Violetta
Wstałam dzisiaj wcześniej niż zwykle.
Powodem była ta cholerna rozmowa kwalifikacyjna. Fran mówiła, że bez problemu
przez nią przejdę, ale ja nie byłam tego taka pewna. No bo kim ja jestem?
Przeciętną kobietą o wyglądzie poniżej wszelkiej krytyki. Strasznie się
denerwuję, a fakt, że prezesem jest Leon Verdas mi nie pomaga. Tak, tak TEN
Leon Verdas. Pamiętam jakby to było wczoraj…
Stałam
razem z Fran przy jej szafce i rozmawiałyśmy o jej wczorajszych zaręczynach z
Marco, gdy nagle wszedł do szkoły wyżej wymieniony chłopak i ON, jego
przyjaciel. Kolana się pode mną ugięły, ale nie dałam tego po sobie poznać, bo,
po co? Tylko bym się zbłaźniła. On – wyglądem przypominał greckiego boga, a ja?
Szara myszka, ubrana na czarno z wielkimi okularami. Podeszli do nas, jednak
mój książę nawet mnie nie zauważył. Przywitał się z Fran i odszedł do swojej
dziewczyny – Lary. Został Marco, który zauważał mnie tylko, dlatego że
przyjaźnię się z Francescą. Nie chciałam im przeszkadzać, więc odeszłam.
Potrząsnęłam głową chcąc odgonić od siebie
wspomnienia. To akurat miało miejsce dwa lata temu. No może trochę więcej, bo
było to piętnastego lutego, a mamy kwiecień, ale kto by liczył? Zmieniłam się
od tamtej pory. Teraz jestem jeszcze bardziej skryta, ale przynajmniej nie
muszę już nosić okularów.
Znaczy muszę, ale tylko do komputera, czytania i telewizora, a to się nie liczy.
Znaczy muszę, ale tylko do komputera, czytania i telewizora, a to się nie liczy.
Zjadłam lekkie śniadanie i poszłam do
sypialni uszykować sobie rzeczy, w końcu nie pójdę tam w dresie, który
normalnie noszę. Wybrałam moją ulubioną spódniczkę w kwiaty, która sięgała aż
do ziemi i do tego za dużą, szarą bluzkę. Wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki
aby wziąć prysznic i takie tam.
Po wszystkim założyłam łańcuszek i
pierścionek, z którymi się nigdy nie rozstaję. Są to moje jedyna pamiątki po
mamie. No, nie licząc zdjęć. Spojrzałam w lustro i korektorem zamaskowałam te
gorsze niedoskonałości i psiknęłam się perfumem, który dostałam od Fran na
urodziny. Zadowolona z efektu czekałam na przyjaciółkę.
- Vilu, słuchasz mnie w ogóle? VIOLETTA! –
Krzyknęła w końcu moja przyjaciółka.
- Co? – spytałam zdezorientowana – a tak,
tak słucham Cię.
- To o czym właśnie mówiłam? – Nie
odpowiedziałam. Tu mnie ma, ale co ja na to poradzę? – Tak myślałam. Gdzie
znowu odpłynęłaś? – Zadała kolejne pytanie.
- Co Ty tak się uparłaś? Pytasz i pytasz.
Przesłuchanie jakieś czy co? – Jakby nie wiedziała, o czym, albo raczej, o kim
myślę. Przecież zna mnie jak nikt inny.
- Dobrze Ci radzę. Uważaj na niego, bo
będziesz cierpiała. Wiesz przecież, że przez jego łóżko przewinęło się pół
firmy, a o tym, co robi na delegacjach to wolę nie wiedzieć. Odpuść.
- Ale co ja mam Fran odpuszczać? Spójrz na
mnie! Przecież on mnie nawet nie zauważy. Nie jestem nawet pewna czy dostanę tę
pracę – odparłam zrezygnowana. – Zupełnie nie wiem po co ja tam jadę i jakim
cudem udało Ci się mnie namówić.
- Przesadzasz Violu. Kandydujesz na stanowisko asystentki,
a nie miss Polonia, więc wygląd tu nie ma nic do rzeczy….
- Ale to firma modowa! Wygląd tu ma dużo do
gadania – przerwałam jej.
- … Masz rację – odpowiedziała po chwili –
ale wiem, że Leon szuka teraz kompetentnej pracownicy, bo tamta to się nie
nadawała do niczego. Nawet kawy zaparzyć nie potrafiła! Zresztą ostatnio jego
rodzice zaczęli mu patrzeć na ręce, więc będzie głównie brał pod uwagę
wykształcenie, predyspozycje i doświadczenie…
- Którego ja nie mam – przerwałam jej
znowu.
- Dobra, koniec! Już nie mam na Ciebie
siły. Jesteś osobą poleconą przeze mnie! A Marco to jego przyjaciel, więc masz
na wstępie już plus.
Fran
Jak ja mam ją jeszcze przekonać? Przecież
nie powiem jej, że Lara jest za jej kandydaturą, bo jak to powiedziała, jest
tak brzydka, że Leon nawet na nią nie spojrzy. Stephie między innymi też
wyleciała. Za romans z Verdasem, o którym dowiedziała się jego narzeczona, ba!
Ona ich nakryła! Bo przecież wie o wszystkich wybrykach swojego ukochanego,
jednak nic z tym nie robi. Jakby nie miała dowodów, albo miała to zupełnie
gdzieś. Całe szczęście, że Marco taki nie jest.
- Jesteśmy – oznajmiłam stawiając samochód
przed firmą. Violetta bez słowa wyszła i razem udałyśmy się do wieżowca. –
Poczekaj, sprawdzę czy już jest. – Poleciłam i poszłam do gabinetu szefa. Kątem
oka zauważyłam, że Viola usiadła na kanapie i rozglądała się dookoła.
Zapukałam, a po usłyszeniu przyzwolenia weszłam do środka. – Cześć Leon.
- Cześć Fran. Coś się stało?
- Nie no co Ty. Przyszłam się zapytać, czy
Violetta może już wejść.
- A jest tu? – Spojrzał na mnie znad
komputera.
- Tak, siedzi na zewnątrz.
- To ją tu poproś. I jak mogę prosić zrób
mi kawę.
- Już. – Powiedziałam wychodząc. Zapytałam
przyjaciółkę czy chce coś do picia i przekazałam, że może już wejść, bo Leon na
nią czeka. Mam tylko nadzieję, że przejrzał jej papiery.
Leon
Siedziałem właśnie na czacie, gdy weszła
Francesca. Przekazała mi, że ta Castillo już tu jest. Kiedy wyszła skrzywiłem
się lekko i z niechęcią zakończyłem rozmowę z jedną z modelek obiecując, że
jeszcze się odezwę. Po chwili ponownie usłyszałem pukanie do drzwi. Zamknąłem
laptopa.
- Proszę – powiedziałem pewnie, a do
gabinetu weszła jakaś… Kobieta, o ile tak można było nazwać to… coś. – Yyy.
Pani to Violetta Castillo?
- Tak. Dzień dobry, to ja. – Niepewnie
podeszła bliżej, a ja wskazałem jej miejsce przede mną. Całe szczęście, że
oddzielało nas biurko! Matko, co za
szkarada!
- Więc, yyy dlaczego chce Pani tutaj
pracować? – Spytałem mierząc ją wzrokiem. Larze na pewno się spodoba.
- Myślę, że się nadaję. Jestem dobrze
zorganizowana, ukończyłam szkołę, która na pewno mi pomoże. Ponadto władam
czterema językami, ale to Pan wie z mojego CV. Potrzebuję tej pracy. –
Powiedziała cicho.
- Tak, tak. Wiem, czytałem – skłamałem. –
Dlaczego potrzebujesz tej pracy? – W odpowiedzi przeszkodziła jej Fran, która
przyniosła dwie szklanki. Jedną z kawą dla mnie, drugą z wodą dla tej przede
mną. Postawiła szklanki na biurku, po czym wyszła A Castillo zaczęła mówić.
- To nie jest dla mnie przyjemny temat.
Rodzice nie żyją, jestem sama, a z czegoś muszę się utrzymywać. – Zrobiło mi
się jej szkoda. Ale tylko troszeczkę, niech sobie czasami nie myśli.
- Przykro mi. Francesca wychwalała Panią,
więc myślę, że może Pani zacząć.
- Naprawdę? – Zapytała już pewniejsza
siebie, a w jej oczach zauważyłem iskierki. Ładne ma te oczy, pomyślałem ale
natychmiast się za to skarciłem. Verdas ogarnij się do cholery, przecież
widzisz jak ona wygląda!
- Tak – powiedziałem niezbyt chętnie, ale
chyba się nie zorientowała. Całe szczęście. – Jak pewnie zauważyłaś przed
gabinetem stoi biurko, będzie Twoje. Możesz przynieść sobie jakieś rzeczy,
które wedle Ciebie są Ci potrzebne. Tak żebyś czuła się dobrze, rozumiesz?
- Tak, jasne. Dziękuję – powiedziała
wstając. Zrobiłem więc to samo i wyciągnąłem do niej rękę, którą chwyciła.
- Witamy więc na pokładzie i do zobaczenia
jutro. Chyba, że ma Pani jeszcze jakieś pytania, ale Fran mówiła, że wszystko
Pani wyjaśniła.
- Tak, wszystko wiem.
- W takim razie proszę udać się piętro
niżej, do gabinetu numer siedem, tam dostanie Pani umowę. Oczywiście
jest konieczne, aby przyniosła Pani swoje zdjęcie by wyrobić identyfikator.
Inaczej sama nie wejdzie Pani do budynku. Ale o tym Fran też pewnie wspomniała.
– Dziewczyna uśmiechnęła się ukazując przy tym swoje białe zęby. Uśmiech też
niczego sobie, ponownie pomyślałem i skarciłem się za to.
- To też wiem – odparła z uśmiechem –
dziękuję. Do widzenia i do zobaczenia jutro. – Powiedziała wychodząc, a ja
odetchnąłem z ulgą.
Diego
Rozmawiałem właśnie z Larą, kiedy moja
sekretarka powiedziała, że ktoś do mnie przyszedł w związku z umową. Swoją
drogą ciekawe, czemu do mnie, a nie do kadrowego. Nie ważne. Później zapytam o
to Verdasa. Po chwili do mego gabinetu weszła jakaś pokraka. Biedaczka jeszcze
nie wie, co ją czeka. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Co Panią do mnie sprowadza?
- Prezes mnie wysłał. – Ughh, tylko nie
prezes. To jest zwykły bałwan, a nie prezes! – Chodzi o umowę.
- Momencik. – Wyszedłem i zapytałem
sekretarki czy wie coś na ten temat. No tak. Ten bałwan dał Maxiemu wolne i
teraz ja muszę spisać umowę! Mowy nie ma. Zleciłem to Ludmile i wróciłem do
gabinetu. Lara będzie wniebowzięta jak się dowie, kto jest asystentką tego bufona,
Leona. – Ludmiła już drukuje umowę. – powiedziałem będąc jeszcze za nią.
- Dziękuję. – Odwróciła się w moją stronę z
uśmiechem. Myślałem, że nie wytrzymam i zacznę się śmiać. Usiadłem na swoim
miejscu czując wzrok szatynki na sobie. Po chwili weszła Ludmi i podała mi
papiery. Przekazałem je tej Castillo. Ta je szybko przeczytała i podpisała.
Wysłałem sekretarkę do Leona, bo przecież jego podpis też tam musi być. Po
chwili wróciła, a ja przekazałem kopię naszej nowej pracownicy. Oryginał
przekazując Ferro by zaniosła do gabinetu Ponte. Jakby nie mogła tego zrobić od
razu. Jednak nie wszyscy myślą na tym świecie. Pogratulowałem nowej asystentce
Verdasa, po czym ona wyszła a ja wykonałem telefon do przyjaciółki.
- Lara nie uwierzysz – zacząłem słysząc jej
głos. – Asystentką Twojego narzeczonego została niejaka Castillo i uwierz mi.
Nikt tego kijem nawet nie dotknie – dokończyłem śmiejąc się. Po chwili w
słuchawce słyszałem też śmiech dziewczyny. Pogadaliśmy chwilę i się
rozłączyłem. – I co Verdas? Tym razem nie udało Ci się zatrudnić pięknej
asystentki – zaśmiałem się do siebie zacierając ręce. Lara postawiła na swoim!
I jest pierwszy rozdział! Poprawiany chyba z dziesięć razy, ale to nieważne. Ważne, że jest. Początki zawsze są najtrudniejsze, bo wiadomo trzeba to wszystko jakoś wprowadzić. Także może nie są one za ciekawe, ale wraz z kolejnymi rozdziałami będzie przybywało akcji. Gwarantuję.
I to jest to moje rzadkie pisanie. :D Cóż, siedzę w domu, więc mam trochę czasu, a to wyżej to się nazywa pisanie pracy maturalnej. :D
I to jest to moje rzadkie pisanie. :D Cóż, siedzę w domu, więc mam trochę czasu, a to wyżej to się nazywa pisanie pracy maturalnej. :D
Pozdrawiam,
Candy.
Witam cię bardzo serdecznie!
OdpowiedzUsuńSkoro jestem tutaj po raz pierwszy, wypadałoby się przedstawić, nieprawdaż? Nazywam się Julia. Konto na Bloggerze mam już od dosyć dawna. Również prowadzę bloga z fan-fictionem o serialu "Violetta".
Swoją drogą, serdecznie zapraszam:
violetta-and-her-world.blogspot.com
Na pierwszy rzut oka widzę, że masz dobry styl pisania, naprawdę. Nie piszę tego nieszczerze. Da się zauważyć, że spełniasz się w tym, co robisz. Jedyne, co mi przeszkadza, to zbyt duża ilość dialogów. Wprowadź opisy, moja droga, a wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej, uwierz. ♥
Ja się zgadzam w 100% z Julią ;)
OdpowiedzUsuńSama mam kilka blogów i wiem, że piszesz lepiej ode mnie.
Czekam na next'a.
P. Verdas
SUPER ALE szkoda mi Violi :3
OdpowiedzUsuńMoże FRAN I LU wezma ja na matamorfozę ? :P
Lu raczej wątpię, a Fran już próbowała. Viola sama musi do pewnych rzeczy, że tak powiem dorosnąć. Ale spokojnie, wszystko przed nami. Być może kiedyś to się zmieni. :P
UsuńDziękuję. :D
Jejciu....dziś dostrzegłam Twojego bloga i zakochałam się w nim<3333
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału :)
Szkoda mi Violetty...:/
Głupi Diego....sam nie jest lepszy...jak patrzę na jego gębę to rzygać mi się chcę ;DD
Pozdro :**
Hej, skarbie!
OdpowiedzUsuńWitam Cię mocno i serdecznie!Jestem tu po raz pierwszy i zdecydowanie nie ostatni...
Chciałam się dziś przedstawić i obwieścić, że masz nowego pasażera na pokładzie, kochanie ty moje :)Jeśli będziesz miała jakiś problem - wal śmiało!
Zawsze jestem do dyspozycji :-}
Papasiu, słońce ty moje <3
|Dziuńka <3|
Super ;3
OdpowiedzUsuńCoś innego.
Pozdrawiam.