- Jak to jeszcze ich nie namierzyliście?! – Krzyczał rozzłoszczony
szatyn krążąc po swoim gabinecie i spoglądając morderczym wzrokiem na swoich
podwładnych. Od porwania Violetty minął tydzień. Siedem długich dni. Sto sześćdziesiąt
osiem godzin, które dają dziesięć tysięcy osiemdziesiąt minut. Dla chłopaka to
była wieczność. Na dobrą sprawę nie wiedział nawet czy jego ukochana wciąż
żyje, aczkolwiek gdzieś głęboko w sercu czuł, że tak właśnie jest. Nie poddał
się jak to przewidywał jego rywal.
„Miłość osłabia, jest naszym
słabym punktem” przypomniał sobie słowa porywacza. Czy tak właśnie było? W
pewnym sensie słowa trafiają w sedno. Bo jak można najprościej skrzywdzić
wroga? Oczywiście, że uderzając w rodzinę. Człowiek tracąc bliską osobę
załamuje się. Staje się wrakiem, czasami próbuje popełnić samobójstwo by na
powrót złączyć się z ukochaną. Miłość zdecydowanie jest słabym punktem, ale czy
tylko?
Co innego daje takiego Powera jak nie walka o życie
ukochanej, jak nie chęć uszczęśliwienia, czy zaskoczenia drugiej osoby? Jeśli
kochamy chcemy, aby ukochana osoba była szczęśliwa, bezpieczna. Nie przebieramy
wtedy w czynach. Jak to mawiają ‘na
wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone’. A to przecież była wojna.
Wojna o miłość.
Pomimo wewnętrznego rozłamu, jaki przeżywa Verdas, chłopak
się nie załamał. Przynajmniej się starał. Na wszelką cenę chciał znaleźć i
uratować panienkę Castillo. Ale co, jeżeli na to będzie już za późno?
Wtedy pozostaje zemsta. I to straszna. Chęć zemsty to
potężne uczucie, o ile tak to można nazwać. Sądzę, że każdy z Nas to może
potwierdzić. A im gorszy czyn tym gorsza zemsta. Wyobrażacie, więc sobie, co
czeka porywacza, kiedy Leon dopadnie go w swoje ręce?
***
- Wiesz, że Twój Verdas Cię szuka? – Zaczął cynicznie brunet
wchodząc do pokoju, gdzie przetrzymywał szatynkę. Wzrokiem odszukał skąpo ‘odziane’
ciało dziewczyny, które w tej chwili pokryte było licznymi siniakami i
zadrapaniami. Kobieta nie odpowiedziała. Spojrzała z pogardą na postawnego
mężczyznę starając się rękoma zakryć swoje intymne części ciała, które przez jej
podartą odzież nijak były zakrywane.
Violetta Castillo od tygodnia przetrzymywana poza Los
Angeles, bita, poniżana, gwałcona. Wyglądała jak swój cień. Rozwalona warga i
łuk brwiowy w ogóle nie dodawały jej uroku. Wszystko ją bolało. Mężczyzna
codziennie przychodził wyładować na niej swoje popędy. A o ile od seksu nie
potrafiła się obronić tak, jakby chciała o tyle od wszelkich innych pieszczot
dawała radę. Przynajmniej po części.
Na ten przykład można przytoczyć sytuację sprzed trzech dni,
kiedy to jeszcze przed stosunkiem zażądał od niej loda i siłą wepchnął jej
swojego członka do ust dociskając przy tym głowę dziewczyny by ta nie uciekła.
Castillo by tego uniknąć ugryzła go w ową część ciała, co było równoznaczne z
tym, że na jej ciele przybędą kolejne rany i siniaki. Nie pomyliła się. Oprawca
niemal natychmiast odciągnął ją za włosy od siebie i rzucił o podłogę kopiąc
dodatkowo jej ciało. Po kilku kopnięciach, które najbardziej dotknęły brzuch
poszkodowanej ponownie chwycił ją za włosy i zmusił do tego by wstała. Pchnął
ją na łóżko i po raz kolejny wykorzystał.
Violetta wiedziała, że i tym razem czeka ją kolejny
niechciany stosunek. W głębi duszy modliła się by chodziło tylko o jeden raz.
Czuła obrzydzenie do siebie, miała wrażenie, że zdradziła ukochanego, choć
zdawała sobie sprawę, że to nie jej wina, że to nie zdrada. Kiedy usłyszała od
mężczyzny, że Leon ją szuka podniosła się trochę na duchu. Wiedziała, że on nie
odpuści. Za dobrze go znała. Ale czy on jej wybaczy? Jest, bowiem coś, o czym
mu nie powiedziała. Nie zdążyła.
***
- Leon, mamy! – Krzyknął Marco wchodząc po raz pierwszy od
dłuższego czasu do gabinetu swojego przyjaciela bez pukania. – Gościu nazywa
się Teodor Fruler, chłopaki właśnie namierzają jego kryjówki. Jedną mają. –
Mówił szybko podchodząc do szafy, z której wyciągnął kamizelkę kuloodporną dla
szatyna. Rzucił mu ją i podał broń. Oboje wyszli z niemrawymi uśmiechami na
twarzy. Verdasa cieszyła pierwsza poszlaka. Po drodze do samochodu ściągnął
koszulkę i pod nią ubrał kamizelkę. Z piskiem opon pojechali pod wskazany
adres. A za nimi ruszyły dwa inne samochody. W końcu nikt nie miał zamiaru
zostawiać ukochanego szefa samego, a nikt nie wie czy ktoś, a jeśli tak to ile
osób jest pod adresem zdobytym przez informatyków.
Niepostrzeżenie weszli do środka. Jako pierwszy szedł Leon,
zaraz za nim jego przyjaciel. Już w samochodzie wkręcili tłumiki w swoje
pistolety tak, aby w razie wystrzału nikt nic nie słyszał. Uważnie przeszli
cały parter, ale nikogo tam nie było. Zaglądali w każde zakamarki. W pewnym
momencie coś usłyszeli. Jak na komendę wszyscy stanęli i zaczęli nasłuchiwać
skąd dochodził dźwięk. „Góra” szepnął
i ruchem głowy pokazał Verdas, który jako że siedział w tym najdłużej ma
najbardziej wyostrzone pod tym względem zmysły. Kazał pozostałym zostać i
pilnować czy ktoś nie wchodzi, on zaś wraz z przyjacielem udali się w kierunku
wskazanym przez Leona. Zauważyli, że po korytarzu przechadzają się jacyś
ludzie. Migowo umówili się, co zrobić i już po chwili obaj nieprzyjaciele mieli
przystawione pistolety do skroni i zakneblowane dłońmi usta. Cichy strzał i
powoli położyli ciała na ziemi tak by żaden huk nie zdradził ich obecności.
Prawa ręka szatyna cofnęła się na schody i ruchem dłoni przywołała część dolnej
warty do pomocy. Kątem oka zauważył trzy ciała leżące przy stopach kolegów, co
świadczyło o tym, że w czasie, kiedy oni byli na górze ktoś wrócił do domu. Po
piętnastu minutach wszyscy nieprzyjaciele byli już martwi, a im został jeden
pokój do sprawdzenia. Szatyn nie wierzył już, że to tu jest przetrzymywana jego
ukochana, ale nie mógł się powstrzymać od pokrzyżowania planów Teodora, a na
pewno w pewien sposób to zrobi, jeżeli wybije część jego ‘armii’. Tym razem
wszedł sam, a w oczy rzucił mu się młodzieniec. „Nowicjusz”, przemknęło przez myśl chłopaka. Z cynicznym uśmiechem
wszedł pewnie do środka upewniając się uprzednio, czy zauważony chłopak jest
sam.
- Czego chcesz? – Warknął przerażonym głosem blondyn, co
jeszcze bardziej rozbawiło gościa. Leon wystawił przed siebie naładowany
pistolet i wycelował pomiędzy oczy młodzieńca. Ten odruchowo cofnął się do
tyłu. „Zabawimy się” ponownie pomyślał Verdas i strzelił chłopakowi w
nogę. Zielonooki upadł i syknął z bólu.
- Gdzie on jest?! – Warknął głośno i wyraźnie Leon
podchodząc jeszcze bliżej i stawiając chłopaka na nogi. Młodzian, próbując być
lojalny pokręcił przecząco głową, co spowodowało uśmiech na twarzy Leona.
Kolejny raz strzelił, tym razem w drugą nogę, a z pokoju dało się usłyszeć
głośny krzyk. Tym razem nie upadł. Nie pozwolił mu nadal trzymając jego bluzę. –
Gdzie jest Teodor Fruler?! – Powtórzył pytanie szatyn, ale i tym razem nie
uzyskał odpowiedzi. Ponowny strzał, tym razem nieco wyżej. Powtórzyło się to
jeszcze kilka razy. W międzyczasie przyszedł Marco z informacją, że w dalszym
ciągu nie mają kolejnego adresu, co powiedział szefowi na ucho. Leon wiedział,
że jeżeli chce dziś dopaść swojego wroga musi od tego tutaj wyciągnąć miejsce
jego pobytu. Po piętnastu minutach tortur chłopak był już wycieńczony, ale w
dalszym ciągu nie puścił pary z ust. Szatyn nie miał już pomysłu gdzie
strzelać, zawahał się chwilę i przyłożył spluwę na przyjaciela chłopaka pod
ścianą. – Mówisz, czy strzelić? – Zapytał pewny siebie, a widząc nowe iskierki
strachu w jego oczach był przekonany, że wygrał. Zgadł. Z uśmiechem na ustach
odszedł kilka kroków puszczając małolata. – Zasłużyłeś na przerwanie
cierpienia. – Zakończył i strzelił po raz ostatni. Wyszedł.
***
- Jak to nie żyją?! – Krzyczał nagi mężczyzna zbliżając się
do Castillo, która z zaciekawieniem przysłuchiwała się słowom wypowiedzianym
przez oprawcę. Mężczyzna po chwili zakończył rozmowę i szybkim krokiem podszedł
do dziewczyny ciągnąc ją energicznie za włosy postawił ją do pionu. – Nie doceniałem
tego Twojego Verdasa – warknął jej do ust po czym przejechał po jej twarzy
językiem. Violetta z obrzydzeniem zamknęła oczy i starała się odwrócić twarz w
inną stronę. Nie dała rady, był za silny. Fruler, nie przewidując tego, że
Verdas zna już ten adres po raz kolejny pchnął ukochaną szatyna na łóżko i
przyssał się do jej ust wpychając w nie swój język. Po raz kolejny dostała w
twarz za nieodwzajemnienie pocałunku. – Verdasowi byś dała, to mi też,
rozumiesz?! – Krzyknął zdenerwowany i powrócił do poprzedniej czynności, jednak
nic się nie zmieniło. Postanowił tym razem odpuścić i energicznie w nią wszedł,
na co dziewczyna zamknęła oczy i uroniła łzy. Nie chciała krzyczeć, nie chciała
dać mu tej satysfakcji, ale momentami się nie dało.
***
Dojechali na miejsce. Z przeładowanymi pistoletami ruszyli
do budynku. Już na wstępie było widać, że dobrze trafili. Wejść tam było o
wiele trudniej i tym razem nie obyło się bez ofiar. Tym razem niestety stracili
jednego swojego, który nie zachował środków ostrożności i naraził całą ekipę na
ujawnienie. Całe szczęście miał kogoś za sobą, który zabił tego, który już biegł,
aby ogłosić alarm. W domu zachowywali się podobnie jak w poprzedniej
lokalizacji. Pozbyli się zbędnego balastu w postaci ludzi Frulera. Kiedy już
była cisza usłyszeli ciche krzyki. Szatyn rozpoznał w nich krzyki kobiety i
biegiem udał się w tamtym kierunku, Marco poleciał za nim. Po chwili oboje
otworzyli drzwi, z których dochodziły odgłosy szczytowania mężczyzny. Stanęli jak
wryci na ułamek sekundy. W ciągu tej chwili przez głowę Verdasa przepłynęło
tysiące myśli, jednak w dalszym ciągu nie zdradził swojej obecności. Cicho,
niczym mysz kościelna, i z zaciśniętymi pięściami oraz szczęką podszedł do pary
i ściągnął mężczyznę z kobiety rzucając się na niego. W trybie natychmiastowym
Teodor miał rozwaloną wargę i nos. Leon wpadł w furię w momencie, kiedy zobaczył,
w jakim stanie jest najbliższa jego sercu osoba. Violetta nie otwierała oczu,
nie przerywała szlochu. Bała się. Nie wiedziała, co się dzieje. Chciała
sprawdzić, ale jednocześnie się bała.
Tymczasem Verdas jak w amoku katował oprawcę swojej
dziewczyny. Dopiero krzyki przyjaciela spowodowały, że zwolnił.
- Zostaw go! – Krzyknął Marco podchodząc do mężczyzn. Jeden
z nich leżał już na podłodze, a drugi stał i ciężko dyszał.
- Widziałeś ją?! Widziałeś, co jej zrobił?! – Krzyknął zrozpaczony
chłopak. „Leon” pomyślała po raz pierwszy,
od tygodnia, szczęśliwa dziewczyna i w końcu otworzyła zapłakane oczy. Patrzyła
na niego, ale on nawet na nią nie spojrzał. Dziewczyna ze smutkiem stwierdziła,
że to wszystko przez to, co się stało. Obawiała się, że to koniec. Koniec z
nimi.
- Widziałem. Ale ona potrzebuje teraz Ciebie. Nie mnie, czy
kogoś innego. Ciebie. – Cicho wyjaśnił brunet będąc już przy przyjacielu. – Ja się
nim zajmę. – Dodał na koniec, a Verdas przeniósł wzrok na ukochaną. Przekazał
jeszcze przyjacielowi, że chce, aby Teodor był żywy, kiedy dotransportują go
nieprzytomnego do bazy. To on chciał być tym, który go zabije, a przedtem jeszcze
pomęczy. Uległ. Szef mafii posłuchał przyjaciela i odpuścił. Podszedł do niej i
niepewnie usiadł na brzegu łóżka. Bał się. Nie wiedział jak dziewczyna
zareaguje na jego dotyk. Domyślał się, że przeżyła tutaj piekło. Po chwili
wahania przytulił ją mocno do piersi, a kiedy i ona się w niego wtuliła uśmiechnął
się po raz pierwszy od tygodnia. Delikatnie przeniósł ją na swoje kolana i
pocałował w czubek głowy.
- Przepraszam – wyszeptał cicho tak, aby tylko ona
usłyszała. Spojrzał na przyjaciela, który wraz z chłopakami, którzy się tu
pojawili wyprowadzał nieprzytomnego porywacza. Marco odwrócił się jeszcze i
ruchem warg przekazał szatynowi, że wszystkim się zajmie. Odtransportuje go do
celi i sprowadzi zaprzyjaźnionych lekarzy do bazy. Wyszli, a oni zostali sami. –
Cholernie Cię przepraszam. To wszystko moja wina. – Szeptał dalej, a z jego
oczu zaczęły wydobywać się łzy. Płakał. On, Leon Verdas, płakał. Ale kto by nie
płakał widząc ukochaną osobę w takim stanie. Czuł, że Violetta robi to samo.
Miał ochotę podnieść jej głowę, spojrzeć w oczy i pocałować szatynkę, ale się
bał. To i tak dużo, że nie ucieka przed nim. W końcu on też jest mężczyzną, a
po takim czymś trauma zostaje. Rozejrzał się po pokoju za czymś, czym mógłby
zakryć ciało partnerki, ale nic nie zauważył. Dopiero po chwili pomyślał o prześcieradle,
na którym siedzieli. Delikatne odsunął ją od siebie, co spotkało się z jej
protestem. – Spokojnie. Nigdzie się nie wybieram. Znaczy wybieram, ale z Tobą. –
Powiedział cicho, aby ją uspokoić i posadził ją na łóżko. Wstał i odgarnął
prześcieradło. Owinął nim ukochaną i wziął ją na ręce. Opuścili ten przeklęty
budynek.
Położył ją na tylnym siedzeniu, a sam zajął miejsce
kierowcy.
***
- Lara przynieś mi do gabinetu jakieś swoje rzeczy dla
Violetty. – Poprosił przechodząc obok dziewczyny. Violetta nadal płakała w
ramionach Leona. W gabinecie zjawili się kilkanaście sekund później, a zaraz
za nimi weszła Lara z rzeczami, a za nią lekarze. Został z nią. Po badaniach
wyszedł na moment by ta zdążyła się ubrać, a on miał czas porozmawiać z
lekarzami. Wysłuchawszy wszystkich zaleceń wrócił do Castillo, która siedziała
na kanapie. Usiadł obok niej i niepewnie objął ramieniem. Szatynka bez słowa
wtuliła się w tors chłopaka.
- Dziękuję – odezwała się pierwszy raz. Leon niemal
podskoczył na dźwięk jej zachrypłego głosu. Przytulił ją mocniej do siebie i
posadził sobie na kolanach. Siedzieli tak w ciszy kilka minut. Cieszyli się. Po
raz pierwszy od tygodnia byli szczęśliwi. Szatyn w końcu miał w ramionach
szatynkę. Oboje czuli, że mogliby tak zostać już do końca życia. Ale życie nie
jest takie kolorowe. Choć zapewne tego byśmy chcieli. – Muszę Ci coś powiedzieć…
- Przerwała w pewnym czasie ciszę dziewczyna.
Mamy wiosnę i mamy drugą część. :D Przed minutą ją skończyłam.
DZIĘKUJĘ! Nie myślałam, że w ciągu niecałych 2 tygodni będę miała ponad tysiąc wyświetleń. Dziękuję też za komentarze, a także podziękowania kieruje w stronę osób obserwujących. :D
Ostatnio zapomniałam, więc zapytam dziś. Jak nowy wygląd? :D I jak Wam minął Dzień Wagarowicza? <3
Trzymajcie się ciepło,
Candy. :*
Genialne! Genialne! Geniaaaaalne!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :*
UsuńBoski!Cudowny!Niesamowity! Proszę o kolejną część jak najszybciej :-*
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńPostaram się, ale nic nie obiecuje. :*
super będzie jeszcze jedna część jeśli tak na nie mogę się doczekać ale na rozdział też czekam kocham twojego bloga
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak będzie. Jeszcze jedna albo dwie, w zależności jak mi to wyjdzie. :)
suuuuuuuuuuuuper i OS i wygląd
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWOW ale to było mocne <3
OdpowiedzUsuńpo prostu boskie !!! jakie emocje :D
chce astępny ciekawa jestem co powie że była w ciązy i zabito jej dziecko ?? poprzez bicie ^^ czy ma wczepisonego jakiegoś wirusa ?? :P :x
jeju nwmmm hehe Lara dobra ??? dobre :3 a może Viola jest szpiegiem ?? :P jeju ale ten Shoot jest zajebisty czekam na next :*:*:
buziaczki ;**
Kurde, wyczaiłaś. :D
UsuńDziękuję. :*
Pozdrawiam :*
jupi wyczailam serii ? jestem taka genialna jak ty ze takie pomysly ^^
Usuńa z którym trafilam ?? :**
A tego to Ci już nie powiem :D Musisz poczekać, aż opublikuję, Geniuszu. :D :*
UsuńSerio. :P
łał cudo a kiedy rozdział
OdpowiedzUsuńDziękuję. Rozdział niedługo. :)
UsuńJa bym na miejscu Leona, spuściła mu taki łomot, że nie wstałby więcej. Btw. Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńJa też. Ale Viola go potrzebowała :D
UsuńDziękuję :)
Świetny ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńTo było po prostu genialne :D
Nie mogę się doczekać następnej części Bo będzie chyba nie ?
Pozdrawiam ☺☺☺
Dziękuję. :)
UsuńTak, będzie :D
Również pozdrawiam :*
Matko...<33
OdpowiedzUsuńNajwspanialszy One Shot jaki czytałam ;**
Jejku......to było PIĘKNE ..
Czekam na kolejną część ;)
+
Zaczynam obserwować tego wspaniałego bloga :)
prosze dodaj dzis 3 czesc proooooooooooooooooooooooooooosze :):)
OdpowiedzUsuńdodaj jeszcze dzisiaj 3 częś OS-a
OdpowiedzUsuńjest suuuuuuuupppppppppppper
superrr nie moge się doczekaćnext ciekawe co powie viola i czy się rozstaną
OdpowiedzUsuń