Violetta
Następnego dnia, kiedy weszłam do pracy czułam na sobie
przenikliwy wzrok osób pracujących w firmie. Było to oczywiście spowodowane
wczorajszym, niefortunnym wydarzeniem. Nie znoszę być w centrum uwagi, więc nie
witając się z nikim szybkim krokiem i ze spuszczoną głową udałam się do swojego
gabinetu i momentalnie zabrałam się do pracy. Wczoraj, kiedy już w końcu się
ocknęłam Leon przekazał mi rozporządzenie na cały tydzień. I choć wiem, że i
tak wszystko będziemy dopracowywać na ostatnią chwilę, wolę zacząć już teraz by
w razie czego przedstawić mu wyjście awaryjne. Mój pracodawca przyszedł dzisiaj
wyjątkowo wcześnie, aczkolwiek później niż wczoraj. Zapytał o samopoczucie i
pocztę. Cholera, z tego wszystkiego zapomniałam zabrać jego listy! Mruknęłam
pod nosem, że czuje się dobrze i udałam się do Fran zapytać o korespondencję
dla Verdasa. Umówiłam się z nią na lunch w bufecie i zabrałam wcześniej podane
przez nią koperty, które już po chwili leżały na biurku prezesa.
- Violu! – Zawołał, kiedy już wychodziłam. Cicho przeklęłam
pod nosem i odwróciłam głowę w jego stronę czekając na jakieś polecenie. – Na
pewno wszystko w porządku? – Przyglądał mi się przenikliwie. Czułam jak moje
policzki zaczynają piec od tego spojrzenia, więc spuściłam głowę by czasami
tego nie zauważył.
- Tak – cicho wymamrotałam, lecz po chwili powtórzyłam
głośniej, gdyż mój rozmówca nie usłyszał, bo ponowił pytanie. Niepewnie
podniosłam głowę i natrafiłam na jego roześmiane spojrzenie. – Coś podać, może
kawę? – Zapytałam. Z całych sił starałam się, aby podczas tego jednego
krótkiego zdania nie dało się wyczuć zażenowania, strachu i… Właśnie, czego?
Miłości, rozczarowania? Nie wiem, nie umiem tego określić.
- W takim razie poproszę dwie kawy. – Polecił. – Musimy
porozmawiać, nie sądzisz? – O czym on chce ze mną rozmawiać? Myślałam chwilę
jednak, kiedy zorientowałam się, że wciąż stoję w tym samym miejscu, a miłość
mojego życia patrzy na mnie z zaciekawieniem i rozbawieniem, kiwnęłam głową i
poszłam do kuchni zrobić nam kawy. W dalszym ciągu ciekawiło mnie to, o czym on
chce rozmawiać. Westchnęłam rozglądając się po pomieszczeniu, które pomalowane
było na szaro z granatowymi wstawkami. Podparłam się o czarny blat i czekałam,
kiedy zagotuje się woda. Po niespełna dziesięciu minutach siedziałam już na
sofie w gabinecie Leona. Upiłam łyk kawy i kątem oka zauważyłam, że zrobił to
samo wciąż mi się przyglądając.
- Coś się stało, że mi się tak przyglądasz? – Nie
wytrzymałam i zapytałam odstawiając porcelanową filiżankę na szklany stolik. Z
utęsknieniem i strachem wyczekiwałam odpowiedzi. Chociaż właściwie, na co ja
liczę? Na to, że wyzna mi miłość? Niedoczekanie. Westchnęłam i poczułam jak
wypływa ze mnie utęsknienie i pozostaje sam strach. A on dalej nic. Wciąż tylko
mi się przygląda. – Leon. Leon – szturchnęłam go w końcu delikatnie w ramię by
zwrócić na siebie jego uwagę. – Pytałam o coś, wiesz? – Spojrzał na mnie
niezrozumiale, więc niechętnie powtórzyłam pytanie i ponownie tego dnia
spuściłam wzrok.
- A tak. – Odpowiedział po chwili, a ja zdezorientowana
spojrzałam na niego wyczekując dalszej odpowiedzi. – Znaczy, nie. Nic się nie
stało. Po prostu zastanawiam się czy wszystko jest już okey. Wiesz, wczoraj
trochę bredziłaś jak się ocknęłaś. – Zaśmiał się, a moje policzki momentalnie
zrobiły się czerwone i do głowy wpłynęło wspomnienie wczorajszego dnia.
Położył ręce na moich
biodrach. – Dziękuję – szepnął mi na ucho i pocałował w policzek, a ja…
Zemdlałam. Przytomność odzyskałam dopiero po kilkunastu minutach, a nad sobą
zobaczyłam Jego, Fran i kilka jeszcze osób pracujących tutaj.
- Czy ja jestem w
niebie? – Zapytałam spoglądając w piękne oczy Verdasa. Wyciągnęłam dłoń przed
siebie dotykając jego policzka. – Kochanie… – szepnęłam. A po chwili usłyszałam
kaszel mojej przyjaciółki i zaczęłam wracać do rzeczywistości. O matko! Co ja
zrobiłam?! Inaczej, co ja mam zrobić teraz?! Myśl, Violka! Już wiem. – Tomi –
szepnęłam po raz kolejny czując na sobie przenikliwy wzrok Fran i zaciekawiony
innych pracowników.
- Nie – odezwał się po
chwili Leon, a ja zabrałam swoją rękę. – Jesteś w pracy, a ja to Leon. Twój
przystojny szef. – Zaczął się śmiać, a ja przetarłam oczy.
- Niby, co takiego bredziłam, bo nie bardzo rozumiem –
odezwałam się próbując wymazać obraz ze swojej głowy.
- Kim jest ten Tomi? – Zapytał po chwili ciszy patrząc w
moją stronę. Pff, jakby go coś to interesowało. Patrzyłam na jego twarz
próbując coś z niej wyczytać, ale nie bardzo mi to wychodziło. Nie należał do
osób, z których można było czytać jak z otwartej księgi. Wręcz przeciwnie,
zawsze ciężko było go rozgryźć. Chyba, że był napalony, wtedy bez problemu dało
się to zauważyć.
- Po co Ci to wiedzieć? – Spytałam, kiedy nie wyczytałam nic
z jego kamiennej twarzy. – Nie jesteś moją niańką żebym Ci się spowiadała –
przerwałam na moment. – Przepraszam za ton, ale jakoś nie mam ochoty zwierzać
się Tobie z czegokolwiek, co dotyczy mojego życia prywatnego. Wybacz, ale nie
uważam Cię za osobę, która potrafiłaby zachować to w tajemnicy.
- Dlaczego masz o mnie takie złe zdanie? – No jasne. On nie
wie. Święty Leon Verdas. Niech go piekło pochłonie! Zmierzyłam go krytycznym
spojrzeniem, które mam nadzieję, że zauważył.
- No przepraszam – zaczęłam z wyraźną pogardą. – Ale jakie
mam mieć zdanie o osobie, która non stop imprezuje i zdradza na prawo i lewo
swoją narzeczoną? Wszystko ma gdzieś? Żyje w wyimaginowanym świecie, gdzie
wszystko jest możliwe i kolorowe. Leon, wybacz zuchwałość, ale często pijesz i
nie wiem, do czego jesteś zdolny pod wpływem tego cholerstwa, a ja nie chcę
żeby ktoś o mnie wiedział więcej niż to jest konieczne. – Zatrzymałam się na
chwilę patrząc na jego wyraz twarzy, który pozostał taki sam, niezmiennie
poważny. – Nie znam Cię na tyle, by Ci ufać. I nie wiem czy kiedykolwiek
poznam, albo czy będę potrafiła zaufać, jeśli to się stanie. – Dokończyłam
wstając.
- Ja jeszcze nie skończyłem. – Podniósł swoje cztery litery
i zmniejszył odległość między nami. ‘Ale ja tak’ chciałam powiedzieć, ale nie
zdążyłam wydać z siebie dźwięku. W momencie, kiedy otworzyłam usta, On zamknął
mi je pocałunkiem. Zdezorientowana początkowo nie odwzajemniłam go, jednak już
po chwili zarzuciłam mu ręce na szyję i poczułam jego dłonie na moich biodrach.
VIOLA! CO TY ROBISZ?! Krzyczał mój rozum, jednak w tym momencie go nie
słuchałam. Dopiero po kilku minutach oderwałam się od niego i uderzyłam w
twarz.
- Nigdy więcej tego nie rób! – Wycedziłam wybiegając z jego
gabinetu i udając się to łazienki.
Leon
O Matko, Verdas. Coś Ty zrobił? Chodziłem po gabinecie
zastanawiając się, co próbowałem osiągnąć całując Castillo. Przecież ona mi się
nawet nie podoba! Wygląda jak strach na wróble! Zero figury, zero gustu, piękna
twarz, boskie usta… STOP! Chociaż akurat twarz ma ładną. Całuje też dobrze.
Baa, nawet bardzo dobrze. Verdas, ogarnij się, do cholery! Zapewne myślałbym o
tym dłużej, ale zadzwonił mój telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałem i
przyłożyłem urządzenie do ucha.
- Leon Verdas, słucham?
- Cześć Stary, co Ty tak oficjalnie? – Zaśmiał się mój
przyjaciel. Uśmiechnąłem się pod nosem, a humor od razu mi się poprawił.
- Marco, wybacz. Nie spojrzałem, kto dzwoni. Chciałeś coś?
- Właściwie to tak. Przyjedziesz dziś do nas na kolację? Ale
sam. Mamy coś do powiedzenia z Fran, a wolimy, aby na razie wiedzieli o tym
tylko najbliżsi przyjaciele, rozumiesz?
- Stało się coś? – Zdenerwowałem się słysząc ton głosu
przyjaciela.
- Nie, znaczy tak. Ale to nic strasznego. Nie musisz się
bać. – Uspokoił mnie trochę. – To jak? Będziesz Ty, jako mój przyjaciel. I
Violetta, wiesz ta twoja asystentka. – Cholera, Viola?! Przecież atmosferę tam
będzie można nożem kroić. O ile Fran mnie nie zabije, jeżeli Castillo się
wygada. Ostrzegała mnie przecież, że mam się od niej trzymać z daleka, a ja bez
zastanowienia się zgodziłem. Obiecałem jej to argumentując wszystko wyglądem
dziewczyny. Bo przecież taki Leon Verdas z taką pokraką Violettą Castillo?
Wstyd wyjść razem na miasto!
- Violetta? – Zapytałem niemrawo licząc na to, że się
przesłyszałem. Jednak nie. – Dlaczego?
- Bo to przyjaciółka Fran. I moja też. Dlaczego masz do niej
jakieś uprzedzenia? Przecież to świetna dziewczyna. Z boską figurą… - Zacząłem
się śmiać przerywając wywód przyjaciela. Castillo i boska figura? My mówimy o
tej samej Violetcie? Postanowiłem zapytać o to przyjaciele. Czekałem na
odpowiedź. – Tak, Violetta Castillo. TWOJA asystentka. – Wyjaśnił dosadnie. –
To jak?
- Dobra. O 20? – Kiedy usłyszałem odpowiedź twierdzącą
pożegnałem się i rozłączyłem. Castillo i boska figura, powtórzyłem w myślach po
raz kolejny. Dobre sobie.
Całe szczęście dzisiejsze posiedzenie zostało przeniesione
na przyszły tydzień. i to tym razem o dziwo nie z mojego powodu, co bardzo
ucieszyło mojego ojca, a mnie dało czas na spokojne przygotowanie raportów i
planów na następny kwartał. Spokojnie, więc mogę dziś wyjść wcześniej i
przygotować się na kolację u przyjaciela.
Wieczorem.
Francesca
Bardzo się denerwowałam tym dzisiejszym spotkaniem, chociaż
wiem, że nie powinnam. To nie jest wskazane. Ale jak można inaczej? Przecież
wiem, że Vilu czuje coś do tego kretyna, wiem, co wydarzyło się wczoraj i wiem,
że dziś też się coś wydarzyło. Ale nie wiem, co. Violetta nie chce powiedzieć.
Zupełnie nie wiem, czemu, przecież jej nie zabiję. Co najwyżej Jego. Przed
chwilą Marco rozłożył wszystko na stole, a ja w głowie układałam jak mam
przekazać im wiadomość. A może Marco to zrobi? Nie, nie, nie! To nie jest dobry
pomysł. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Pięć minut przed czasem, a więc
to Violetta. Mój mąż otworzył naszej przyjaciółce drzwi i wziął od niej płaszcz.
Jak nigdy Vilu miała na sobie spódniczkę przed kolano i delikatny makijaż. To
jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś się dziś wydarzyło.
Przecież ona nigdy się nie maluje! Nawet nie wiedziałam, że ma coś takiego jak
fluid, błyszczy, tusz czy kredka w domu. Zawsze utrzymywała, że tego nie
potrzebuje. O dopasowanych ciuchach wręcz nie wspomnę! Pięć minut po czasie
przyjechał Leon, o dziwo tym razem się nie spóźnił. Przywitał się ze mną i
oczywiście ze swoim przyjacielem i poszedł z nim do salonu. Ja udałam się do
kuchni, gdzie Violetta robiła herbatę. Dołożyłam szklankę dla szatyna i po
chwili wróciłyśmy do mężczyzn kładąc przed nimi i przed naszymi talerzami
napoje.
- Smacznego – powiedziałam siadając, a kiedy usłyszałam z
ust każdego to samo zabrałam się za nakładanie ziemniaków najpierw gościom,
potem sobie. Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze, ale nie dało się nie
zauważyć przenikliwego spojrzenia Verdasa na moją przyjaciółkę i tego jak ona
ucieka przed nim wzrokiem.
- Fran, ale chyba chcieliście nam coś ważnego powiedzieć. A
tymczasem żartujemy, bawimy się – zaczęła moja przyjaciółka. – Znaczy nie żeby
coś, bo cieszę się ze spotkania i w ogóle, ale znasz mnie i jestem bardzo
ciekawa, co jest tak ważne, że zaprosiliście nas na kolację? – Spojrzała na
mnie, a jej przemowę podchwycił nasz szef. I teraz już razem patrzyli to na
mnie to na Marco.
- No bo – westchnął mój mąż. – Chcieliśmy Wam powiedzieć, że
- Jestem w ciąży. – Przerwałam mu i przytuliłam się do jego
boku, czekając na reakcję przyjaciół. Po dość długiej ciszy usłyszałam pisk
Violetty i poczułam jak dziewczyna przytula się do mnie składając gratulację. W
tym czasie to samo zrobił Leon z Marco. Po chwili Leon podszedł do mnie, a Vilu
do mojego męża. Do końca spotkania atmosfera jeszcze bardziej się rozluźniła.
Nawet Violetta nie uciekała już wzrokiem przed Verdasem. Do końca śmialiśmy
się, żartowaliśmy i zastanawialiśmy się jak to teraz będzie.
Trójka już za nami. Jak widzicie mamy pierwszy pocałunek Leonetty. Do końca zastanawiałam się czy to nie za szybko, ale Leoś to w końcu typowy Casanova i żadnej nie przepuści, więc będzie chciał polecieć szybko. Nawet z Vilu, chociaż z nią to pewnie woli na dystans. :D
Besos :*
Candy.
jejku, ale mi się to podoba ! ;****
OdpowiedzUsuńsuperr
OdpowiedzUsuńczekam na next
JAKA MEGA HISTORIA STRASZNIE MI SIĘ PODOBA CZEKAM NA NEXT!!!
OdpowiedzUsuńBardzo wciągający rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny cudny rozdział w Twoim wykonaniu :)
Pozdro;**
Mistrzostwo ♥♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :***
hhehe i Leosiek się chyba przekonał że ?Violu ma niezłą figóre :3
OdpowiedzUsuńhehe lae pod dłużymi ciuchami tego nie dostrzegł :D
Ahh kocham twoja opowieść i czekam na next :**
Dziś odkryłam tego bloga i muszę przyznać ,ze jest wspaniały:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozdziały i mega mnie wciągnęły :)
A co do OS to jest genialny :)
Masz pewność ,że zagoszczę tu na dłużej :)
A więc witam sobie Ciebie kochana Emilio (swoją drogą urocze imię, wiesz? :))
OdpowiedzUsuńKiedy spojrzałam na tytuł rozdziału to już się przeraziłam, że Violka jest w stanie błogosławionym. :3 Ale na szczęście tak nie szalejesz od początku. XD
No cóż. Już widzę poprawę, kochana. :3 Coraz więcej opisów. Ogólnie mogłabym powiedzieć, że robi się coraz ciekawiej. :) Zdecydowanie najbardziej spodobała mi się perspektywa Leosia. Ma to swój niecodzienny urok. Bo gdzie indziej Verdas twierdzi, że Violka nie jest atrakcyjna? Punkt za oryginalność. :D
Tradycyjnie, nie mogę doczekać się nexta. <33333333
Całuję, Soph ;*
Hahaha, dziękuję :D
UsuńCo do imienia, to nie zauważyłam ;) Osobiście sądzę inaczej i wręcz go nie znoszę :D
super zobacz na mojego bloga http://mujblogp.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń