Violetta jest dwudziestosiedmioletnią rozwódką z dwójką
dzieci. Z mężem byli małżeństwem przez cztery lata. Z pozoru świecili
przykładem dla innych rodzin. Kochali się. Tak przynajmniej sądzili sąsiedzi.
Prawda była taka, że to Violetta kochała swojego męża bezgranicznie, a Nico?
Miał ją gdzieś. Dla niego liczyła się dobra zabawa, pieniądze. Dlatego się z
nią związał, potem zaszła w ciążę, więc się z nią ożenił. Wszystko było pięknie
– do czasu. Pewnego dnia, dokładniej w dniu urodzin bliźniaków – Angie i
Brayana – Violetta przyłapała swojego męża w łóżku z jej przyjaciółką. Bez
słowa zamknęła drzwi ich sypialni i do końca dnia udawała, że nic się nie
stało. Powiadomiła tylko swojego prawnika, by ten przygotował pozew rozwodowy i
podesłała mu MMSem zdjęcia swojego męża. Kiedy goście rozeszli się do domów
spakowała rzeczy swoje i dzieci i wyprowadziła się do ojca.
***
Dzisiaj jest już rok po rozwodzie, dzieci mają pięć lat, a
ona idzie do pracy. Poszukuje, więc kogoś, kto by zajął się jej pociechami.
Kuzynka dziewczyny poleciła jej pewnego chłopaka, który dorywczo zajmował się
jej synkiem. – Leon Verdas – mówiła – ma dwadzieścia trzy lata, studiuje
zarządzanie jest zabójczo przystojny – dodawała. Zupełnie jakby to miało dla
kobiety jakieś znaczenie. Skończyła ze związkami, chociaż Fran usilnie ją przekonywała,
że powinna ponownie się zakochać. Wedle Violetty to niemożliwe. Mężczyzn
traktuje raczej z dystansem, są dobrzy na jeden raz, jak to zwykła mawiać.
Prawda jest jednak taka, że dziewczyna po pierwsze bała się ponownie zaufać, a
po drugie nie chciała, aby któreś z jej dzieci zobaczyło ją z innym mężczyzną.
***
- Leon Verdas – przystojny mężczyzna ucałował dłoń kobiety,
która od tej pory miała być jego szefową. Odpowiadała mu ta praca, zawsze
kochał dzieci, ale nie miał żony czy stałej partnerki, z którą mógłby je mieć.
Narzeczona zostawiła go przed ołtarzem. Od tamtej pory stara się nie angażować.
Studiował, więc potrzebował pieniędzy i pracy, którą dałoby radę połączyć z
wykładami. U tej kobiety to było możliwe, gdyż ona pracowała wtedy, kiedy on miał
wolne, a miała wolne, gdy on był na uczelni. Praca idealna. A pracodawczyni
boska, przeszło przez myśl szatynowi.
Popijając kawę dowiadywali się coraz to nowych rzeczy o
sobie. Kobietę interesowało skąd u niego pasja do dzieci, dlaczego nie ma
swoich. Opowiedział jej historię swojego poprzedniego związku, ta odwdzięczyła
się tym samym. Polubili się. Mieli podobne pasje, spojrzenie na świat,
doświadczenia życiowe. Oboje współczuli sobie nieudanych związków. Świetnie się
dogadywali, więc kobieta postanowiła nie czekać dłużej i poznać Verdasa z
bliźniakami. Była ciekawa jak zareagują, jak on się sprawdzi. Zadzwoniła do
Francesci, która była u niej w domu i przekazała wiadomość, że za dziesięć
minut będą, więc będzie już wolna. Kiedy wróciła do stolika okazało się, że
Leon zapłacił rachunek i mogli wyjść. Chciała oddać mu pieniądze, ale się nie
zgodził. W przyjemnej atmosferze doszli do domu kobiety.
- Mama! – Usłyszeli krzyk, kiedy tylko przekroczyli próg
mieszkania, a już po chwili dwójka szkrabów wisiała na nogach swojej
rodzicielki. Leon stał z boku i delikatnie się uśmiechał. Zauważył, że Fran
wychodzi. Kiwnął jej głową na pożegnanie i chcąc jej podziękować za polecenie
jego osoby. Ta uśmiechnęła się i opuściła posesję. – Kto to jest? – Spytała
dziewczynka wskazując na szatyna. – Będzie z nami mieszkał? – Dodał chłopiec.
Oboje się zaśmiali.
- Nie. To jest Leon. Będzie się Wami opiekował, kiedy ja
będę w pracy, może być? – Nie usłyszała odpowiedzi tylko krzyk swoich pociech „wujek” i ruszyli w stronę mężczyzny,
który ukucnął, aby być twarzą na wysokości ich twarzy. Wskoczyli na niego z
takim impetem, że stracił równowagę i poleciał do tyłu uderzając się głową w
ścianę. Zaczęli się śmiać. – No już. Zostawcie go i idźcie do siebie. Ja
sprawdzę czy wszystko jest w porządku – powiedziała przez śmiech
dwudziestosiedmiolatka. Maluchy posłusznie zeszły z opiekuna i pobiegły do
swojego pokoju by się pobawić. Pani Espinosa pomogła wstać Leonowi i spojrzała
na głowę. – Będziesz miał guza – stwierdziła. Pociągnęła go za rękę i posadziła
na wysokim krześle w kuchni. Wyciągnęła lód z zamrażarki i przyłożyła go do
głowy szatyna. Dwudziestotrzylatek odruchowo skierował rękę w stronę miejsca
gdzie się uderzył, a jego dłoń spotkała delikatną rękę pracodawczyni.
Uśmiechnęli się do siebie czując swój dotyk. Po kilku sekundach Leon
stwierdził, że powinien już pójść. Pożegnali się i umówili na jutro.
***
Verdas w pracy pojawił się dziesięć minut przed czasem.
Przywitał się z Violettą i dziećmi. Stojąc w drzwiach obserwował bawiące się
małolaty, a jednocześnie patrzył jak Espinosa męczy się z zapięciem sukienki. Z
ociąganiem podszedł do niej i bez pytania o cokolwiek zapiął zamek. W pewnym
momencie jego dłoń dotknęła skóry pleców kobiety. Czy on robi to specjalnie?
Zastanawiała się, jednocześnie była zdziwiona tym jak jej ciało reaguje na jego
dotyk. Sięgnęła po łańcuszek i podała mu go. Nie zdążyła jeszcze poprosić o
pomoc, a już czuła chłód bijący od srebra na swoim dekolcie.
- Dziękuję – powiedziała z uśmiechem, który on odwzajemnił.
Minęła go by pożegnać się z potomstwem i udzielić im wskazówek jak mają się
zachowywać. Pocałowała każdego w czoło i stanęła przed Leonem by powiedzieć mu
gdzie, co jest. Po zapewnieniu ją, że da sobie radę ta wyszła krzycząc jeszcze,
o której najprawdopodobniej wróci. Wyszła do pracy, a on został.
Wróciła do domu później niż myślała. Dużo później, ale co
zrobić, jeżeli okazało się, że jest jakieś spotkanie, na które ona koniecznie
musi iść. Cieszyła się, że Leon mógł zostać dłużej, bo inaczej musiałaby prosić
Fran, albo kogoś innego o pomoc. Weszła do domu, w którym panowały egipskie
ciemności i zapaliła światło. Zaczęła szukać niańki, ale nigdzie go nie było.
Na końcu weszła do pokoju dzieciaków i zobaczyła swoje pociechy śpiące wtulone
w ciało opiekuna, który też spał z błogim uśmiechem na twarzy. Uśmiechnęła się
na ten widok i podeszła poprawić kołdrę. – Kolorowych snów – szepnęła i po chwili
zawahania ucałowała całą trójkę w czoła. Zamknęła za sobą drzwi i poszła wziąć
relaksacyjną kąpiel.
***
Rano wstała, jako pierwsza. Na satynową koszulę nocną zarzuciła szlafrok z
tego samego tworzywa tyle, że dłuższy. Związała włosy w wysokiego kucyka i
poszła do kuchni przygotować śniadanie.
Szatyn obudził się i zdziwiony stwierdził, że nie jest u
siebie. Spojrzał na dzieci śpiące u jego boku i uśmiechnął się delikatnie
uświadamiając sobie, że najwyraźniej zasnął u Pani Espinosy. Powoli wstał, tak
by nie zbudzić maluchów i przetarł zaspaną twarz dłońmi. Do jego nozdrzy
doszedł przyjemny zapach kawy. Powolnym krokiem opuścił pokój zamykając za sobą
drzwi i udał się do kuchni.
- Przepraszam – zaczął, gdy tylko ją zobaczył. Jej wygląd
trochę go onieśmielił, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Chciał
kontynuować, ale słysząc cichy śmiech kobiety zrezygnował. Spojrzał na nią
zaskoczony z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Przecież nic się nie stało. Wróciłam późno, miałeś prawo
zasnąć. Dziwię się, że Angie Ci zaufała i spała wtulona w Ciebie. Zazwyczaj
jest nieufna – wyjaśniła nakładając na talerz kanapki i kładąc wszystko na
stole. – Siadaj, zaraz skończę – poleciła, lecz jej nie posłuchał. Wyciągnął
szklanki z szafki i nalał do nich czarnego płynu, który znajdował się w
szklanym dzbanku. Przedwczoraj w kawiarni zauważył, że piła białą zupełnie jak on,
więc wyciągnął mleko z lodówki i dolał je do napoju. Violetta z zaciekawieniem
przyglądała się poczynaniom Leona. Mężczyzna w kuchni to dla niej coś nowego.
Jej były mąż praktycznie nawet do tego pomieszczenia nie wchodził, nie
wspominając już o zrobieniu czegokolwiek. W ogóle on nigdy w domu nie pomagał,
a Leon? Wczoraj, gdy wróciła zauważyła, że naczynia są pomyte, budynek stoi na
swoim miejscu, dzieciaki spały.
Normalnie facet ideał, a już na pewno przeciwieństwo jej męża. – Dwie –
powiedziała, kiedy Verdas wziął do ręki cukierniczkę. Uśmiechnął się jeszcze
szerzej, sam też tyle słodził. Kolejna ich wspólna cecha. Rozmieszał cukier w
kubkach i postawił je na stole. Zauważył, że kobieta w dalszym ciągu stoi
praktycznie nieruchomo i przygląda się jego ruchom. Powoli zaczynało go to
krępować.
- Co mi się tak przyglądasz? – Zapytał w końcu robiąc
herbaty dla Angie i Brayana. – Pobrudziłem się? – Pytał dalej, gdy nie uzyskał
odpowiedzi na pierwsze pytanie. Dalej nic. Osłodził ciepłe napoje małolatów
zgodnie z ich wczorajszym zaleceniem i podszedł do kobiety. Stanął przed nią, odległość między nimi
wynosiła jakieś trzydzieści centymetrów. – Odpowiesz? – Wyrwał ją z amoku.
Uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową. – No ej, bo Cię nie wypuszczę. –
Ułożył ręce na blacie zbliżając się jeszcze bardziej do kobiety. Oboje czuli
się dziwnie w tej pozycji, ale nic nie powiedzieli. Violetta stała uśmiechnięta
pomiędzy ramionami mężczyzny, które delikatnie dotykały jej talii. Staliby tak
pewnie jeszcze trochę, gdyby nie dzieci, które wyszły właśnie z pokoju i
wparowały do kuchni. Wypuścił ją, zaniósł herbaty i zasiedli razem do
śniadania. Jak rodzina. Po skończonym posiłku Leon szybko udał się do siebie.
Musiał się umyć i przebrać i zdążyć zanim Violetta pójdzie do pracy. Zdążył.
Mieszkanie otworzył za pomocą kluczy, które dała mu wczoraj gdyby chciał iść na
plac, albo gdzieś. Zapomniał je oddać. Odłożył podręcznik na komodę i poszedł
do dzieciaków. Po piętnastu minutach dołączyła do nich rodzicielka, która po
raz kolejny nie potrafiła poradzić sobie z niesfornym zamkiem. Tym razem
postanowiła poprosić go o pomoc. Wstał i zapiął sukienkę – ja nie odpuszczę –
szepnął jej jeszcze na ucho zanim na powrót usiadł z dziećmi. Uśmiechnęła się.
Doskonale wiedziała, o co mu chodzi i dziwnym trafem wcale nie chciała żeby
odpuszczał.
***
- To jak, zgadzasz się? – Pytała się kobieta swojego już
przyjaciela. Pracuje u niej od sześciu miesięcy i czują się w swoim
towarzystwie dobrze. Ostatnio oboje zauważyli, że zbliżyli się do siebie.
Dziewczyna za każdym razem ubierała sukienki i prosiła go o pomoc, a on zawsze
korzystał z okazji by dotknąć jej pięknego ciała. Nie raz złapał się na tym, że
najchętniej wcale nie zapinałby tej sukienki, a wręcz przeciwnie. Zdarłby ją
razem z resztą odzieży kobiety, ale się bał. Po prostu się bał. Nie do końca
wiedział, czego. Odrzucenia, pogorszenia relacji, czy samego uczucia, które
rodziło się w obojgu, a o którym oni nie chcieli słyszeć.
- A co z dziećmi? – Spojrzał w jej oczy. Chciał z nią iść na
tę imprezę. Wcale niekoniecznie, jako przyjaciel, ale jako… Właśnie, jako kto?
Partner? To nie dla niego. A może jednak? W każdym bądź razie to Jego Violetta
poprosiła o towarzystwo na firmowej imprezie. Czuł radość w sercu, kiedy myślał
o tym, że przez te kilka godzin miałby udawać jej chłopaka, a to oznacza, że
mógłby w końcu wpić się w te jej usta pokryte czerwoną jak krew szminką.
Dlaczego jej chłopaka? Po prostu kobieta miała już dość napalonych na nią
kolegów z pracy i na odczepnego powiedziała, że jest w związku, więc na
spotkanie wypadało zjawić się w towarzystwie ukochanego.
- Fran się nimi zajmie, już do niej dzwoniłam. – Podeszła
bliżej niego i wyczekiwała odpowiedzi. Wciąż milczał, co doprowadzało ją do
furii, ale nie mogła dać tego po sobie poznać. Nie chciała żeby wiedział, że
coś do niego poczuła. Znała jego sytuację i podejście do miłości, stałego
związku. Wedle niej to by się nie udało, nie chciałby być w związku ze starszą
od siebie o cztery lata kobietą, w dodatku rozwódką z dwójką dzieci.
- Mówisz, że poszedłbym tam, jako Twój partner – zaczął –
czy to znaczy, że mógłbym Cię całować? – Dokończył, a Violetta ośmielona jego
pytaniem wyciągnęła dłoń by położyć mu ją na policzku, jeszcze bardziej się
zbliżyła stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na ustach mężczyzny.
Zaskoczony nie zareagował. Ona stanęła już stabilnie, a do niego dopiero
doszło, co właśnie się stało. Jedną ręką złapał ją w talii i przyciągnął do
siebie zmniejszając odległość między nimi do zera. Tym razem to on ją pocałował.
Odwzajemniła pocałunek z cichym piskiem na początku i zarzuciła mu rękę na
szyję, drugą położyła na umięśnionym torsie chłopaka. Gładząc jego skórę znów
czuła się jak nastolatka. Bardzo chciała, aby ta chwila trwała wiecznie, jednak
życie to nie bajka. Oderwali się od siebie. – Zgadzam się. – Oznajmił
puszczając ją. – Przyjadę po Ciebie jutro, o siedemnastej. – Dodał wychodząc i
zniknął z pola jej widzenia. Dziewczyna z uśmiechem na ustach udała się do
swojej sypialni, gdzie zaczęła przeglądać szafę w celu odnalezienia idealnego
stroju. Chciała wyglądać perfekcyjnie. Wcześniej kupiła dwie sukienki, ale nie
wiedziała, którą założyć. Dzisiaj postanowiła postawić na czarną, kończącą się
przed kolanem i podkreślającą jej talię.
***
Pociechy były już u jej ukochanej kuzynki. Leon przyjedzie
za dwadzieścia minut, a ona jest w rozsypce. Znowu nieubrana, wciąż
nieumalowana. Dobrze, że przynajmniej włosy miała już ułożone. W momencie, gdy
kończyła się malować usłyszała szczęk kluczy w drzwiach i mimowolnie się
uśmiechnęła. Już jest, pomyślała patrząc na zegarek. Pięć minut przed czasem.
Zapukał do otwartych drzwi w sypialni i wszedł do środka.
- Cześć Kochanie – przywitał się. Odwróciła się i chciała
zapytać czy już wczuwa się w rolę, ale nie zdążyła. Zamknął jej usta
pocałunkiem. Przez chwilę trzymał ręce na jej talii, a ona na jego szyi. Jednak
po chwili dłonie szatyna zjechały niżej, przez jej pośladki do ud. Poczuła jak
unosi się w górę. Posadził ją na toaletce sprawiając, że cześć kosmetyków
spadła na podłogę. Oplotła go nogami zmniejszając tym samym przestrzeń między
nimi.
- Przez Ciebie się nie wyrobię – szepnęła, kiedy się od
siebie oderwali. Uśmiechnął się łobuzersko i odsunął od niej. Przyjrzała się mu
dokładnie i z uśmiechem na ustach stwierdziła, że wygląda idealnie, niczym
grecki Bóg. Podał jej krawat prosząc o pomoc. Zeskoczyła z toaletki i podeszła
bliżej by go zawiązać. Czuła jego wzrok na swoich dłoniach, co odrobinę ją
krępowało. Chwilę później krawat był zawiązany. Zabrała sukienkę i w łazience
ją założyła, wyszła z rozpiętym zamkiem, który zapiął Leon. Psiknęła się
ulubionym zapachem, założyła szpilki i ulubioną biżuterię i wyszli trzymając
się za ręce.
Na imprezie nie szczędzili sobie czułości. Verdas czuł na
sobie zazdrosne spojrzenia kolegów z pracy Espinosy co motywowało go do
śmielszych czynów. Ona nie protestowała. Wiedziała, dlaczego to robi i przede
wszystkim podobało się jej. Całą imprezę spędzili razem. Nie odstąpili się na
krok. Do domu wrócili taksówką. Początkowo podali dwa adresy, jednak pod
wpływem alkoholu Leon zaczął jeździć dłonią po nodze Violetty. Uśmiechnęła się
i przekazała kierowcy, że jednak adres będzie jeden. Uśmiechnęli się do siebie.
Już na klatce schodowej zaczęli się całować. Szatyn
rozpraszał szatynkę, która próbowała otworzyć drzwi, całując jej szyję, którą
przygryzał, co chwilę. Kiedy w końcu udało się im wejść do mieszkania Leon
przycisnął ją do ściany całując coraz namiętniej, jego ręce błądziły po ciele
kobiety, która ściągała mu marynarkę, krawat i już po chwili koszulę. Chwycił
jej udo, które energicznie zawiesił na swoim biodrze. Usłyszeli dźwięk dartego
materiału, zaśmiali się. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
- Kocham Cię – wyszeptali w tym samym momencie i zasnęli
wtuleni w siebie nim doszło do czegoś więcej.
Tak jak w tytule. OS jest na konkurs, u mojej kochanej Sophie Cortés na blogu Teraz wiem, że Ziemia jest niebem. Zdaniem jej i czytelników wygrał, chociaż standardowo już nie jestem pewna czy zasłużył. Wręcz mam inne zdanie, ale cóż. Miałam tylko jeden głos, który mogłam oddać przeciwko sobie. Nie mniej jednak dziękuję za to wyróżnienie. :)
To tak, abyście nie myśleli, że o Was zapomniałam.
Trzymajcie się. Póki co Enea przestała świrować, więc rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu. Ale nic nie obiecuję. :**
Ja wciąż jestem zachwycona nim tak samo, jak przedtem. :)
OdpowiedzUsuńZasłużył, nie mam co do tego wątpliwości.
Ściskam mocno. ♥
Boże to jest cudowne :D
OdpowiedzUsuńCzytałam go już na blogu u Sophie :)
I zdania nie zmieniłam nadal sądzę, że jest boski :*
Czekam na rozdział ;)
Pozdrawiam <3
Dzizzz, boski jest ♥♥♥
OdpowiedzUsuńCudo !!
OdpowiedzUsuńCzekam na next !! ~ Julka ♥
Boski ! Zresztą jak zawsze !
OdpowiedzUsuńBoski, cudowny. Nie czytałam jeszcze tak dobrego OS!!!!!
OdpowiedzUsuńFantastyczny Os !
OdpowiedzUsuńW pełni zasłużone 1 miejsce !
Masz talent , wielki talent <3
No i ja się nie dziwię, że pierwsze miejsce, a ten głos przeciwko tobie co sama oddałaś, to wiesz co możesz z nim zrobić xD
OdpowiedzUsuńWięc tak.
Part był cudowny.
Leon jako niańka, tak fajnie ;)) Odmiana jakaś przynajmniej ;)
I w ogóle super opisałaś to wszystko, te ich relacje, jak się stopniowo zmieniały, aż w końcu doszły do takiego poziomu, że już nic więcej nie było trzeba :D
Wspaniały part, jeszcze raz ;)
Zazdroszczę talentu :D
Czekam na rozdział, kocham <3
CUUUUUUUUUUDOWNY!
OdpowiedzUsuńOna organizuje konkurs? o.O
1 miejsce gwarantowane <3
Już po. Był. OS startował.
UsuńAh no tak.xdd
UsuńNie kumata ja
jestem pod wielkim wrażeniem ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny<3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały !!!
Świetnie piszesz !!!
Uwielbiam ten blog!!!!
Życzę chęci na pisanie :)
Pozdrawiam :***
Super OS !!
OdpowiedzUsuńMasz talent !
Ciekawy.. :) Dobrze, że tu zajrzałam ;)
OdpowiedzUsuńJakby co to zapraszam do mnie :*
violettaismylife.blogspot.com
cudoooownyyy <3 beda kolejne czesci? poczytalabym z checia <3
OdpowiedzUsuńjaki piekny!!
OdpowiedzUsuńCzyta sie go z przyjemnoscia!
Podziwiam i zazdrosze talentu:*
Supper.
OdpowiedzUsuńBędzie cz.2 plosie...