok na jego oczach.
-Nie potrafiłbym.

~.~
Za Verdasem, Castillo oraz innymi uczniami, cztery lekcje. Wszyscy, nie wiedzą co robić na korytarzu, Violetta szukała Leona - chciała z nim porozmawiać. Zauważyła iż chłopak rozmawia z Federiciem, podeszła w ich stronę, jednak szybko się schowała za szafkami i słuchała o czym mówią, chodź wiedziała to, iż nie powinna.
- No więc, czemu Cię w szkole nie było? - spytał Leona, Fede - jego najlepszy kumpel.
- Okey, powiem Ci tylko się nie wygadaj okey? - kiwnął głową - więc, raz wróciłem ze szkoły do domu, panowała w nim głucha Cisza, poszedłem do siebie, a tam nastała ciemność - zaczął opisywać jak wyglądał demon, co zrobił, mówił - i wtedy gdy przyjrzałem się w lustrze miałem pełno wzorków, rany, blizny oraz metalowe coś na mojej łysej głowie - szeptał mu. Pasquareli wytrzeszczył oczy - I po prostu, jeszcze ta zjawa powiedziała że ktoś musi mnie pokochać, rodzice, jak się okazali mnie nie kochali - posmutniał - Stef, to wiadomo że też. - westchnął, i zaczął mówić dalej - i wtedy wpadłem na pomysł, by wykorzystać Violettę. No wiesz, rozkochać w sobie, i ona by mnie odmieniła. A potem... - mówił, lecz mu przerwano. A kto mu przerwał? Sama Castillo.
- Jak mogłeś?! Jak ja mogłam Ci zaufać?! Obiecałeś mi, że mnie nie zranisz! Obiecałeś mi to! Kłamałeś? Mówiłeś, że mnie kochasz, że jestem tą jedyną! Wtedy też kłamałeś?! Jak ja mogłam Ci zaufać?! Jak?! Myślałam, że stałeś się lepszym człowiekiem. Dałam Ci szansę... Nie potrzebnie... Ludzie się przecież nie zmieniają. Kiedy miałeś zamiar ze mną zerwać? Dzisiaj? A może jutro? Czemu jeszcze ciągnąłeś ten związek? Chciałeś się zabawić? Chciałeś jeszcze mnie do czegoś wykorzystać? Jaka ja byłam głupia!! - mówiła płacząc, podeszła do niego po czym uderzyła mu z otwartej dłoni w twarz i uciekła ze szkoły.
- ...Się w niej zakochałem - skończył oszołomiony. Leon pobiegł za swoją dziewczyną. Dogonił ją gdzie na chodniku. Było to dla niego nieistotne gdzie.
-Violu...-mówił.
-Zostaw mnie! Nienawidzę Cię za to co mi zrobiłeś. Nie sądziłam, że jesteś do czegoś takiego zdolny - krzyknęła szlochając.
-Violu... Daj mi to wytłumaczyć -  złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Tu nie ma co tłumaczyć. Usłyszałam wszystko. Wiem, że źle zrobiłam podsłuchując, ale szczerze nie żałuję tego. Przynajmniej się poznałam na tobie. A teraz puść mnie. Nie chcę Ciebie znać.-oznajmiła poważnym tonem, wyrwała się z objęć chłopaka i poszła do domu.

~.~

Dziewczyna gdy tylko przekroczyła próg domu, pobiegła do swojego pokoju, tam wyjęła swoją walizkę do której zaczęła wrzucać idealnie poukładane w kostkę ubrania. Co chwilę ocierała spływające łzy, z jej policzków. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bardzo oszukana. Nie patrzyła co wrzuca - byle było spakowane to wszystko jak najszybciej. Poskładane ubrania zrobiły się jedną wielką kulą. Wszystkie ubrania zwinięte w kłębek. Po chwili drzwi od sypialni się otworzyły.
- Viola, co ty robisz? - spytał niemal przerażony Leon.
- A co Cię to główno obchodzi? - wysyczała.
- Obchodzi - powiedział.
- Pakuje się! Ślepy? - rzuciła, chwyciła kosmetyczkę i zaczęła kierować się w stronę łazienki. Wrzuciła do niej, przedmioty należące do niej, Violetta, nie słuchała Verdasa, po prostu jak najszybciej nie chciało jej tu być. - Aha, zapomniałam - rzekła, podeszła do niego, i przywaliła mu z kolana w krocze - to za te wszystkie krzywdy które mi wyrządziłeś! - rozpłakała się. Dobrze, że ma oszczędności na bilet.
-Violetta...-chłopak złapał się w obolałe miejsce. Zgarbiony z trudem pobiegł za dziewczyną.-Violetta! Daj mi wytłumaczyć! - wściekła dziewczyna odwróciła się w jego stronę.
-Chyba nie zrozumiałeś... Leon... Ja wyjeżdżam. Z nami koniec. Nas już nie ma i już nigdy nie będzie. Zapomnij o mnie, znajdź sobie inną. Albo wiem! Najlepiej prowadź wcześniejszy tryb życia. Po prostu miej kilka dziewczyn naraz! Co ty na to?! To chyba kusząca propozycja. Wykorzystaj je i oszukaj, tak samo jak mnie.-rozpłakała się ponownie i pobiegła w stronę przystanku. Verdas nie wierząc w to co się stało powolnym krokiem wrócił do domu. Usiadł na kanapie w salonie. Schował ręce w dłonie i... zaczął płakać.
-Co ja głupi zrobiłem?!-krzyknął na cały dom. Był zły na siebie. Zły za to jak kiedyś myślał, postępował. Cholernie kochał Violettę jak nikogo innego. Dziewczyna była dla niego jak tlen.-Bez niej nie mógł żyć. Nie sądził, że kiedykolwiek się tak zakocha. Musiał o nią walczyć inaczej musiałby ze sobą skończyć...

~.~


Dwa tygodnie później.
Violetta, pogodziła się z tym że Leon z nią już nie jest. Niestety nie pogodziła się z tym że ją tak perfidnie oszukał - ona nadal go kocha. Mieszka w małym jednorodzinnym domku, usłyszała dzwonek do drzwi. Wyswobodziła się z koca, i podeszła do drewnianych drzwi, otworzyła je. Zobaczyła za nimi listonosza. On przekazał jej kopertę i bez słowa wyszedł. Koperta była bardzo duża, otworzyła ją, a w środku był list.
"Violetto. jeśli to czytasz, wiedz że Cię kocham, i to najmocniej na świecie. Rozumiem, byłem okropny, nieuczciwy, mój plan był perfidny. Ja wszystko dokładnie rozumiem, jednak nie dałaś mi wytłumaczyć. Tak czy siak. Pamiętaj że byłaś, i będziesz dla mnie wszystkim. Kochający Cię Leon 
"
List nie był długi, nie rozumiała czemu użył zwrotu "Byłem" Ujrzała jeszcze jedną kopertę, otworzyła ją.
"Violetto! To przez ciebie! Jak mogłaś być taka okropna?! Wiemy, nie zajmowaliśmy się nim tak bardzo jak tego potrzebował! Ale to był nasz syn! Nie rozumiesz tego co zrobiłaś?! Jesteś najgorszą osobą na świecie!" - Tym razem list był od państwa Verdas, a ostatni w kopercie był w czarnym opakowanym papierze.
"Leon Verdas 12.06.1997-18.01.2014-Na zawsze w naszych sercach
Dnia 22.01.2014 o godzinie 16.00 odbędzie się pogrzeb naszego syna w rodzinnym kościele św. Maryi Panny. Mamy nadzieję, że się zjawisz w tak trudnej chwili.
"Rodzimy się by żyć, żyjemy bu umierać"
"
Dziewczyna przeczytała wszystko jeszcze raz. Nie mogła w to uwierzyć. Przed oczami stanęły jej wszystkie wspomnienia związane z chłopakiem. Ręce zaczęły jej się trząść. Po chwili miała przed oczami już tylko ciemność...

5 komentarzy:

  1. Super!!!
    Bardzo Dobre!!
    Życzę dużo weny!!<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ale troche smutne wszyscy juzv spia a ja lexe cala we lzach bo bylo tp smutne czyli leon sie zabil w tym os super gratulacje super ci wyszlo a violetta umarla bo bylo ze zobaczyla tylko ciemnosc czyli umala tak ? super pozdrawiam altorke tego osa zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski !
    Taka piękna historia i taki wzruszający koniec ;(
    Czekam na kolejną prace <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy