sobota, 29 marca 2014

04. Wymyśl coś, Diego.


Violetta

Jak zwykle wstałam wcześnie rano tyle, że tym razem z uśmiechem na ustach, który spowodowany był wczorajszą wiadomością przekazaną przez Francescę. Przez tę całą sytuację zapomniałam o tym, co wydarzyło się wczoraj pomiędzy mną, a moim szefem w jego gabinecie. Nawet pozwoliłam mu się odwieźć, więc teraz już dokładnie wie gdzie mieszkam. Mam nadzieję, że przez to nie wyobraża sobie za dużo w tej swojej uroczej główce, bo tak łatwo nie będzie. Zdania nie zmieniłam i najwyżej dzisiaj wytłumaczę mu to jeszcze raz. Tym razem dosadniej. Z tą myślą poczłapałam do szafy, z której wyciągnęłam strój na dzisiaj składający się z długiej spódnicy i brązowej szerokiej bluzki. Wczoraj Leon poprosił mnie abym była wcześniej, bo musimy przygotować się do posiedzenia zarządu, a Verdas jak zwykle jest w rozsypce. Może by nie był, jakby przynajmniej w pracy zajmował się tym, co powinien, a nie romansami. Ale to nie moja sprawa, przynajmniej dopóki mnie w to nie wciągnie. Zaglądając do lodówki z rozczarowaniem stwierdziłam, że jest ona pusta, więc ze śniadania nici. Będę musiała kupić coś w bufecie. Wypiłam, więc kawę i udałam się na przystanek autobusowy. Pół godziny później byłam w firmie. Zanim udałam się do gabinetu wstąpiłam po śniadanie i dopiero z kanapką pojechałam na górę. Położyłam talerzyk na biurku i ściągnęłam kurtkę. Odwiesiłam ją na wieszak i zrobiłam krok w stronę krzesła. Niestety wpadłam na Verdasa. Przywitałam się z nim zwykłym ‘cześć’ i chciałam usiąść by zabrać się za pracę, ale złapał mnie za rękę i odwrócił do siebie próbując pocałować w policzek. Szybko się odsunęłam.
- Ej, co jest? – Zapytał zdziwiony przystojniak. Zupełnie jakby nie wiedział. Westchnęłam i wyjaśniłam mu na razie na spokojnie, że nie zmieniłam zdania i ma się do mnie nie zbliżać. Spojrzał na mnie zdziwiony, a potem zmierzył krzywym spojrzeniem – Wczoraj byłaś bardziej chętna – dodał kierując się do siebie. Że co proszę?! Chciałam krzyknąć, ale zrezygnowałam. Jeszcze kiedyś mu to wygarnę. – Skoro nie chcesz na mnie patrzeć to mailem wyślę Ci, co mam i co masz zrobić – warknął zamykając drzwi. Chyba przesadziłam. Westchnęłam i zabrałam się za dokończenie tego, co zaczęłam już wczoraj. Po jakiś piętnastu minutach usłyszałam dźwięk świadczący o tym, że na moją pocztę przyszedł mail. Otworzyłam go i sprawdziłam najpierw, co mam dziś zrobić. Nie było tego dużo. Miałam tylko sprawdzić to, co przygotował mój szef, ewentualnie poprawić lub dodać coś więcej i zrobić kosztorysy, a także podsumować ostatni kwartał z wydatków. Niby to nie należało do nas, ale jak to Leon powiedział, on nie ufa Diego. Udałam się do księgowych po teczki z potrzebnymi zestawieniami i po chwili zabrałam się już za robotę.

czwartek, 27 marca 2014

OS Leonetta. "Wieczna wojna" cz.4 ostatnia

- Nie! – Po raz kolejny krzyczał szatyn chodząc wzdłuż kanapy, na której siedziała szatynka. Usilnie próbowała przekonać go, aby nauczył ją walczyć i posługiwać się bronią wymyślając coraz to nowsze argumenty. Począwszy od samoobrony, a na powtórce z ostatniego tygodnia skończywszy. Posunęła się nawet do szantażu, ale Leon nie wziął go na poważnie, co właściwie ją ucieszyło, bo wcale nie miała zamiaru go zostawiać.
- Ale Kochanie – podjęła kolejną próbę wstając i podchodząc do ukochanego. Stanęła przed nim i zmusiła, aby spojrzał jej w oczy. – Zrozum, że ja po prostu chcę być blisko ciebie. Wiem już wszystko i nie sądzisz, że powinnam wiedzieć jak się bronić? Dlaczego nie chcesz się zgodzić? – Gładziła dłonią jego policzek. Chłopak westchnął i przytulił ją mocno do siebie. Stali tak przez dłuższą chwilę, a chłopak wygodnie ułożył swoją głowę na jej ramieniu.
- Rozumiem – zaczął – powiem więcej, zgadzam się z tym, co mówisz, ale… Nie jestem w stanie podnieść na Ciebie ręki. A sama teoria nie wystarczy, najlepiej jak się ćwiczy walkę, a nie same ciosy. – Pocałował ją w policzek i odsunął się łapiąc jej ręce. Po chwili puścił jedną i wykonał kolejny krok w tył. Spojrzał na nią tymi swoimi pięknymi oczami i puścił drugą dłoń. – Przepraszam – wyszeptał i odszedł. Po chwili usłyszała trzask zamykanych drzwi wejściowych, co znaczyło, że opuścił mury ich domu. Podeszła do kominka, na którym stały ich zdjęcia i chwyciła jedną ramkę. Byli tam razem, uśmiechnięci. W tle zobaczyła jeszcze jedną parę. Była tam Francesca i Marco. Violetta zamyśliła się, po chwili stwierdziła, że to na pewno oni i przypomniała sobie słowa Lary. Uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z domu kierując się do ogrodu, gdzie w takich sytuacjach przebywał Verdas. Zauważyła go na ławce pod jabłonią. Siedział tam mając twarz schowaną w dłoniach. Cicho podeszła bliżej i wzięła jego ręce poczym usiadła na jego kolanach okrakiem i ułożyła dłonie na szyi Leona. Uśmiechnęła się lekko i wtuliła w jego silne ramiona zaciągając się zapachem perfum, które kiedyś sama mu kupiła, a które w połączeniu z jego ciałem pachniały wręcz idealnie. Musnęła delikatnie jego szyję i poczuła jak silne ręce Verdasa przyciągają ją jeszcze bliżej. Dałaby sobie głowę odciąć, że szatyn właśnie się uśmiecha. Nie myliła się. Na jego twarzy rzeczywiście dało się zauważyć szeroki uśmiech. – Wygrałaś – odezwał się po chwili. Castillo odsunęła głowę by spojrzeć mu w oczy – Marco zgodził się pomóc – wyjaśnił, a dziewczyna pisnęła i namiętnie pocałowała jego wargi. – Jakbym wiedział, że tak podziękujesz to bym wcześniej się zgodził – zaśmiali się. Chłopak widział, że właścicielka jego serca jest szczęśliwa, więc on też był. Na tym polegała miłość.

„Miłość to głębokie uczucie motywowane namiętnością, przyjaźnią lub przywiązaniem, skłaniające partnerów do troski o drugą osobę, wyzbywanie się egoizmu i działań, powodujących szkody moralne”.*

wtorek, 25 marca 2014

OS Leonetta. "Wieczna wojna" cz. 3


Szatyn spojrzał na ukochaną z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Nie wiedział, czego się spodziewać. Powiedziała to takim tonem, że był niemal pewny, że to, co powie mu się nie spodoba. Z ciekawością wpatrywał się w twarz dziewczyny, z której zazwyczaj czytał jak z otwartej księgi. Nie tym razem. Ta strona była zablokowana.
- Słucham – powiedział niepewnie, a kiedy Violetta chciała wydusić z siebie słowo przerwał jej. – Albo poczekaj, ja pierwszy. – Stwierdził i czekał na przyzwolenie Castillo. Kiedy ta kiwnęła głową kontynuował – wiem, że Cię zawiodłem. Wiem, że marzyłaś o spokojnym życiu w czasach, kiedy tworzylibyśmy prawdziwą rodzinę. Teraz, kiedy już wiesz nie będę Cię zatrzymywał – zawahał się patrząc w oczy kobiety, które wyrażały strach, smutek i ból. Nie doszukał się w nich miłości – kocham Cię i chcę abyś była szczęśliwa. Nie ważne ze mną czy z kimś innym. Po prostu szczęśliwa i… Bezpieczna. Dlatego jeżeli będziesz chciała mnie zostawić zrozumiem. Dla Twojego bezpieczeństwa to Ty się wyprowadzisz i obiecuję, że więcej o mnie nie usłyszysz. – Dokończył łamiącym się głosem, zsunął dziewczynę ze swoich kolan i ostatni raz pocałował ją w policzek. Udał się w stronę drzwi.
- Leon – zatrzymała go cichym wołaniem. Jednak on usłyszał. Stanął i spuścił głowę przechylając ją delikatnie na lewo. Miał nadzieję, że powie, że go kocha, że chce, aby został i dalej chce z nim być – Byłam w ciąży. – Szepnęła najciszej jak się dało, ale on ponownie usłyszał. Zacisnął pięści i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu. Dziewczyna wybuchła głośnym płaczem. To koniec.

sobota, 22 marca 2014

03. Jestem w ciąży


Violetta


Następnego dnia, kiedy weszłam do pracy czułam na sobie przenikliwy wzrok osób pracujących w firmie. Było to oczywiście spowodowane wczorajszym, niefortunnym wydarzeniem. Nie znoszę być w centrum uwagi, więc nie witając się z nikim szybkim krokiem i ze spuszczoną głową udałam się do swojego gabinetu i momentalnie zabrałam się do pracy. Wczoraj, kiedy już w końcu się ocknęłam Leon przekazał mi rozporządzenie na cały tydzień. I choć wiem, że i tak wszystko będziemy dopracowywać na ostatnią chwilę, wolę zacząć już teraz by w razie czego przedstawić mu wyjście awaryjne. Mój pracodawca przyszedł dzisiaj wyjątkowo wcześnie, aczkolwiek później niż wczoraj. Zapytał o samopoczucie i pocztę. Cholera, z tego wszystkiego zapomniałam zabrać jego listy! Mruknęłam pod nosem, że czuje się dobrze i udałam się do Fran zapytać o korespondencję dla Verdasa. Umówiłam się z nią na lunch w bufecie i zabrałam wcześniej podane przez nią koperty, które już po chwili leżały na biurku prezesa.
- Violu! – Zawołał, kiedy już wychodziłam. Cicho przeklęłam pod nosem i odwróciłam głowę w jego stronę czekając na jakieś polecenie. – Na pewno wszystko w porządku? – Przyglądał mi się przenikliwie. Czułam jak moje policzki zaczynają piec od tego spojrzenia, więc spuściłam głowę by czasami tego nie zauważył.
- Tak – cicho wymamrotałam, lecz po chwili powtórzyłam głośniej, gdyż mój rozmówca nie usłyszał, bo ponowił pytanie. Niepewnie podniosłam głowę i natrafiłam na jego roześmiane spojrzenie. – Coś podać, może kawę? – Zapytałam. Z całych sił starałam się, aby podczas tego jednego krótkiego zdania nie dało się wyczuć zażenowania, strachu i… Właśnie, czego? Miłości, rozczarowania? Nie wiem, nie umiem tego określić.
- W takim razie poproszę dwie kawy. – Polecił. – Musimy porozmawiać, nie sądzisz? – O czym on chce ze mną rozmawiać? Myślałam chwilę jednak, kiedy zorientowałam się, że wciąż stoję w tym samym miejscu, a miłość mojego życia patrzy na mnie z zaciekawieniem i rozbawieniem, kiwnęłam głową i poszłam do kuchni zrobić nam kawy. W dalszym ciągu ciekawiło mnie to, o czym on chce rozmawiać. Westchnęłam rozglądając się po pomieszczeniu, które pomalowane było na szaro z granatowymi wstawkami. Podparłam się o czarny blat i czekałam, kiedy zagotuje się woda. Po niespełna dziesięciu minutach siedziałam już na sofie w gabinecie Leona. Upiłam łyk kawy i kątem oka zauważyłam, że zrobił to samo wciąż mi się przyglądając.
- Coś się stało, że mi się tak przyglądasz? – Nie wytrzymałam i zapytałam odstawiając porcelanową filiżankę na szklany stolik. Z utęsknieniem i strachem wyczekiwałam odpowiedzi. Chociaż właściwie, na co ja liczę? Na to, że wyzna mi miłość? Niedoczekanie. Westchnęłam i poczułam jak wypływa ze mnie utęsknienie i pozostaje sam strach. A on dalej nic. Wciąż tylko mi się przygląda. – Leon. Leon – szturchnęłam go w końcu delikatnie w ramię by zwrócić na siebie jego uwagę. – Pytałam o coś, wiesz? – Spojrzał na mnie niezrozumiale, więc niechętnie powtórzyłam pytanie i ponownie tego dnia spuściłam wzrok.
- A tak. – Odpowiedział po chwili, a ja zdezorientowana spojrzałam na niego wyczekując dalszej odpowiedzi. – Znaczy, nie. Nic się nie stało. Po prostu zastanawiam się czy wszystko jest już okey. Wiesz, wczoraj trochę bredziłaś jak się ocknęłaś. – Zaśmiał się, a moje policzki momentalnie zrobiły się czerwone i do głowy wpłynęło wspomnienie wczorajszego dnia.

piątek, 21 marca 2014

OS Leonetta. "Wieczna wojna" cz. 2


- Jak to jeszcze ich nie namierzyliście?! – Krzyczał rozzłoszczony szatyn krążąc po swoim gabinecie i spoglądając morderczym wzrokiem na swoich podwładnych. Od porwania Violetty minął tydzień. Siedem długich dni. Sto sześćdziesiąt osiem godzin, które dają dziesięć tysięcy osiemdziesiąt minut. Dla chłopaka to była wieczność. Na dobrą sprawę nie wiedział nawet czy jego ukochana wciąż żyje, aczkolwiek gdzieś głęboko w sercu czuł, że tak właśnie jest. Nie poddał się jak to przewidywał jego rywal.
„Miłość osłabia, jest naszym słabym punktem” przypomniał sobie słowa porywacza. Czy tak właśnie było? W pewnym sensie słowa trafiają w sedno. Bo jak można najprościej skrzywdzić wroga? Oczywiście, że uderzając w rodzinę. Człowiek tracąc bliską osobę załamuje się. Staje się wrakiem, czasami próbuje popełnić samobójstwo by na powrót złączyć się z ukochaną. Miłość zdecydowanie jest słabym punktem, ale czy tylko?
Co innego daje takiego Powera jak nie walka o życie ukochanej, jak nie chęć uszczęśliwienia, czy zaskoczenia drugiej osoby? Jeśli kochamy chcemy, aby ukochana osoba była szczęśliwa, bezpieczna. Nie przebieramy wtedy w czynach. Jak to mawiają ‘na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone’. A to przecież była wojna. Wojna o miłość.
Pomimo wewnętrznego rozłamu, jaki przeżywa Verdas, chłopak się nie załamał. Przynajmniej się starał. Na wszelką cenę chciał znaleźć i uratować panienkę Castillo. Ale co, jeżeli na to będzie już za późno?
Wtedy pozostaje zemsta. I to straszna. Chęć zemsty to potężne uczucie, o ile tak to można nazwać. Sądzę, że każdy z Nas to może potwierdzić. A im gorszy czyn tym gorsza zemsta. Wyobrażacie, więc sobie, co czeka porywacza, kiedy Leon dopadnie go w swoje ręce?

czwartek, 20 marca 2014

OS Leonetta. "Wieczna wojna" cz.1 (?)


On – nieuchwytny szef mafii, o której nikt nie wie. „Idealny” obywatel Miasta Aniołów, bez pamięci zakochany w swojej dziewczynie. Z jednej strony miły, troskliwy, pomocny, kochający – a z drugiej bezwzględny, władczy, nieraz agresywny. Wysoki szatyn o szmaragdowych oczach.
Ona – piękna szatynka o oczach w kolorze czekolady, dobrze wychowana pół sierota. Matkę straciła jeszcze, jako dziecko. Zakochana, marząca o dziecku i życiu w spokoju.
Pozornie mają wszystko.
Pozornie sobie ufają.
Pozornie wiedzą o sobie wszystko.
Pozornie mogą sobie ufać.
Ale pozory często, jeżeli nie zawsze, mylą.

***

Jak co dzień wstał rano i ucałował swoją narzeczoną w czoło starając się jej nie budzić.
Jak co dzień mu się to nie udało. Z uśmiechem na ustach udał się do łazienki wykonać poranne czynności, a ona w tym czasie założyła szlafrok i poczłapała na dół, do kuchni, by przygotować swojemu chłopakowi śniadanie. Szatyn tym razem zszedł szybciej, przez co nie zdążyła, i zaszedł ją od tyłu. Kładąc ręce na jej biodrach przyciągnął ją do siebie, na co dziewczyna zareagowała śmiechem. Bez zbędnych słów wpił się w jej szyję niczym wampir, a czując, że kobieta uśmiecha się i odchyla głowę pozostał w tej pozycji jeszcze przez jakiś czas pozostawiając po oderwaniu się dość sporych rozmiarów czerwony ślad, potocznie zwany malinką.
- Nie ważne gdzie teraz pójdziesz, a i tak nikt się do Ciebie nie zbliży – szepnął puszczając ją, aby mogła dokończyć śniadanie. Violetta będąc już przy blacie podążyła wzrokiem za szatynem, który podszedł do szafki by wyciągnąć z niej dwa kubki na kawę. Wsypał do nich określoną ilość czarnego proszku, poczym zalał to wodą.

niedziela, 16 marca 2014

02. Dziękuję.

Violetta

Już od tygodnia pracuje w firmie mojego wymarzonego księcia z bajki i teraz już wiem co Fran miała na myśli mówiąc, że przez jego łóżko przewinęło się pół firmy. Do niego codziennie przychodziła jakaś modelka, wychodziła po godzinie, dwóch, trzech. Czasami po niej wchodziła następna i znowu to samo. Nie raz słyszałam ich jęki czy inne rzeczy. Starałam się wtedy wychodzić do przyjaciółki lub do bufetu, ale nie zawsze była taka możliwość.
Po raz kolejny w tym miesiącu weszłam do firmy i po przywitaniu się z ochroniarzem udałam się do windy gdzie wcisnęłam przycisk z numerem cztery. Niestety za nim drzwi się zamknęły do małego pomieszczenia wszedł ktoś jeszcze. Diego Dominguez. Spojrzałam na niego przestraszona mrucząc ciche „dzień dobry” jednak ten nie odpowiedział. Zmierzył mnie tylko wzrokiem i kwaśno się uśmiechnął. Spuściłam głowę i zaczęłam przyglądać się swoim butom. Po chwili on wyszedł i udał się do siebie, a ja pojechałam piętro wyżej by następnie skierować się przed gabinet numer czternaście, do którego drzwi mieściły się w gabinecie numer trzynaście, czyli moim królestwie. Po drodze spotkałam Fran i zapytałam, czy Leon już jest. Upewniwszy się, że go nie ma zabrałam jego pocztę i odeszłam do siebie by zająć się pracą. Powiesiłam płaszcz i torebkę na wieszaku, zaniosłam do gabinetu Verdasa jego korespondencję, którą położyłam mu na biurku i wróciłam do siebie, gdzie zasiadłam do komputera. – Świetnie – mruknęłam pod nosem. Zapomniałam okularów. Znów więc wstałam i z torebki wyciągnęłam to co potrzebowałam i wróciłam na wcześniejsze miejsce.  Wpisałam hasło do komputera i czekałam aż się załaduje. W tym czasie spojrzałam na zdjęcia, które stały na moim biurku. Na jednym byłam ja, razem z rodzicami. Było to wtedy, kiedy mama była w ciąży. Na drugim nie było już mej rodzicielki tylko moja siostra. Zdjęcie zostało zrobione miesiąc przed tym przeklętym wypadkiem. – Tak strasznie za Wami tęsknię – szepnęłam przejeżdżając palcem po twarzach moich bliskich.  Zauważyłam, że system już się załadował, więc odszukałam na pulpicie dokument, który muszę dziś dokończyć i to szybko. Wzięłam się do pracy.


Leon

- Matko, jak mnie boli głowa – mruknąłem do siebie i rozejrzałem się dookoła. Spojrzałem na brunetkę leżącą obok mnie i przypomniałem sobie wczorajszą noc. Uśmiechnąłem się do siebie jednak po chwili spoważniałem. Zadzwonił mój telefon. Sięgnąłem po niego i spojrzałem na wyświetlacz. Lara. Niechętnie wstałem i odszedłem do innego pomieszczenia odebrałem. – Tak?
- Leon, gdzie jesteś? Nie wróciłeś do domu na noc, a obiecałeś. – Usłyszałem z drugiej strony. – Znowu jesteś u jakiejś laski? Leon, mam tego dość, rozumiesz?!
- Nie, nie jestem. Jestem u Marco. – Skłamałem. – Zasiedziałem się wczoraj u niego. Mówiłem Ci przecież, że z moimi kochankami koniec. Liczysz się tylko Ty. Inaczej bym się nie oświadczał.
- Leon proszę Cię, nie ściemniaj. Diego mi wszystko powiedział. – No tak. Diego. Kiedyś się ten ćwok doigra, przysięgam.
- Tak? A co Ci niby takiego powiedział? Bo ja nie mam nic do ukrycia.
- O tych modelkach, które w dalszym ciągu do Ciebie przychodzą. – Cholera, co tu zrobić. Myślałem przez chwilę i zacząłem się śmiać. – Co Cię tak bawi? Mnie wcale nie jest do śmiechu.

środa, 12 marca 2014

01. Kijem tego nie dotknie.

Violetta

Wstałam dzisiaj wcześniej niż zwykle. Powodem była ta cholerna rozmowa kwalifikacyjna. Fran mówiła, że bez problemu przez nią przejdę, ale ja nie byłam tego taka pewna. No bo kim ja jestem? Przeciętną kobietą o wyglądzie poniżej wszelkiej krytyki. Strasznie się denerwuję, a fakt, że prezesem jest Leon Verdas mi nie pomaga. Tak, tak TEN Leon Verdas. Pamiętam jakby to było wczoraj…

Stałam razem z Fran przy jej szafce i rozmawiałyśmy o jej wczorajszych zaręczynach z Marco, gdy nagle wszedł do szkoły wyżej wymieniony chłopak i ON, jego przyjaciel. Kolana się pode mną ugięły, ale nie dałam tego po sobie poznać, bo, po co? Tylko bym się zbłaźniła. On – wyglądem przypominał greckiego boga, a ja? Szara myszka, ubrana na czarno z wielkimi okularami. Podeszli do nas, jednak mój książę nawet mnie nie zauważył. Przywitał się z Fran i odszedł do swojej dziewczyny – Lary. Został Marco, który zauważał mnie tylko, dlatego że przyjaźnię się z Francescą. Nie chciałam im przeszkadzać, więc odeszłam.

Potrząsnęłam głową chcąc odgonić od siebie wspomnienia. To akurat miało miejsce dwa lata temu. No może trochę więcej, bo było to piętnastego lutego, a mamy kwiecień, ale kto by liczył? Zmieniłam się od tamtej pory. Teraz jestem jeszcze bardziej skryta, ale przynajmniej nie muszę już nosić okularów.
Znaczy muszę, ale tylko do komputera, czytania i telewizora, a to się nie liczy.
Zjadłam lekkie śniadanie i poszłam do sypialni uszykować sobie rzeczy, w końcu nie pójdę tam w dresie, który normalnie noszę. Wybrałam moją ulubioną spódniczkę w kwiaty, która sięgała aż do ziemi i do tego za dużą, szarą bluzkę. Wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki aby wziąć prysznic i takie tam.
Po wszystkim założyłam łańcuszek i pierścionek, z którymi się nigdy nie rozstaję. Są to moje jedyna pamiątki po mamie. No, nie licząc zdjęć. Spojrzałam w lustro i korektorem zamaskowałam te gorsze niedoskonałości i psiknęłam się perfumem, który dostałam od Fran na urodziny. Zadowolona z efektu czekałam na przyjaciółkę.
***

wtorek, 11 marca 2014

00. Prolog


Życzę miłej lektury. :)


Cześć! Nazywam się Violetta Castillo i jestem dwudziestoczteroletnią mieszkanką Buenos Aires. Nie należę do osób wysokich, ale do niskich też nie. Nie przejmuje się modą, co może wydawać się dziwne, gdyż jutro mam rozmowę kwalifikacyjną w jednej z firm zajmującą się tą właśnie dziedziną. Zostałam sama. Mama zmarła przy porodzie mojej młodszej siostry. Miałam wtedy jedenaście lat. Tymczasem ona wraz z ojcem zginęli w wypadku samochodowym spowodowanym przez jakiegoś pijanego kierowcę. To było jakiś rok temu. Mam jedną przyjaciółkę, Fran. I ona jest tak naprawdę jedyną chodzącą wśród żywych bliską mi osobą. To dzięki niej idę na tę rozmowę. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła.
Uwielbiam śpiewać. Ukończyłam dwa kierunki na studiach. Każdy z wyróżnieniem. Pierwszym były studia muzyczne, bo to zawsze było moją pasją, drugie to zarządzanie z elementami ekonomii. Zdziwieni? Ekonomia była przedmiotem dodatkowym, wybranym przeze mnie. Uwielbiam liczyć. Dziwne co nie? Łączyć sztukę z matematyką. Ale taka właśnie jestem. Ponadto władam biegle 4 językami. Hiszpańskim, co jest oczywiste, angielskim, włoskim i niemieckim. Dodatkowo uczęszczałam na kurs języka polskiego. Zawsze intrygowały mnie te ich „miękkie głoski typu ć, ź,  ń”.
***

Wstęp ;D

Cześć!
Jest to moja pierwsza wiadomość tutaj.
Będę pisała opowiadanie. Prolog powinien pojawić się do końca tygodnia, może jeszcze dziś.
Strona jak widać jeszcze jest w budowie. Nie będę kłamać, za moich czasów blogi były na Onecie i to do niego jestem przyzwyczajona. Mam nadzieję, że szybko się przestawię i ogarnę wygląd tutaj. Tymczasem proszę o cierpliwość.
Będę pisała tutaj opowiadanie o bohaterach serialu Violetta.
Rozdziały będą się pojawiać nie za często. Jest to spowodowane tym, że jestem w klasie maturalnej. Po maturze się poprawię i będą częściej ;D
To chyba tyle. Nie przedłużam i zapraszam. ;)

Obserwatorzy