Violetta
- Nad czym tak myślisz? – Spytałam wchodząc do kuchni, gdzie
siedział zamyślony Verdas. Odruchowo przeniosłam wzrok na stół, na którym leżał
stos kanapek ułożonych na sporym talerzu i na parującą w czajniku wodę, która
wciąż się gotowała. Westchnęłam podchodząc do kuchenki i wyłączyłam ogień, po
czym zalałam dwie herbaty. – Co jest? – Ponownie zadałam pytanie stając za nim
i układając dłonie na jego ramionach.
- Mówiłaś coś? – Dopiero zareagował i spojrzał w górę. Prawą
dłonią ujął moją dłoń i przyłożył ją sobie do ust. Poczułam delikatne
muśnięcie, po którym uśmiechnęłam się mimowolnie. Zauważył, a na jego buzi
pojawił się piękny uśmieszek.
- Pytałam, co się dzieje? Siedzisz zamyślony, a woda to by
się z rozumu wygotowała. – Odpowiedziałam spokojnie. Pociągnął mnie za dłoń,
którą trzymał sprawiając w ten sposób, że obeszłam krzesło i usiadłam na jego
kolanach. Puścił moją rękę i położył swoją dłoń na mym udzie.
- Woda nie ma rozumu. – Rzucił rozbawiony, ale zaraz
spoważniał. – Przepraszam. Po prostu myślałem, o tym, co udało mi się osiągnąć.
– Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. – No, nie jestem już gburem, mam
najlepszą na świecie przyjaciółkę – pstryknął mnie w nos, co spowodowało mój
głośny śmiech, do którego dołączył jego – wydoroślałem. – Dokończył. Dalej nie
rozumiałam. To wszystko, co mówił, to prawda, owszem. Ale to było pozytywne,
nad czym tu się zastanawiać? Już chciałam o to pytać, ale Leoś ponownie
otworzył usta, czym mi to w pewien sposób uniemożliwił. – Osiągnąłem dużo, a
wciąż nie potrafię porozumieć się z Diego. Brakuje mi go. Był naprawdę świetnym przyjacielem, który
rozumiał mnie bez słów. Teraz jest Marco, ale on niedługo zostanie ojcem. Poza
tym, sprawa z Larą. – Dokończył, a ja największą uwagę zwróciłam na ostatnie
zdanie. Poza tym, sprawa z Larą. To
stwierdzenie, jak echo odbijało się w mojej głowie i za żadne skarby nie mogłam
temu zapobiec. Czy to możliwe, że Leon ją jednak kocha? Że żałuje tego, co się
stało i chciałby do niej wrócić? Ale ona przecież jest z Diego! Niemożliwe, że
brakuje mu przyjaciela, żałuje, że go kiedyś tak perfidnie zdradził, a teraz
chce robić to samo. To zupełnie niepodobne do nowego Leona. Do mojego Leona.
Nie mniej jednak coś jest na rzeczy i ta myśl boli mnie najbardziej. Po jaką
cholerę proponował mi wczoraj ten wyjazd? Całował mnie? Chciał się zabawić?
Wykorzystać? Czy to możliwe, że aż tak się pomyliłam w stosunku do niego? Że
wcale się nie zmienił?
- Porozmawiaj z nimi – powiedziałam po chwili zastanowienia
i wstałam z jego kolan. Nie miałam zamiaru dłużej się oszukiwać, że Leon kiedyś
będzie normalny, zakocha się i założy rodzinę, a co więcej, że tą szczęściarą
będę ja. Przecież to niemożliwe. Po prostu nierealne. Niestety tylko przy nim
czułam się bezpiecznie, no i był moim przyjacielem. Nie mogłam się od niego
teraz odwrócić, bo on nigdy nie obiecywał mi pięknego ślubu i gromadki dzieci.
- Myślisz? – Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja tylko
kiwnęłam głową. Postawiłam przed nim herbatę, a swoją położyłam z drugiej
strony stołu i zajęłam swoje miejsce. – Dziękuję. Cieszę się, że Cię mam.
Jesteś najlepsza. – Ta, szkoda tylko, że nie w taki sposób, w jaki bym chciała.
Szkoda, że widzisz we mnie tylko przyjaciółkę, a ja chciałabym być kimś więcej.
Dlaczego Ty tego nie widzisz? Patrzyłam na niego z lekkim uśmiechem, bojąc się
zadać pytanie.