OS pisany z Suzy, z bloga I will always love you.
Narrator
Następnego dnia dzieci jak zwykle zostały odprowadzone do
przedszkola, a ich rodzice ruszyli do pracy, aby załagodzić narastające ciągle
problemy. Mały Chris przybył do budynku, jako jeden z pierwszych i założywszy
buciki czekał grzecznie w sali na swoją przyjaciółkę, która zjawiła się kilka
minut później. Uśmiechnął się na jej widok i podszedł do niej.
- Cześć, Lilka – rzucił uradowany, że nie jest już sam. – Pobawimy się i ułożymy nasz plan?
- Cześć, Lilka – rzucił uradowany, że nie jest już sam. – Pobawimy się i ułożymy nasz plan?
- Tak! Musimy wszystko omówić. Oni są dla siebie stworzeni!
– Powiedziała zadowolona dziewczynka i razem ze swoim przyjacielem poszła po
klocki. Chłopczyk usiadł na podłodze i wysunął spory karton spod kolorowej
szafki. W jego ślady poszła dziewczynka i wspólnymi siłami wysypali zabawki.
- W sumie to chciałbym, abyśmy poszli razem, ale pewnie się
nie zgodzą, więc musimy się spotkać na miejscu. Co Ty na to żeby to było
dzisiaj? Tato obiecał mi, że zwolni się wcześniej i obierze mnie przed czasem,
a potem spędzimy razem cały dzień. Udałoby mi się go wyciągnąć. Jak Twoja mama?
– Klasnął w dłonie i odsunął od siebie karton. – W co się bawimy?
- Myślę, że mama by się zgodziła – powiedziała po chwili
zastanowienia się Lily. – Możemy zbudować jakąś budowlę. – Zaproponowała
chłopczykowi, który właśnie przebierał w górze klocków w poszukiwaniu właściwego.
– Twój tata jest fajny, myślę, że jeżeli byśmy się postarali to mogą się w
sobie zakochać. – Powiedziała i pokazała Chrisowi pewien kloce z myślą, że
chodziło mu właśnie o ten.
- Twoja mama też jest fajna. – Stwierdził i wziął od niej
kolorową zabawkę. – Skąd wiedziałaś, że właśnie tego szukam? – Uśmiechnął się
szeroko i ustawił klocek obok innego, a potem zaczął je łączyć kolejnym
piętrem. – A może zbudujemy całe wieżowiec?
- Zgadywałam. – Odparła uśmiechnięta dziewczynka – dobry
pomysł. Może zbudujemy kolorami? Na początku zielony, a później może żółty? –
Zapytała i zaczęła wizualnie pokazywać koledze, o co jej chodzi. – Muszą
zobaczyć, jacy są na prawdę. A przy okazji trochę się odstresują i spędzą z
nami czas. Jak myślisz?
- Kolorami? – Młody Verdas spojrzał na to, co do tej pory
zbudował i po chwili namysłu to rozmontował, poszukując klocków, które będą
zgodne z kolorystyką, jaką zaleciła mu panienka Castillo. – Myślę, że to dobry pomysł. Rodzice z
przedszkola odbierają nas o czternastej trzydzieści, mój tata dzisiaj
przychodzi po mnie o trzynastej, więc może w wesołym miasteczku spotkamy się o
szesnastej? – Spojrzał na nią, szukając w jej twarzy wyrazu dezaprobaty lub
czegoś przeciwnego. Spędzali ze sobą dużo czasu, więc momentami miał wrażenie,
że potrafił wyczytać wszystkie jej myśli w jej twarzyczce, która zazwyczaj była
uśmiechnięta.
- Szesnasta... No nie wiem, wtedy są największe orki, ale
spróbuję być na czas. – Powiedziała po chwili – może dodamy niebieskie? – Zapytała,
patrząc przekrzywioną głową na ich jeszcze nieskończone dzieło – żeby wyszły
nam okna. – Dodała, patrząc na zdziwioną twarz Chrisa
- Poczekam na Ciebie przed kasą. Coś wymyślę, aby zatrzymać
tam tatę. - Stwierdził zadowolony. - Ale jak zrobimy pasek niebieskiego to
będzie śmiesznie. Może po prostu weźmy przy brzegach mniejsze klocki i pozostawiajmy
dziurki. Też będą okna. – Zaproponował, obserwując ją. Przygryzł delikatnie
wargę, jakby chciał z nią flirtować, chociaż nie miał takiego zamiaru. Była
jego przyjaciółką i chcieli połączyć swoich rodziców, a nie siebie.
- Masz rację, będzie wtedy fajniej. Dobrze, tylko tak
żebyśmy was jeszcze nie zobaczyły, ok? Szkoda, że nie mamy komórek tak, jak dorośli,
wtedy byśmy pisali sms’y i wszystko byłoby łatwiej – stwierdziła Lily, sortując
klocki na kolory. – Musimy być jak aktorzy, żeby się nie zorientowali, że coś
kombinujemy. Trzeba się też postarać żeby się do siebie zbliżyli. – Zaczęła wymieniać
na palcach
- Okey to, przy czym się spotkamy? – Zaśmiał się, łapiąc jej
ręce. – Spokojnie, po kolei. Najpierw ustalmy wesołe miasteczko, a potem
kolejne randki. – Stwierdził z błyskiem w oku. – Jak myślisz? Może kiedyś uda
nam się zrobić tak, że spotkają się sami, bez nas i wtedy się pocałują, albo
coś. Bo przy nas to na pewno się krępują... – Zatarł ręce i uśmiechnął się cwaniacko.
- Byłoby wtedy fajnie, może zostalibyśmy rodzeństwem. – Powiedziała
uradowana – spotkajmy się przy kasach jak mówiłeś, bo dalej może być zbyt dużo
ludzi i możemy sie nie znaleźć. – Stwierdziła Castillo i doczepiła następną
część budowli
- Właśnie – rozmarzył się malec i odpłynął. Po chwili się
otrząsnął i spojrzał na dziewczynkę. – Miałbym się wreszcie, z kim bawić w
domu. - Stwierdził i dołożył kolejne klocki – może zaczniemy ją zwężać? Tak,
aby na górze była już cieniutka? – Zaproponował, uginając nóżki w kolanach i
kładąc stopy na dywaniku, na którym namalowana była droga i domki. Pochylił się
nieco do przodu i oparł swój tułów o uda. – Mówiłem Ci, że masz ładną sukienkę?
Pasuje Ci.
Dziewczynka spojrzała na część swojego ubioru- Dziękuję-
Powiedziała i uśmiechnęła się promiennie- To będzie kopia tej wierzy z centrum
miasta – stwierdziła. – Jak myślisz,
może dziś przedszkolanka wyjdzie z nami na plac zabaw? – Zapytała pochłoniętego
pracą przyjaciela.
- Nie wiem, może. – Wytknął jej język. – Obojętne mi to, bo
i tak idę wcześniej i będę musiał Cię zostawić... – Zrobił smutną minkę. – Ale
odbijemy to sobie po południu, nie? – Dziewczynka kiwnęła tylko głową. Do czasu
przerwy na śniadanie bawili się klockami, a potem wspólnie usiedli do małych
stoliczków i zajadali się kanapkami, rozmawiając wesoło, aż kilka razy musiała
ich uciszyć wychowawczyni. Przepraszali za każdym razem, a młoda przedszkolanka
przymrużała na to oko, gdyż Ci zazwyczaj byli grzeczni i nie sprawiali
problemów toteż raz dla odmiany mogli się zachowywać niewłaściwie przy
jedzeniu. W końcu byli tylko dziećmi. Bardzo grzecznymi i ułożonymi, ale jednak
dziećmi, a widok ich zadowolonych min topił serduszko rudej kobiety, która z
uśmiechem obserwowała, jak jej wychowankowie jedzą i rozmawiają.
Leon
Rano odprowadziłem synka do szkoły. Przykro mi było go
zostawiać samego po raz kolejny, ale Chris uspokoił mnie, mówiąc, że niedługo
przyjdzie Lilka. Cieszę się, że się z nią zaprzyjaźnił. To fajna dziewczyna,
zresztą tak jak jej mama. Obie zostały doświadczone przez los, chociaż na to
nie zasłużyły. Zupełnie jak ja i mały. Mamy ze sobą wiele wspólnego, ale dość o
tym, bo przez to moje rozmyślanie spowoduję wypadek i zamiast w pracy wyląduję
w szpitalu, a to nie wpłynie dobrze na mojego syna. Będzie tęsknił i płakał, a
na jego twarzy zamiast uśmiechu będzie widniał grymas, a ja nie lubię, kiedy on
się smuci. Wręcz tego nie znoszę. Chyba jak każdy rodzic chciałbym, aby moje
dziecko było szczęśliwe.
Przestałem myśleć i po chwili byłem już pod wielkim
wieżowcem. Wyciągnąłem kartę magnetyczną i wszedłem do środka, po czym
przywitałem się z ochroniarzem i podszedłem do windy, którą przywołałem. Po
chwili nadjechała i wszedłem do małego pomieszczenia z lustrami na ścianach.
Spojrzałem na swoją nienaganną fryzurę oraz strój i poprałem sobie krawat. Po
niespełna minucie wyszedłem na swoje piętro i posłałem uśmiech sekretarce,
która dziś również pojawiła się wcześniej.
- Cześć, Cama, co z tym VC design? Odzywał się ktoś od nich?
– Podszedłem do biurka i oparłem się o nie, patrząc na nią z góry. Uniosła
wzrok i pokręciła głową, a następnie się przywitała. – Dzwoń do skutku.
Przecież to jest jakaś masakra i parodia. Jak się dodzwonisz to przekaż, że
projekt dla nich skończyłem w nocy.
Dzięki Bogu, nie mamy aż takiego opóźnienia, tylko, co z tego, skoro nie
możemy się skontaktować, aby im to przekazać! – Warknąłem, wyładowując swoją
frustrację. – Ciesz się, że Ty taka nie jesteś jak tamta sekretarka, bo długo
byś tu nie została. – Spojrzałem jej w oczy, a ona się lekko uśmiechnęła.
- Wiem, szefie. To odpowiedzialne stanowisko i nie wyobrażam
sobie, że ktoś może tak to ignorować, przecież wszystko przez to siada. I oni
są w plecy i my. – Stwierdziła, wstając. Podeszła do białego, elektrycznego
czajnika, stojącego na czarnej szafce nieopodal jej biurka, które stało metr od
bordowej ściany, niedaleko czarnych drzwi od mojego gabinetu. Obok czajnika
spostrzegłem dwie białe szklanki, do których po chwili wlała wody, a po jakimś
czasie dosypała cukru i dolała śmietanki. – Poranna kawa – rzuciła z uśmiechem
i wzięła kubeczki do rąk. Jeden postawiła na swoim biurku, a drugi zaniosła do
mojego gabinetu. Przeprosiłem ją i poszedłem do gabinetu. Obiecałem Christopherowi,
że odbiorę go dziś wcześniej i spędzimy więcej niż zazwyczaj czasu ze sobą, a
muszę jeszcze przejrzeć papiery i zaklepać mnóstwo projektów, nanieść
ewentualne poprawki, bądź zaznaczyć błędy i oddać je do korekty. Dużo pracy, a
mało czasu. Zamknąłem się w swoim gabinecie i podszedłem do okna, aby je
odsłonić. Z trzeciego piętra tego olbrzymiego wieżowca miałem piękny widok na
park, mieszczący się za budynkiem, za to, kiedy weszło się na dach widać było
całą panoramę tego pięknego miasta. Mój gabinet był urządzony podobnie, jak
wszystkie inne pomieszczenia w firmie. Ciemnobrązowe panele, na środku pokryte
były białym, puszystym dywanem. Na jego obrzeżu, bliżej okna stało czarne
biurko, a za nim czarny fotel, obity białą skórą. Pokój nie był kwadratowy, a
raczej sześciokątny. Od przeciwległej do drzwi ściany odchodziły dwie ścianki,
które szły na skos. Przy jednym stał tej samej wielkości regał z ułożonymi
segregatorami z różnymi dokumentami, projektami, planami i innymi ważnymi
szpargałami, a na drugiej takiej ściance stała szafka. W jej dolnej części
ułożone były rzeczy na przebranie oraz do spania, w razie nagłych przypadków.
Za szklanymi drzwiczkami widniały kieliszki, szklanki i karafki z wodą, bądź
trunkami. Na tym jeszcze stała szafka, w której były dokumenty starsze, ale
również potrzebne w razie dokładniejszej kontroli. Do tego wszystkiego
przylegała szafka, w której wisiały stroje wizytowe na zmianę w razie, gdyby
ten, który zawsze miałem na sobie się pobrudził. Pod wielkim oknem stała biała
kanapa, która była przesłonięta przez biurko. Po jednej stronie stał mały,
szklany stolik. To w tym miejscu piłem kawę podczas przerw. Wszystkie
najważniejsze rzeczy trzymałem w szufladkach, które były w biurku, bądź też na
nim, jak na przykład zdjęcie moje z synem i nasze z Lu i Federem. Naprzeciwko biurka stały również dwa krzesła,
takie same jak moje, przygotowane klientów. Po prawej stronie, kiedy patrzyło
się na drzwi, na które patrzyłem siedząc na swoim miejscu stał wielki, czarny
stół i cztery krzesła z białymi obiciami. Na bordowych ścianach wisiały jasne
obrazy, kolorowe fotografie i liczne nagrody oraz wyróżnienia.
O dwunastej trzydzieści zakończyłem swoją pracę i wyszedłem
z gabinetu, rzucając Camilii, żeby dalej próbowała się dodzwonić do VC design i
pojechałem po syna. Przed trzynastą
byłem pod przedszkolem i pewnym krokiem poszedłem po niego. Rzucił się mi na
szyję przy samym wejściu. Przywitałem się z przedszkolanką i pokiwałem Lilce, a
on się z nią jeszcze pożegnał. Rzuciliśmy ‘do widzenia’ i poszedłem go ubrać, a
potem udaliśmy się do domu.
Violetta
Jak zawsze rano odwiozłam moją córeczkę do przedszkola,
usiadłam z nią na ławeczce, pomogłam jej zdjąć jej czerwony płaszczyk, a ona
grzecznie odwiesiła go na swój wieszak. Chwilę potem już siedziała koło mnie i
wiązała buty na zmianę. Odprowadziłam ją aż do wejścia do sali, gdy tylko
zobaczyła Chrisa szybko sie ze mną pożegnała i pobiegła do niego. Wyszłam z
budynku, wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam do pracy. Cieszyłam się, że
Lily znalazła sobie mądrego i zaradnego kolegę. Na pierwszy rzut oka jego
ojciec przypomina biznesmena, którego często przedstawiają w filmach, jako
pracoholika, który nigdy nie zajmuje się swoim dzieckiem. Leon jest zupełnym
jego przeciwieństwem, co prawda potrafi być twardy, ale jest bardzo uczuciowy i
wrażliwy. Widzę jak kocha swojego synka i jest to bardzo słodkie. Nie wspomnę
już o tym, że jest bardzo przystojny. Zaparkowałam swój samochód i wyszłam z
niego. Wkładając kluczyki do torebki i szukając w niej telefonu, weszłam przez
przeszklone drzwi. Przywitałam się z ochroniarzem siedzącym za dużym biurkiem w
holu i udałam się do windy. Wjechałam nią na piętro, na którym znajduje się
moje biuro i już miałam mówić mojej sekretarce, że ma zrobić mi kawę
zobaczyłam, ze jej znowu nie ma. Cóż czas wysłać jej wypowiedzenie, weszłam do
mojego gabinetu i usiadłam na białym fotelu. Otworzyłam klapę również białego
laptopa i włączyłam go. Sięgnęłam po telefon stacjonarny w celu zadzwonienia do
kadr, by napisali wypowiedzenie mojej nieodpowiedzialnej i głupiej sekretarce.
Wcisnęłam odpowiedni guzik i niestety nic się nie połączyło. Poszłam do
pierwszego lepszego pokoju, a w nim dowiedziałam się, ze telefony nadal nie
działają tak jak Internet, a spec, który był wczoraj jeszcze bardziej zepsuł
system. Cóż nie zostało mi nic innego jak przejść się do kilku działów i
załatwić jakiś fachowców. W dalszej części dnia próbowałam znaleźć kontakt do
firmy budowlanej, z której szefem miałam być umówiona, ale niestety okazało
się, że moja była pracownica miała kompletny bałagan zarówno na biurku jak i w
komputerze. Później kończyłam i poprawiałam dotychczasowe prace, a o
czternastej trzydzieści pozbierałam wszystkie rzeczy i pojechałam po moją
córkę.
Christopher
Odkąd tata odebrał mnie z przedszkola zjedliśmy obiad i
posprzątaliśmy po nim. Dopiero po tym wszystkim usiedliśmy na skórzanej, białej
kanapie, stojącej na środku salonu przed wielkim telewizorem, wiszącym na
ścianie. Włączyliśmy film, a ja postanowiłem zacząć temat.
- Tato, a może pójdziemy do pani Violetty i Lilki? Ty
będziesz mógł porozmawiać, a ja się pobawić. – Spojrzałem na niego i po chwili
jego oczy przeniosły się na mnie. Uśmiechnął się lekko.
- Już się chcesz mnie pozbyć? Znalazłeś przyjaciółkę i stary
ojciec nie jest Ci potrzebny, co? – Zaśmiał się cicho, a mnie zrobiło się nieco
głupio no, bo on zwalniał się z pracy, abyśmy mogli spędzić więcej czasu razem,
a ja chcę go wysłać w ramiona innej kobiety, a sam bawić się z jej córką. To
nie jest w porządku z mojej strony, ale na szczęście on o tym nie wie. Mogłoby
mu się zrobić przykro, więc wolę mu nawet o tym nie wspominać, zresztą to jest
tajemnica, chociaż zapewne się domyśla. Już w końcu kiedyś taki numer zrobiłem.
Ale teraz jestem starszy, mądrzejszy i mam pomocnicę. Tym razem musi się udać.
Po prostu nie ma innej opcji.
- Masz rację, przepraszam. – Stwierdziłem. – Ale może
zamiast siedzieć w domu wyskoczymy do wesołego miasteczka? Rozerwiemy się –
patrzyłem na niego wyczekująco, a on się zamyślił. Po chwili posłał mi szeroki
uśmiech, a ja już wiedziałem, że się zgodził.
- Sam wybierzesz sobie rzeczy, czy Ci pomóc? – Zapytał,
biorąc mnie na kolana i poczochrał mi włosy. Odparłem, aby mi pomógł, ale
przebiorę się sam. Wstał ze mną na rękach i pomaszerowaliśmy do mojej sypialni.
Z niebieskiej szafki wyciągnął czarne dżinsy i pomarańczową koszulkę. Spojrzał
na mnie pytająco, a ja kiwnąłem głową. Uśmiechnął się i postawił mnie, a rzeczy
położył na tapczanie. Za dziesięć minut widzę Cię pod drzwiami. – Rzucił i
poszedł do siebie.
- Jest – mruknąłem cicho, aby nie usłyszał i zacisnąłem rękę
w pięść, ściągając ją na dół w geście zwycięstwa. Spojrzałem na rzeczy i szybko
się przebrałem. Wyszedłem z pokoiku wcześniej, udając się na korytarz, gdzie
usiadłem na podłodze przy szafce i założyłem czarne adidasy z pomarańczową
podeszwą. Do tego dołożyłem pomarańczową czapkę z daszkiem z czarnym nadrukiem
i usiadłem na szafkę z butami, czekając na ojca, który zjawił się po chwili.
Ubrany był tak samo jak ja, nawet buty miał te same, ale nie udało mi się go
namówić na dżokejkę, a szkoda. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu, a po
dwudziestu minutach byliśmy przed wesołym miasteczkiem. – Tato, która godzina?
– Zapytałem się go.
- Piętnasta pięćdziesiąt, a co? – Spojrzał na mnie, a ja tylko
się uśmiechnąłem i wysiadłem z samochodu. Pochyliłem się, aby poprawić wiązanie
butów, które i tak było idealne, ale musiałem zyskać na czasie, w końcu
umówiłem się za dziesięć minut. I co ja będę robił przez ten czas?
W tym samym czasie… Lily
Chwilę przed piętnastą przyjechała po mnie mama. Jak zwykle
pocałowałam ją w policzek i przytuliłam się do niej. Później zmieniłam buty,
mama wzięła moją kurtkę w rękę i po rzuceniu krótkiego "do widzenia"
Wyszłyśmy z przedszkola i razem udałyśmy się do samochodu. Mama posadziła mnie
na foteliku i przypięła pasami. Później pojechałyśmy na szybkie zakupy po
produktu do zrobienia obiadu i wróciłyśmy do domu. Razem ugotowałyśmy obiad i
zaczęłyśmy go jeść.
- To, co moja córeczka chce robić później? – Zapytała mnie mama
- Może byśmy poszły do wesołego miasteczka? – Zaproponowałam z nadzieją, że moja mama się zgodzi, jeżeli nie o z naszego planu nici.
- Dobry pomysł, przynajmniej zapomnę o tym wszystkim, co się dzieje w pracy – westchnęła.
- Czyli jedziemy? – Zapytałam dla pewności i kiedy usłyszałam twierdzącą odpowiedź zeszłam z krzesła i mocno przytuliłam mamę, a później poszłam się przebrać i mama też. Wyszłyśmy ze swoich pokojów w tym samym czasie i okazało się, ze ubrałyśmy się bardzo podobnie, miałyśmy tuniki mama w kolorze pudrowego różu, a ja trochę ciemniejszą, czarne legginsy i ja maiłam różową opaskę na włosach, a mama założyła tylko małe kolczyki kwiatki. Ubrałyśmy swoje buty, i pojechałyśmy do wesołego miasteczka. Cały czas miałam banana na twarzy, a mama tylko spoglądała na mnie podejrzanie.
- To, co moja córeczka chce robić później? – Zapytała mnie mama
- Może byśmy poszły do wesołego miasteczka? – Zaproponowałam z nadzieją, że moja mama się zgodzi, jeżeli nie o z naszego planu nici.
- Dobry pomysł, przynajmniej zapomnę o tym wszystkim, co się dzieje w pracy – westchnęła.
- Czyli jedziemy? – Zapytałam dla pewności i kiedy usłyszałam twierdzącą odpowiedź zeszłam z krzesła i mocno przytuliłam mamę, a później poszłam się przebrać i mama też. Wyszłyśmy ze swoich pokojów w tym samym czasie i okazało się, ze ubrałyśmy się bardzo podobnie, miałyśmy tuniki mama w kolorze pudrowego różu, a ja trochę ciemniejszą, czarne legginsy i ja maiłam różową opaskę na włosach, a mama założyła tylko małe kolczyki kwiatki. Ubrałyśmy swoje buty, i pojechałyśmy do wesołego miasteczka. Cały czas miałam banana na twarzy, a mama tylko spoglądała na mnie podejrzanie.
- Co się tak szczerzysz? – Zapytała z uśmieszkiem, który
wskazywał, że coś jej chodzi po głowie. – Kombinujesz coś? – Spojrzała na mnie,
przekrzywiając zabawnie głowę, a ja się roześmiałam, aby zbić ją trochę z tropu.
- Nie, mamo. Po prostu cieszę się, że się zabawimy. Dawno
tam razem nie byłyśmy, a ja lubię to miejsce. – Wyjaśniłam i modliłam się, aby
to wystarczyło. Moje prośby zostały wysłuchane, bo mamusia odpuściła i już
więcej o nic nie pytała, a ja odetchnęłam z ulgą. Po chwili byłyśmy już na
miejscu kłam z samochodu i czekałam na rodzicielkę.
Narrator
Christopher, zbliżając się do kasy z zadowoleniem
stwierdził, że nie będzie musiał za dużo udawać, gdyż kolejka, składająca się z
osób, które chciały kupić bilety i ich dzieci była spora, toteż trochę czasu
zajmie im stanie.
- No nie – mruknął, udając niezadowolenie, aby Leon nic nie
podejrzewał. – Teraz będziemy musieli długo stać zamiast się bawić. – Dodał,
uśmiechając się w duchu. Starszy Verdas nic nie odpowiedział tylko ustawił się
w kolejce, a malec zaczął się rozglądać, spoglądając od czasu do czasu na ojca,
aby upewnić się, czy ten nie zaczyna dziwnie na niego patrzeć, co wedle niego
miałoby oznaczać, że zaczyna coś podejrzewać. Nie zdawał sobie sprawy z tego,
że Leon potrafił zmieniać mimikę twarzy, jak tylko zapragnął, więc widząc, że
jego ojciec tylko posyła mu uśmiech i grzecznie stoi w kolejce, sądził, że temu
nic w głowie nie świta. Chris przestał się wiercić dopiero w momencie, kiedy
zauważył przyjaciółkę i jej mamę. Wtedy grzecznie podszedł do ojca i ustawił
się obok niego.
Gdy młoda i młodsza Castillo zmierzały do kas uśmiech Lily
coraz bardziej się powiększał, co zauważyła Violetta, ale pomyślała, ze to
przez to, ze już są na miejscu. Delikatnie westchnęła, kiedy zobaczyła z oddali
długą kolejkę. Gdy były juz bliżej obie zobaczyły znajome twarze. Obie
wiedziały, że u ich celu nie znajduje się nie, kto inny jak Leon i Chris.
Podeszły do nich i przywitały się, po czym zaczęli rozmawiać, początkowo niezręcznie.
- Co Wy tu robicie? – Spytał Leon, patrząc na obie panny
Castillo z delikatnym uśmiechem, a potem przeniósł wzrok na syna, który starał
się mieć zdziwioną minę, ale kąciki ust zdradzały jego rozbawienie, co
utwierdziło Verdasa w przekonaniu, że maluchy to zaplanowały.
- Lily zaproponowała żebyśmy tu przyjechały. – Odparła
Violetta, nie kryjąc zdziwienia obecnością Verdasów, ale już podejrzewała, że
jej podstępna córka wraz z przyjacielem ukartowali przyjazd tutaj i
"przypadkowe" spotkanie.
- Zupełnie jak mój syn – stwierdził mężczyzna. – Mówiłem ci
wczoraj, że nam nie odpuszczą – zaśmiał się. – Kupię Wam bilety, abyście nie
musiały tyle stać, a z Wami, dzieciaczki policzymy się później, nie? – Spojrzał
na kobietę z błyskiem w oku. – My też umiemy spiskować, może nawet lepiej niż
Wy – dodał z uśmieszkiem i położył dłoń na ramieniu syna. – Swoją drogą, muszę
przyznać, że wyglądacie ślicznie, jak siostry, a nie matka z córką. – Z
komplementował przybyłe panny z szerokim uśmiechem, widniejącym na jego ustach.
Po chwili nadeszła jego kolej i zakupił bilety.
- A wy jak bracia- powiedziała Violetta lustrując ich od
góry do dołu i uśmiechnęła się uroczo.
–Dlaczego nie chciałeś założyć czapeczki? – Zapytała żartobliwie Leona
- Mówiłem, abyś ją założył to się uparłeś! – Wykrzyknął
malec, który podszedł do Lilki i złapał jej rękę, a po chwili ciągnął ją w
stronę wejścia. Starszy Verdas zaśmiał się tylko i gestem ręki wskazał, aby
Violetta ruszyła przed nim.
- Bo zepsułbym sobie fryzurę. Moje włosy, które są postawione
na żel mówią zdecydowane nie czapeczką – wyjaśnił żartobliwie i przejechał po
tej części włosów, która nie była nasmarowana żelem, bądź gumą do włosów i nie
sterczała w górę. Dołączył do Violetty, a potem do dzieci i podał bilety
kontrolerowi.
- A co byś zrobił jak bym zrobiła tak? – Zapytała się Viola
i z głośnym śmiechem potarmosiła jego włosy. Dzieci popatrzyły to na nich to an
siebie i zaśmiały się wraz z Castillo. Lily po chwili opanowania śmiechu.
- Plan zaczyna działać, nawet bez naszej pomocy – szepnęła
Lily przyjacielowi na uszko i obserwowała Leona, któremu iskierki zabłysły w
oczach. Wciągnął powietrze i zgromił kobietę wzrokiem.
- Na Twoim miejscu, zacząłbym uciekać. – Rzucił i przeniósł
wzrok na pociechy. – A Wy tu grzecznie zostać, bo my musimy coś załatwić. –
Dodał, przygryzając wargę i zaczął gonić, uciekającą Violettę. - Na Twoim
miejscu, zacząłbym uciekać. – Rzucił i przeniósł wzrok na pociechy. – A Wy tu
grzecznie zostać, bo my musimy coś załatwić. – Dodał, I tak zaczęli się gonić.
Violetta, co jakiś czas cicho piszczała, ale wiedziała, ze ma dobrą kondycję i
do tego jest na płaskich butach, więc może tak długo pobiegać. Verdas i
Castillo wyglądali bardzo zabawnie, a ich dzieci patrzyli się na nich z
niedowierzaniem.
- Czy ty widzisz to samo, co ja? – Zapytał Chris swoją
przyjaciółkę, a ta przytaknęła – Twoja mama i mój tata gonią sie po wesołym
miasteczku i wyglądają, jak dzieci bawiące się w berka. – Powiedział spokojnie.
– Ty też myślisz, że to dziwnie wygląda? - Pytał dalej patrząc z szeroko
otworzonymi oczami na dorosłych. Castillo miała dobrą kondycję, ale Leon był
mężczyzną i to zdecydowanie przemawiało na jego korzyść, toteż, kiedy
przyspieszył złapał kobietę w pasie i okręcił ją dookoła, po czym potargał jej
ułożone włosy.
- Zemsta jest słodka, Kochanie. – Rzucił ironicznie i musnął
jej policzek, a pięciolatki patrzyły na nich z otwartymi buźkami. Od początku
wiedzieli, że tę dwójkę da się połączyć, ale sądzili, że będą potrzebować do
tego dużo czasu, a tymczasem oni zachowywali się jak para zakochanych w sobie
nastolatków, a nie jak rodzice i prezesi wielkich korporacji. Po tym wydarzeniu
Violetta podeszła do swojej córki.
- Chodź Lily, idziemy. – Powiedziała i wystawiła rękę ku niej,
a dzieciaki pomyślały jedno ‘trzeba coś
zrobić’
- Ale mamo! – Pisnęła niezadowolona dziewczynka i nie podała
matce dłoni. – Przecież to tylko zabawa. Miałaś się trochę wyluzować, więc
dlaczego teraz chcesz iść, kiedy dobrze się bawisz? I nie zaprzeczaj! –
Zagroziła palcem, na co zaśmiał się Leon i Christopher. Widok małej
dziewczynki, która groziła swojej mamie palcem był przeuroczy i zabawny. Mała
doskonale znała swoją rodzicielkę i wiedziała, że ta tylko robi złą minę do
gry. W rzeczywistości jej też chce się śmiać, w końcu, jakby nie było to ona
zaczęła.
- Lily, Chris i Leon przyjechali tu by spędzić ze sobą czas.
Nie będziemy im przeszkadzały. – Wyjaśniła córce i ponownie podała jej rękę.
Mała dziewczynka spojrzała na swojego przyjaciela zaszklonymi oczkami, szukając
u niego pomocy. Wiedziała, że jeśli szybko czegoś nie wymyślą to ich plan
legnie w gruzach, a to nie wchodziło w grę. Nie teraz, kiedy zauważyli, że
wszystko powinno być łatwiejsze niż początkowo zakładali.
- Violetto, bilety są już kupione, a nam nie przeszkadza
Wasze towarzystwo. Dzieciaki się lubią, chętnie bawią się razem i spójrz na
swoją córkę. Ona chce zostać, więc jeśli już nie chcesz chodzić z nami to
możecie iść w inną stronę. – Zareagował szatyn, obserwując swojego syna i jego
koleżankę z przedszkola.
- Mamo! Zgódź się! – Nalegała mała szatynka, a Violeta
uległa presji spojrzeń.
- No dobrze – westchnęła – to gdzie idziemy najpierw? –
Zapytała z delikatnym uśmiechem. Na
twarzach jej towarzyszy zagościł szeroki uśmiech, a maluchy nawet zatarły
dłonie. Leon, jako główny dowodzący, teoretyczna głowa nieistniejącej rodziny
rozejrzał się dookoła siebie, a jego wzrok stanął na jednym miejscu. Przygryzł
wargę i palcem wskazał na zbijaki, a maluchy tylko pisnęły. Spojrzał na
Violettę, czekając na jej zdanie, ale i tak po chwili pokiwała głową. Chris i
Lilka, trzymając się za ręce ruszyli przed nimi, a on delikatnie pchnął
szatynkę w tamtym kierunku, układając dłoń na jej krzyżu.
- Nie jesteś na mnie zła? – Zapytał dla upewnienia, nie zabierając
ręki. Dopiero po chwili zorientował się, że jest to niestosowne, bo prawie
wcale się nie znają, więc szybko zabrał dłoń i schował ją w kieszeni swoich
spodni.
Nie, no co Ty. – Odpowiedziała z wzrokiem utkwionym w
dzieciach – chciałam żeby Lily się dobrze bawiła, a teraz jest szczęśliwa. – Odparła
i przeniosła wzrok na szatyna. Dzieci, idąc z przodu przybiły sobie piątkę i
zaczęły rozmawiać na temat tego miejsca i dalszej części planu. Doszli już do
odpowiedniego miejsca i zaczęli wybierać sobie samochodziki.
- Nie wiem, czy wiecie, ale Chris jeździ ze mną, a Lilka z
Violą. Przykro mi, ale jesteście jeszcze za mali i nie dosięgniecie do pedału
gazu. A poza tym wszystkie chwyty dozwolone, więc radzę Wam trzymać się mocno.
– Stwierdził prezes VerdasCorporatrion, uśmiechając się zawadiacko. – Panie
przodem. – Dodał i puścił Vilu przed siebie, aby ta pierwsza weszła na teren
przeznaczony do jazdy samochodzików. Razem z Lily, Castillo wybrała różowy
samochodzik i wsiadły do niego. Leon wraz z synem wybrali zielony i tak zaczęli
zabawę. Wszystkiemu towarzyszył głośny śmiech. Co chwila zderzali się i ścigali
siebie nawzajem. Nawet nie zdawali sobie sprawy jak słodko wyglądają.
Przypominali idealną rodzinę rodem z filmów. Verdas opiekuńczo przełożył ramię
nad głową syna, aby ten w przypadku uderzenia walnął w nią, a nie w twarde
siedzenie. To samo zrobiła Violetta, aby uchronić swoją córkę przed niechcianym
bólem, który w przypadku tej atrakcji mógł się pojawić. Zwłaszcza, że niektóre
uderzenia były tak silne, że podskakiwali nie tylko kierowcy, pasażerowie, a
całe samochody. Na szczęście nie stało się nic poważnego i po określonym czasie
skończyli zabawę. Z pomieszczenia wyszli uśmiechnięci, przeglądając zdjęcia,
które zrobił im pracownik miasteczka za pomocą telefonu Leona. Śmiali się ze
swoich min, pokazując sobie nawzajem palcami różne sytuacje. Nie zwrócili nawet
uwagi, kiedy doszli do budki, która za drobną opłatą wykonywała cztery zdjęcia
i wszystkie drukowała na dwóch paskach. Spojrzeli na siebie jednoznacznie i
wzięli swoje pociechy na ręce, po czym weszli do środka i zasunęli zasłonkę.
Wrzucili odpowiednią monetę i przeczytali instrukcję. Po naciśnięciu przycisku
‘start’ zaczęli robić głupie miny. Byli juz przy trzecim zdjęciu i nie
wiedzieli jaa zrobić minę. – Dobra teraz dziewczyny całują w policzek
chłopaków! – Zakomunikował Leon, jak powiedział tak zrobili. Czwarte zdjęcie
było na odwrót, jednak niestety, a może stety Violetta nie zdążyła odwrócić
głowy. W efekcie, czego ich usta zetknęły się ze sobą. A zaistniałą sytuację
uwieczniło zdjęcie. Oboje przymknęli oczy i początkowo nie oderwali swoich ust
od siebie, chcieli, aby ta chwila trwała wiecznie, ale przerwało im wiercenie
się maluchów. Odsunęli się od siebie jak oparzeni.
- Przepraszam – wydukali razem, spuszczając głowy. Na ich
policzkach pojawiły się szkarłatne plamy, świadczące o ich zażenowaniu.
Siedzieliby tak jeszcze długo, gdyby nie maluchy, które zgodnie, jak na komendę
zeskoczyły z kolan swoich rodziców i wyszły z budki, a oni chcąc, czy nie
musieli iść za nimi. Podzielili się zdjęciami i udali się do mężczyzny, który
sprzedawał watę cukrową. Atmosfera na początku była gęsta, ale rozluźniła się,
kiedy zobaczyli swoje twarze umorusane różowym puchem. Zaczęli się śmiać,
dorośli zaczęli wycierać swoje pociechy, a następnie siebie nawzajem. Znów
śmiali się jak opętani, ponieważ Leon robił śmieszne miny. Jeszcze przed
czyszczeniem zrobili sobie zdjęcia, a później udali się do domu strachu.
- Mamo, przecież Ty się boisz – zaczęła dziewczynka, mając
nadzieję, że uda im się ominąć tę atrakcję i pójdą na jakąś karuzelę, albo coś
innego. Sama strasznie się tego obawiała, ale nie mogła wyjść na mięczaka,
przed przyjacielem, który zgrywał twardziela. Niestety sam nie wiedział, co go
tam jeszcze czekał. Był mężczyzną, który nie powinien się bać, to fakt, ale nie
wymagajmy tego samego, co wymaga się od dojrzałych mężczyzn od małego,
pięcioletniego chłopca.
- Oj nie będzie ta źle. – Stwierdziła naprawdę tak myśląc,
chociaż wiedziała, że jej córka się trochę boi. Ale jeżeli by usiadła koło
przyjaciela to mniej by sie bała, przynajmniej taką miała nadzieję. – To co,
idziemy? – Zapytała pewna siebie Castillo.
- Ja tam jestem za. Tu przewozi nas wagonik, więc musimy
tylko ustalić, kto, z kim jedzie, bo one są dwuosobowe. – Odparł Leon, patrząc
to na dziewczyny to na synka. – Jakieś propozycje?
- To ja siedzę z Chrisem –krzyknęła trochę zdenerwowana Lily
i przytrzymała się ręki przyjaciela.
- No to nie pozostaje nam nic innego jak siedzenie razem –
podsumowała Violetta, patrząc z delikatnym uśmiechem na Leona, a ten puścił jej
oczko. Usiedli wagonik za swoimi pociechami i zaczęła się zabawa. Violetta już
po chwili byłą przerażona.
Leon siedział niewzruszony, obserwując jak maluchy przed nim się przytulają i wcale nie patrzą na to, co ich otacza. Spojrzał na swoją towarzyszkę, aby jej to uzmysłowić, ale kiedy zobaczył jej przerażoną twarz to objął ją lekko ramieniem i pochylił się nad jej uszkiem.
Leon siedział niewzruszony, obserwując jak maluchy przed nim się przytulają i wcale nie patrzą na to, co ich otacza. Spojrzał na swoją towarzyszkę, aby jej to uzmysłowić, ale kiedy zobaczył jej przerażoną twarz to objął ją lekko ramieniem i pochylił się nad jej uszkiem.
- Nie bój się. Jak chcesz to się do mnie przytul, albo coś. –
Szepnął, licząc na to, że skorzysta z propozycji. Nie wiedział, co, ale coś go
ciągnęło do tej pięknej kobiety. – Jednak sądzę, że nasze dzieci bardziej tego
potrzebują – dodał. – Weźmy je może na kolana, a potem ja i Ciebie obejmę, co?
– Kiwnął głową na maluchów, aby i ta w końcu zobaczyła, że oni są przerażeni.
Jakoś sięgnęli po swoje dzieci i posadzili je na kolanach, później Leon tak, jak mówił objął szatynkę. Castillo skorzystała z jego silnego ramienia dopiero po tym, jak od jej strony wyskoczył przerażający klaun. Wtuliła się w Verdasa i po chwili zrozumiała, że czuje się przy nim bezpiecznie. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć, ale na razie wyrzuciła tę myśl z głowy. Kiedy wyszli z tej okropnej kolejki Violetta podsumowała doświadczenie słowami nigdy więcej. Verdas tylko się zaśmiał. – Nie było tak źle – stwierdził po chwili. – Kiedyś to powtórzymy, ale sami. – Szepnął jej na uszko, a ta się zarumieniła. – Dokąd teraz? - Violetta delikatnie zarumieniła się na słowa szatyna, ale po krótkiej chwili oprzytomniała i zadecydowała wraz ze wszystkimi, że idą na karuzelę. Tym razem to ona dała telefon pracownikowi miasteczka z prośbą o wykonanie paru fotek. Lily i Chris usiedli w samochodziku, Leon na motorze, a Vilu w karocy. Po niespełna minucie z głośników zaczęła lecieć muzyczka i karuzela zaczęła się kręcić. Śmiali się w niebogłosy, czując się jak małe dzieci. Podobało im się to uczucie beztroski. Mogli się bawić i nie musieli się obawiać, że ktoś uzna ich zachowanie za niestosowne. Byli w towarzystwie swoich dzieci, w mieście zabawy, a nie w pracy na kolejnym spotkaniu biznesowym. Mogli, choć na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach, zobowiązaniach. Po pięciu minutach muzyka się skończyła, a karuzela stanęła, a oni zeszli ze swoich siedzeń. Viola odebrała telefon i pokazała wszystkim zdjęcia, jakie zrobiła mężczyzna. Następnie poszli do gabinetu luster. W czasie drogi przystanęli i wzięli swoje dzieciaki na ręce, a Leon wyciągnął przed siebie telefon i zrobił im kolejne wspólne zdjęcie. Przed samym gabinetem ustawione były kartonowe postacie z filmu gwiezdne wojny. Mężczyzna podał telefon synkowi, a Violettę pociągnął za sobą i stanęli za nimi, podkładając swoje twarze Anakinowi i królowej Amidali. Poszli dalej i zobaczyli następną kartonową scenę, tym razem na cztery osoby. Byli tam Shrek, Fiona, osioł i kot. Lily włożyła głowę do żony ogra, Chris stał się zielonym potworem, Leon zmienił się w rumaka z długimi uszami, a Violetta w kota. Verdas zaczepił przechodnia i poprosił o wykonanie następnego już zdjęcia do kolekcji. Na samym końcu poszli na diabelski młyn. Wsiedli do jednego wagonika i z jednej strony usiadły dzieci, a z drugiej ich prawni opiekuni. Mężczyźni objęli swoimi silnymi ramionami towarzyszki i po chwili w wolnym tempie polecieli w górę. Leon, aby było zabawniej zaczął bujać wagonik.
Jakoś sięgnęli po swoje dzieci i posadzili je na kolanach, później Leon tak, jak mówił objął szatynkę. Castillo skorzystała z jego silnego ramienia dopiero po tym, jak od jej strony wyskoczył przerażający klaun. Wtuliła się w Verdasa i po chwili zrozumiała, że czuje się przy nim bezpiecznie. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć, ale na razie wyrzuciła tę myśl z głowy. Kiedy wyszli z tej okropnej kolejki Violetta podsumowała doświadczenie słowami nigdy więcej. Verdas tylko się zaśmiał. – Nie było tak źle – stwierdził po chwili. – Kiedyś to powtórzymy, ale sami. – Szepnął jej na uszko, a ta się zarumieniła. – Dokąd teraz? - Violetta delikatnie zarumieniła się na słowa szatyna, ale po krótkiej chwili oprzytomniała i zadecydowała wraz ze wszystkimi, że idą na karuzelę. Tym razem to ona dała telefon pracownikowi miasteczka z prośbą o wykonanie paru fotek. Lily i Chris usiedli w samochodziku, Leon na motorze, a Vilu w karocy. Po niespełna minucie z głośników zaczęła lecieć muzyczka i karuzela zaczęła się kręcić. Śmiali się w niebogłosy, czując się jak małe dzieci. Podobało im się to uczucie beztroski. Mogli się bawić i nie musieli się obawiać, że ktoś uzna ich zachowanie za niestosowne. Byli w towarzystwie swoich dzieci, w mieście zabawy, a nie w pracy na kolejnym spotkaniu biznesowym. Mogli, choć na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach, zobowiązaniach. Po pięciu minutach muzyka się skończyła, a karuzela stanęła, a oni zeszli ze swoich siedzeń. Viola odebrała telefon i pokazała wszystkim zdjęcia, jakie zrobiła mężczyzna. Następnie poszli do gabinetu luster. W czasie drogi przystanęli i wzięli swoje dzieciaki na ręce, a Leon wyciągnął przed siebie telefon i zrobił im kolejne wspólne zdjęcie. Przed samym gabinetem ustawione były kartonowe postacie z filmu gwiezdne wojny. Mężczyzna podał telefon synkowi, a Violettę pociągnął za sobą i stanęli za nimi, podkładając swoje twarze Anakinowi i królowej Amidali. Poszli dalej i zobaczyli następną kartonową scenę, tym razem na cztery osoby. Byli tam Shrek, Fiona, osioł i kot. Lily włożyła głowę do żony ogra, Chris stał się zielonym potworem, Leon zmienił się w rumaka z długimi uszami, a Violetta w kota. Verdas zaczepił przechodnia i poprosił o wykonanie następnego już zdjęcia do kolekcji. Na samym końcu poszli na diabelski młyn. Wsiedli do jednego wagonika i z jednej strony usiadły dzieci, a z drugiej ich prawni opiekuni. Mężczyźni objęli swoimi silnymi ramionami towarzyszki i po chwili w wolnym tempie polecieli w górę. Leon, aby było zabawniej zaczął bujać wagonik.
- Leon uspokój się. – Poprosiła Violeta, ale on nie reagował
i dalej bujał wagonik. – Leon! Bo jeszcze coś się stanie! – Powiedziała trochę
głośniej. Szatynka naprawdę się bała, co chwila w jej głowie pojawiały się
najczarniejsze scenariusze. Niestety szatyn znów nie reagował na jej prośby.
Objął ją tylko mocniej ramieniem i szeptem zapewnił ją, że nic jej nie grozi.
Przestał bujać dopiero po chwili, ale nie puścił kobiety, a wręcz przeciwnie.
Wciągnął ją na swoje kolana. Szatynka nie wiedziała, dlaczego ale podobało jej
się to i nie chodziło tu tylko o zaistniałą teraz sytuację, a o całokształt.
Podobało jej się to, jakim Leon jest człowiekiem, jego zachowanie, bardzo
polubiła też Chrisa, widziała szczęście swojej córki, więc automatycznie też
się cieszyła. Tylko nie wiedziała jednego, co z tego wyniknie. Zastanawiała się
też, o czym myśli teraz Leon.
W głowie Leona kłębiło się wiele myśli. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie znalazł swojej wybranki. Wiedział już, że przy Violettcie nie udaje nikogo, czuje się przy niej swobodnie, a do tego jego syn ją akceptuje i przyjaźni się z jej córką. Wciąż miał wrażenie, że maluchy próbują ich swatać, jednak teraz coraz bardziej sądził, że to może się udać. Po kilku minutach byli już na dole i kierowali się w kierunku kas.
W głowie Leona kłębiło się wiele myśli. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie znalazł swojej wybranki. Wiedział już, że przy Violettcie nie udaje nikogo, czuje się przy niej swobodnie, a do tego jego syn ją akceptuje i przyjaźni się z jej córką. Wciąż miał wrażenie, że maluchy próbują ich swatać, jednak teraz coraz bardziej sądził, że to może się udać. Po kilku minutach byli już na dole i kierowali się w kierunku kas.
- Spotkamy się jutro? – Zaproponował, kiedy byli już przed
wejściem.
- Tak! – Krzyknęli od razu Chris i Lily. Dorośli popatrzyli
na dzieci, uśmiechając się.
- Nie wiem, może... Zobaczymy – odparła szatynka, patrząc na
Leona. – Może dasz mi swój numer? – Zapytała – żeby w razie, czego zadzwonić i się
umówić. – Dodała, a szatyn uśmiechnął się szeroko i zaczął dyktować swój numer,
później on też zapisał sobie jej. Rozeszli się do domu w świetnych nastrojach.
Rano, jak zwykle każdy z nich zaprowadził swoją pociechę do przedszkola i udało
się do pracy.
Leon
Jak co dzień przywitałem się ze wszystkimi i zapytałem
Camilii o te cholerne VC design. Już powoli zaczynali mnie wkurzać. Nie są w
końcu pępkiem świata, a bez nich będziemy mieć kolejne obsunięcia z terminami.
Na szczęście dzisiaj, w okolicy popołudnia Camila poinformowała mnie, że w
końcu jest sygnał i być może ktoś odbierze telefon.
- Umów mnie z tą całą szefową. – Rzuciłem, odrywając się na
chwilę od papierkowej roboty. Korzystając z tego, że oderwałem się od pracy
sięgnąłem po telefon i odszukałem numer Violetty. – „Przyjdź dzisiaj po Lilkę
pieszo. Zabieramy Was do nas. Zamówimy obiad, pogadamy, a dzieciaki spokojnie
się pobawią. Nie przyjmuję odmowy.” – Napisałem i spojrzałem na zegarek, który
wskazywał godzinę trzynastą czterdzieści cztery. Niedługo będę musiał jechać po
syna.
W tym samym czasie… Viloetta
Dziś jak zwykle odprowadziłam Lily do przedszkola i
pojechałam do pracy. Zrobiłam krótki przystanek u fotografa, by wywołać zdjęcie
z wczoraj, tam też kupiłam jedna ozdobną ramkę. Wchodząc na piętro należące do
mojej firmy, zobaczyłam niewielką kolejkę kobiet i mężczyzn, przypomniało mi się,
ze dziś mam spotkania o pracę. Przywitałam się ze wszystkimi i najpierw poszłam
do pokoju informatyków. Poinformowali mnie, ze wszystko już dziś, za parę
godzin będzie naprawione, a komputer mojej byłej sekretarki jest już
uporządkowany. Z uśmiechem weszłam do gabinetu, rozsiadłam się w fotelu i
zrobiłam to, co zawsze, czyli otworzyłam laptopa. Wyciągnęłam z torebki ramkę i
wstawiłam do niej nasze zdjęcie i postawiłam ją z innymi. Były na nich moje
przyjaciółki razem ze mną i Lily. Rekrutacja przeszła szybko i już po godzinie
miałam nową sekretarkę. Później umówiłam się na spotkanie z prezesem firmy, do
której nie mogliśmy znaleźć kontaktu. Około południa dostałam sms’a od Leona z
zaproszeniem do nich i nie odmówiłam. Wręcz się nawet ucieszyłam. Dziś wszystko
jest jakieś fajniejsze. O czternastej trzydzieści skończyłam swoja pracę i
pojechałam po moją córeczkę.
Narrator
Leon, kiedy tylko zobaczył Violettę podszedł do niej i
przywitał się z nią buziakiem w policzek. Kobieta uśmiechnęła się i razem
poszli do budynku po swoje pociechy, które uśmiechnęły się na ich widok,
przerwały zabawę i szybko posprzątały klocki, którymi bawiły się każdego dnia.
Każde poleciało do swoich rodziców i z nimi poszli się ubrać. Dzieci ubrały się
i razem z rodzicami wyszły z przedszkola. Verdas zaprowadził panny Castillo i
syna do swojego samochodu, później przypięli swoje pociechy i usiedli razem z
przodu. Przez całą drogę słuchali jak to dzieci fajnie bawiły się razem. Po
dziesięciu minutach Leon zaparkował samochód, co oznaczało, że są na miejscu.
Wysiedli z samochodu i młodszy Verdas chwycił przyjaciółkę za rękę i
zaprowadził pod same drzwi, po czym pospieszał swojego tatę, by ten szedł
szybciej, bo nie będą przecież stać przed wejściem. Leon się zaśmiał i gestem
ręki wskazał, aby Violetta poszła przed nim. Sam, idąc za nią spojrzał na jej
pośladki i po chwili skarcił się w duchu, że przecież nie przystoi tak robić.
Na werandzie stanął obok wszystkich i wpuścił ich do środka. Wszyscy razem
poszli do salonu, a Leoś jako gospodarz zapytał gości czy chcą coś do picia.
Później poszedł do kuchni w celu zrobienia napojów i deserów lodowych. Dzieci
poszły do pokoju Chrisa wybrać jakąś grę, a Violetta postanowiła pomóc Leonowi.
- Mogłaś zostać w salonie, poradzę sobie. – Rzucił, słysząc
kroki i spojrzał na nią przez ramię. – Ale domyślam się, że nie chciałaś zostać
sama, więc siadaj tutaj. – Posłał jej swój uśmiech, od którego nie jednej
osobie miękły kolana, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Może pomogę? – Zapytała, opierając się o framugę drzwi i
obserwując każdy jego ruch. – Z tego, co widzę nie zrobiłeś jeszcze deserów,
może ja je zrobię? – Spytała, a Verdas znów chciał powiedzieć, że nie
potrzebuje pomocy, ale ona była szybsza – nie przyjmuję odmowy – zagroziła
palcem i podeszła do niego. – Gdzie trzymasz pucharki? – Zadała pytanie, a ten
wskazał jej odpowiednia szafkę. Wyciągnęła naczynia, a później wzięła pudełko
czekoladowych lodów i zaczęła dzielić je na porcje. – Masz jakieś owoce? – Spojrzała
na niego, a ten podał jej maliny, truskawki i inne pyszności, na końcu, jakby czytając
w jej myślach wyciągnął kolorową, cukierkową posypkę.
- Czuję się jakbyśmy byli rodziną, wiesz? Nie tylko parą
znajomych. Do tej pory w kuchni z kobiet pomagała mi tylko Ludmiła. Francesca
zawsze wolała wszystko robić sama. – Zaśmiał się na wspomnienie swojej żony i
spojrzał na nią. – Cieszę się, że zgodziłaś się przyjąć zaproszenie. Dzieciaki
bardzo się z tego cieszą, to widać. – Po raz kolejny posłał jej uśmiech i zalał
herbaty, po czym wziął filiżanki i zaniósł je do salonu, gdzie już stał cukier
i leżały łyżeczki. Wrócił się po pucharki lodów i wziął dwa. – Chodź. – Violetta
zabrała pozostałe naczynia i poszła za Leonem. Trochę dziwnie się czułą po
słowach Leona, ale postanowiła na razie dobrze się bawić. Z uśmiechami weszli
razem do salonu i zobaczyli dzieci rozkładające na stoliku jakąś grę planszową.
Postawili wszystkie rzeczy i usiedli wraz z pociechami na podłodze, a Chris
zaczął wyjaśniać grę. – Skarbie, każdy zna zasady chińczyka – stwierdził
w pewnym momencie jego ojciec i poczochrał mu włosy. Dziewczyny się uśmiechnęły
i wybrały swoje pionki, a po chwili zrobili do mężczyźni i zaczęli grę.
Pierwsza kulała Lily z racji tego, że była tym młodszym gościem. Po Lily,
nastąpiła kolej Violetty, po niej był Chris, a na końcu Leon. Po chwili każdy
już wyszedł z ‘domku’ i zaczęła się gra.
- Przykro mi, Słońce. – Szepnęła Violetta i zbiła pionka
Leona.
- Zemszczę się, Maleńka – spojrzał na nią zadziornie i
czekał na swoją kolej, która nadeszła po chwili. Chuchnął na sześć oczek i po
chwili je wykulał, więc mógł wystawić swojego pionka. Kulał jeszcze raz i
kolejny, aż wylądował jedno pole za Violettą.
- Nie zbijesz mnie! –Powiedziała pewna siebie Violetta i
czekała na swoją kolej, kiedy ta nadeszła miała ona nadzieje, że wylosuje jak
najwyższą ilość oczek, tak też się stało. Wykulała sześć i uśmiechnęła się,
dodatkowo wystawiła zadziornie język Leonowi.
- Kulasz jeszcze raz, ale nie myśl, że Ci odpuszczę.
Niedługo wylecisz. – Zaśmiał się w odpowiedzi i również wystawił swój język.
Dzieciaki obserwowały ich z uśmiechem, zastanawiając się jak tu wykręcić się z
gry, aby starsi mogli zostać sami, jednak nic im nie przychodziło do głowy. Gra
coraz bardziej się rozkręcała. Pionek Violetty już był jeden ruch od jej pola.
Niestety Verdas tak jak mówił wyrzucił ją przed wjechaniem do domku. Castillo
była bardzo zaskoczona, ale nie obraziła się, podsumowała to tylko zapowiedzią
odegrania się. Grali jeszcze przez chwilę, gdyż pięciolatki zaczęły marudzić,
że są głodne. Chcąc, czy nie trzeba było przerwać grę. Chris zabrał Lilianę do
swojego pokoiku, a ich opiekunowie poszli do kuchni, aby przygotować pizzę. Leon
zaczął wyciągać składniki, a Violetta sięgnęła po fartuchy, by się nie
pobrudzili. Popatrzyła na jeden z nich i podała go Leonowi był on czarny z
napisem "chef",
a sobie założyła czerwony bez rękawów. Podeszłą do szatyna i stanęła koło niego
tak, że ich ramiona stykały się ze sobą. Leon ugniatał ciasto, a Vilu
dosypywała mu składniki.
- Masz coś na twarzy. – Stwierdziła, a on spojrzał na nią i
w tym momencie szatynka sypnęła mu mąką w twarz, po czym zaczęła uciekać. Leon
odruchowo zamknął oczy i ramieniem otarł sobie buzię, wyciągając dłonie z miski
i zaczął ją gonić dookoła blatu. W końcu ją złapał w pasie i uniósł do
góry. Posadził ją na stole, blokując jej
ruchy swoim ciałem i wysypał na nią mąkę, która znajdowała się w opakowaniu,
sprawiając, że Castillo była cała biała.
- Serio? Ty też. – Zakpił żartobliwie i się roześmiał. –
Róbmy tę pizzę, bo nas zlinczują. – Dodał po chwili, puszczając ją. Violetta
uśmiechnęła się i znów powrócili do gotowania, co chwilę, zerkając na siebie
kątem oka. Po chwili Castillo wybuchnęła śmiechem. – No, co? – Zapytał ją.
- Nic, ale śmiesznie wyglądasz. – Stwierdziła, patrząc na
niego i próbując się nie śmiać. Gospodarz ułożył ciasto na blaszce i szybko
przyozdobił je smakołykami, na które na końcu położył ser i wstawił wszystko do
piekarnika.
- A widziałaś się w lustrze? – Podszedł do niej i złapał ją
w talii, po czym posadził ją na blacie, rozszerzając jej nogi i stając między
nimi. – Masz mąkę we włosach. – Szepnął przy jej ustach. – I w ogóle wszędzie –
uzupełnił, patrząc jej w oczy. Violetta i Leon patrzyli ciągle na siebie, a całą
romantyczną chwilę przerwała szatynka. Była trochę zmieszana, ale nie okazywała
tego. Przeczesała ręką włosy i delikatnie położyła swoje dłonie na torsie Leona,
lekko go odpychając. Zeskoczyła z blatu i poprosiła Verdasa o wskazanie drogi
do łazienki. Tam trochę się ogarnęła i wróciła do kuchni, którą teraz wypełniał
wspaniały zapach wypieku. Kilka minut później wszystkie osoby, przebywające w
budynku zajadały się przysmakiem własnej roboty, popijając przy tym sok
pomarańczowy. Po posiłku Castillo stwierdziła, że na nich już czas, co bardzo
zasmuciło jej córeczkę.
- Oj mamo! Zostańmy jeszcze chwilę, proszę. – Prosiła Lily,
a do niej dołączył Chris i Leon. Cała trójka zrobiła słodką minkę, która
przypominała proszącego pieska i Violetta nie miała wyboru, musiała się
zgodzić. Po namyśle dzieci postanowiły, że pobawią się w dom. Na
potrzebę zabawy dorośli wybudowali namiot z krzeseł i koców, który miał im
zastąpić dom. W zabawie mieli stworzyć szczęśliwą rodzinę. – Tato, a zrobisz
kukiełkowe przedstawienie? – Młodsza Castillo spojrzała na Leona proszącym
wzrokiem, któremu on nie był w stanie się oprzeć, więc Chris poleciał po
zwierzaki. Kiedy wrócił panienki Castillo wraz z nim usadowiły się wygodnie i
czekały na pokaz talentu Leona. Verdas zaczął trochę niezdarnie, ale później
wszyscy śmiali się z historyjki wymyślonej przez szatyna. Następnie wszyscy
razem się bawili i rysowali. Każdy miał narysować kogoś innego. Ostatecznie
wszystkie dzieła zostały przywieszone do lodówki.
- Moi drodzy, robi się późno i dzieci idą spać, a rodzice
spędzać miło czas. – Zaśmiał się Leon i poruszył zabawnie brwiami, zerkając na
Violettę, która aż się zarumieniła. Maluchy posłusznie się położyły, po czym
dostały po buziaku w czółko od dorosłych.
- Rodzice też powinni się pocałować. – Zaważyła młodsza
Castillo i puściła niezauważalnie oczko do Chrisa.
- Muszę przyznać Lily racje. – Poparł ją z bananem na twarzy
Leon. Zrobił dzióbek i palcem wskazał na usta. Castillo nachyliła się w stronę
Leona, dzieci już miały nadzieję, ze się pocałują, ale Leon odwrócił głowę i
Viola trafiła w jego policzek. – Kochani, jak już powiedziałem, Wy idziecie
spać, a rodzice idą robić te przyjemne rzeczy tak, abyście nie widzieli. –
Wypalił zadowolony. – Kto wie, może będziecie mieć rodzeństwo? – Zażartował.
- Oczywiście Leon żartował – wolała zaznaczyć Viola i
spojrzała z dezaprobatą na szatyna. – I chyba juz naprawdę będziemy się
zbierać, bo nie wiem, co mu jeszcze do głowy przyjdzie. – Powiedziała najpierw
patrząc na dzieci, a później swój wzrok przeniosła na Leona – dziękujemy za
miłe popołudnie – uśmiechnęła się miło.
- Maluchy, macie pięć minut na zakończenie zabawy i
pożegnanie się, ja zabieram Panią Castillo ze sobą. – Chwycił ją za rękę i
wyprowadził na zewnątrz. – Skąd pewność, że żartowałem? – Spoglądał to na jej
usta, to w oczy, a po chwili się uśmiechnął, widząc jej minę. – Nie musisz się
mnie bać. Nie zrobiłbym Ci krzywdy. Również dziękuję za dzisiejszy dzień. –
Pogłaskał ją po policzku – może Was odwiozę?
- Chętnie skorzystam, ale podwieziesz nas nie pod dom, ale
pod przedszkole. Zostawiłam tam samochód. – Wyjaśniła. Nie chciała żeby Verdas
dłużej na nią patrzył, więc zaproponowała powrót do pociech. Leon,
wyczuwając w powietrzu gęstą atmosferę gestem pokazał jej, że może iść po
dzieci, a sam został i założył buty, po czym wziął wszystkie dokumenty i klucze
i wyszedł z domu, siadając na schodku przed drzwiami. Po chwili dołączyli do
niego Violetta, Lily i Chris, który także chciał jechać. Ponownie wszyscy
zapakowali się do samochodu i ruszyli w drogę.
- Ech... najchętniej
bym jutro nie szła do pracy – westchnęła szatynka opierając się o szybę.
- A ja jutro właśnie chętnie pójdę. Mam spotkanie z szefową
pewnej firmy, która ostatnio zaszła mi za skórę. Siedziałem całą noc nad
projektem, który powinienem im dać, aby oddać go w terminie, bo nie było jak
powiadomić ich o przesunięciu, ale Ci nie odbierali telefonu. Nieodpowiedzialni
są i myślą, że są pępkami świata. Jakbym wiedział, że tak będzie, to nie
siedziałbym po nocach, bo nie ma sensu. – Mruknąłem. – Stracili tylko mój czas.
Masakra jakaś. A mówiłem, aby wziąć firmę, z którą zawsze współpracowałem to
nie. Bo przyjaciel jednego z pracowników polecił. Wyszliśmy na tym tak, że nie
ma co. – Uzupełnił wypowiedź, nawet na nią nie patrząc.
- A ja nie chce iść przez bałagan, który miałam ostatnio w
firmie. Sekretarka od tak przestała przychodzić do pracy, już jest zwolniona.
Do tego coś się stało i nie było ani Internetu ani telefonu, do tego wszystkie
informacje były na komputerze mojej byłej pracownicy, a ona miała w nim wielki
bałagan. Dopiero dziś wszystko wróciło do normy. – Wyjaśniła szatynowi swoją
sytuację Castillo – a poza tym firma miała taki poślizg, że na bank nie zdążymy
na czas. – Przetarła dłońmi twarz i zobaczyła, że są już na miejscu. Jeszcze
raz wraz z córką podziękowały za mile spędzony czas. Pożegnała się z szatynem
całusem w policzek i wysiadły z samochodu, po czym wsiadły do swojego.
Pomachały na pożegnanie i pojechały do domu, a Verdasowie do siebie.
Następnego dnia Leon i Violetta jak zwykle oprowadzili swoje
pociechy do przedszkola i udały się do pracy. Verdas pojechał do swojej firmy i
czekał u siebie w gabinecie na przybycie właścicielki VC design, która miała
niedługo się zjawić. Kilka minut przed ósmą ktoś zapukał do jego drzwi, a on,
przeglądając papiery poprosił tę osobę do środka.
Castillo, kiedy usłyszała pozwolenie niepewnie nacisnęła klamkę i powoli weszła do środka, rozglądając się po pomieszczeniu, aż trafiła na pochylonego nad dokumentami mężczyznę, którego postawa była jej znajoma. Po chwili ten poniósł głowę w celu przywitania się, ale zaniemówił.
Castillo, kiedy usłyszała pozwolenie niepewnie nacisnęła klamkę i powoli weszła do środka, rozglądając się po pomieszczeniu, aż trafiła na pochylonego nad dokumentami mężczyznę, którego postawa była jej znajoma. Po chwili ten poniósł głowę w celu przywitania się, ale zaniemówił.
- To ty?! – Zapytali jednocześnie zaskoczeni. Szatyn aż
wstał, wytrzeszczając oczy, ale po chwili się opamiętał i ręką wskazał fotele
przed biurkiem. Zaczekał aż szatynka usiądzie.
- Jak widać – odparł. – W sumie mogłem się domyślić. VC design. Violetta Castillo, co?
– Zakpił. – Zarwałem przez Ciebie noc! A Wy nie opowiadaliście! – Zarzucił.
- Nie pamiętasz, jak wczoraj mówiłam, dlaczego były takie
problemy? Przecież to nie była moja wina. – Odpowiedziała – a Ty, co? Od razu
mówisz, jaka ta firma jest niekompetentna. – Teraz to Castillo się oburzyła.
- O, przepraszam. Trzeba bardziej kontrolować pracowników,
albo zatrudniać specjalistów, a nie, że przez trzy dni się do Was dodzwonić nie
mogłem! – Stwierdził, siadając i wcisnął odpowiedni przycisk przy telefonie, po
czym poprosił Camilę o dwie herbaty. Z pamięci wyrecytował wszystkie wskazówki,
które udzieliła mu wczoraj Violetta, aby jej była taka, jaką lubi.
- To nie moja wina, że była awaria, a sekretarka pracowała u
nas dwa tygodnie. - Usprawiedliwiła się – Twoi pracownicy nie są lepsi,
pamiętam jak jeszcze kilka dni temu sam na nich narzekałeś. – ‘Ha! Ciekawe,
co teraz powie.’ Pomyślała Castillo i oczekiwała na reakcję Verdasa.
- O awarię się nie czepiam, ale telefon miałaś swój
prywatny, aby nas o tym poinformować. I nie zwalaj na komputer sekretarki, bo
na każdej umowie masz telefon kontaktowy, bo są dane firmy, z którą podpisujesz
umowę, bądź osoby. A Twój pracownik tu był i tę umowę podpisał i Ty ją masz, a
jak masz taki bałagan, że o tym zapomniałaś, to wybacz, ale może powinnaś
pomyśleć o zastępstwie! – Warknął. – A pracownik, jak pracownik. Nie zawsze jest
idealny.
-To może nie chcesz ze mną pracować? Mogę wyznaczyć kogoś
innego. Ale nie zapomnij, że ty też odpowiadasz za to, że twoja firma nie
wywiązała się z umowy w wyznaczonym terminie. A Twoja sekretarka też miała mój
numer prywatny i jakoś przez trzy dni nie pomyślała żeby z niego skorzystać. –Także
zmieniła ton na trochę groźniejszy.
- O, moja droga, chyba nie czytałaś umowy! Pierwotny termin,
który jest w niej zamieszczony to przyszły tydzień! To ode mnie dzwonili, że
wyrobią się wcześniej i miało być na wczoraj i było, ale nie odebrał tego nikt!
– Zarzucił i wstał, podchodząc do regału, z którego wyciągnął odpowiednią
teczkę, a potem dokument. Usiadł i ołówkiem zaznaczył termin, a potem numer
kontaktowy do jej firmy i podał jej papier, aby się z tym zapoznała. – Tu nie
ma Twojego prywatnego numeru. Jest tylko firmowy, a on nie odpowiadał. – Odparł
pewny siebie, wiedząc, że tu już nie może dyskutować, bo ma wszystko czarno na
białym. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, zatkało ją i choć wiedziała, że czegoś
nie dopatrzyła to i tak sądziła, wina leży po obydwu stronach. Już miała mu coś
odpowiedzieć i nie byłoby to zbyt miłe, ale do gabinetu weszła jego sekretarka
z herbatą. Castillo zastanawiała się jeszcze nad jednym, który Leon to
prawdziwy Leon? Ten miły, opiekuńczy i słodki, którego poznała czy groźny, bezwzględny,
jakiego zobaczyła teraz. – Powiedz to, co chodzi Ci po głowie. Pytaj,
chociaż nie masz, o co. To nie moja firma zawaliła, tylko Twoja. I wcale nie
mam zamiaru winić o to Ciebie, ale ktoś z Twoich pracowników ewidentnie zawalił
sprawę. Przyznaj, że nawet nie czytałaś tej umowy, tylko powiedzieli Ci o niej
w wielkim skrócie, co? A w nerwach, które miałaś ostatnio, związanych z awarią
i sekretarką po prostu zapomniałaś sprawdzić ten cholerny świstek, aby mnie
poinformować o wszystkim. – Powiedział łagodniej, patrząc jej w oczy.
-Dobrze, przyznaję się, nie dopełniłam swoich obowiązków. –
Powiedziała też łagodniej, ale dalej była zdenerwowana. Popatrzyła na niego. Na
oczy, wyraz twarzy i postanowiła się go zapytać o to, co ją nurtuje. – Mam do
ciebie pytanie – zaczęła, a kiedy zobaczyła, że Verdas się nie odzywa, ciągnęła
dalej. – Kim jest prawdziwy Leon? Ten, jakim jesteś przy synu czy Leon w pracy?
- Oba – roześmiał się. – Ty tak nie masz? Jakbym był w pracy
taki, jaki jestem z synem to w życiu bym niczego nie osiągnął. Każdy by mnie wykorzystywał,
bądź pogrywał sobie ze mnie, tak jak zrobiła to z Tobą Twoja sekretarka. –
Wyjaśnił. – U mnie doskonale wiedzą, kiedy można żartować, a kiedy nie. Trzymam
wszystko twardą ręką i generalnie nikt nie narzeka, za wyjątkiem mnie, co sama
słyszałaś. – Wzruszył ramionami. – Jak Ci wczoraj mówiłem, nie musisz się mnie
bać, ale interesy są interesami i o nie trzeba dbać, bo jak się ze wszystkim
zacznie pobłażać to się robi bałagan, a on prowadzi do strat, a te z kolei do
bankructwa.
~*~
Krótko, bo jest mega późno i oczy mi się kleją. Jak widać zebrałyśmy się i napisałyśmy drugą część, która była wyczekiwana przez dużą liczbę osób. Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się wcześniej, ale nic nie obiecuję, bo to obie musimy się zebrać.
Przypominam o konkursie.
Dobranoc, miłej nocy. :**
Candy.
Boski Os !!!
OdpowiedzUsuńMacie talent dziewczyny naprawdę !! Jestem pod wielkim wrażeniem :)
Maluchy w akcji oni są tacy słodcy <3<3
Leon i Viola no proszę nawet praca ich poróżniła/ połączyła ;)
Pierwszy pocałunek mają już za sobą :3
Pięknie postarałyście się :)
Czekam na kolejną część :**
Genialny !
OdpowiedzUsuńBoski ♥
OdpowiedzUsuńMacie wielki talent ! ♥
Chris i Lily jakie słodziaki <3333
Już się pocałowaaali *u*
Ja od początku cię kapnęłam, że VC do Violetta Castillo xd
Wspaniały <3
Czekam na następną część ♥
Pzdr, Liv ;***
AWW, ŚWIETNY <333 Genialny, boski, omg <33
OdpowiedzUsuńDawajcie jeszcze w tym tygodniu kolejną część, prosimyy!!! <3
boski
OdpowiedzUsuńpiszcie już kolejną część
pozdrawiam Olivia :*
Boski, aż żal kończyć czytać:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko pojawi się kolejna część.
Cudowny !
OdpowiedzUsuńTak fajnie się bawili w wesołym miasteczku ;3 I pocałowali się może niechcący ale jednak :D Plan dzieci zaczął działać. Tylko ta wymiana zdan w firmie :( Wasz talent i pomysł stworzyły boski OS ;) Już czekam na kolejną część ;***
Pozdrawiam <333
Woow! Nie wiedziałam, że coś tak pięknego można napisać! Najlepszych One part w dziejach !
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejną część ^^
Suzzy
Jest ! Kolejna część <3
OdpowiedzUsuńGenialna <3
Dzieci swatają rodziców ^^
Ciekawe :3
Wesołe miasteczko i całus Leonetty <3
A potem Leoś mówi Violi, żeby się nie bała go <3
No i następnie odkrywają, że razem pracują i kłótnia xD
Ale mniejsza o to :D
Czekam na kolejną część <3
Pozdrawiam. Sylwia Verdas xx
P.S- Wiem, że tak trochę chamsko, ale jeśli ktoś ma ochotę zapraszam do czytania i komentowania :)
http://odcierpieniadomilosci-leonetta.blogspot.com/
Super ! Wiedziałam ,że jak się dowiedzą ,że to ze sobą współpracują to się pokłócą.. ,ale na szczęście nie wyszło tak źle :) Dzień w wesołym miasteczku i w domu Leona był prze ..prze.. prze.. słodki ! Tak ze sobą flirtowali ,że iskry leciały... oj jestem ciekawa.. nie moge się doczekać ciągu dalszego :D POZDRAWIAM ! Agata :D
OdpowiedzUsuńO BOŻE!!!
OdpowiedzUsuńJuż to mówiłam we wcześniejszym komentarzu, le trudno, powiem jeszcze raz...
Oni są tacy słodcy! <3
Pocałunek.....
Awwwww<3
Chciałabym mieć takie dzieci....
Z niecierpliwością czekam na następną część..
Te amo<3
Tini Blanco<3
*ale
Usuńcudo! *o*
OdpowiedzUsuńszkoda mi Leona i Violetty, tak miło spędzali czas, a tu się kłócą :c
Chris i Lilka też dobrzy :D
czekam na następną część :*
pozdrawiam <3
Boski
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całość z bananem na twarzy *.*
OdpowiedzUsuńBoskie cudeńko :)
Ejjj a było juz tak pięknie to zaczęli się kłócić .. ;c
no ale czekam na kolejną część <3
Buziaki :**
Zajmuję <33
OdpowiedzUsuńWrócę za parę godzin ;*
Jestem !
UsuńMiałam wrócić wczoraj i napisać komentarz ale byłam zmęczona więc jest dzisiaj :)
Poprosu GENIALNE :)
Słodkie maluszki z Lily i Chrisa <33
Wesołe miasteczko ^-^
Leonetta <33
Sweet ♥
Czekam na 3 cześć ^^
To jest poprostu GENIALNE !
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część xd ; D
Uwielbiam Twój typ pisania , historia jest naprawdę świetna .. Leon w roli dobrego tatusia i jak fajnie ,że coś wspomina o Fran .. Aj rozmarzyłam się ..
OdpowiedzUsuńCudeńko, piszesz świetnie. Już nie mogę się doczekać następnej części i rozdziału. :***
OdpowiedzUsuńŚwietny! Cudowny! I mogłabym tak dalej zachwalać ;*
OdpowiedzUsuńNaprawdę oryginalny pomysł i świetnie opisany ;)
Leon i Violetta, słodziaki ;* Tylko szkoda, że pod koniec małe spięcie między nimi. Domyślałam się jednak, że prędzej czy później dowiedzą się o współpracy.
Z ciekawością czekam na dalszy rozwój zdarzeń ;)
Jeszcze raz, świetny Os ;*
A co do konkursu, miałam wziąć udział. Zaczęłam nawet pisać, ale to pewne, że nie zdążę do jutra ;) Za późno przyszła do mnie wena ;p
Pozdrawiam,
Rachel ;*
Piękny os oby trzecia część w tym tygodniu nie mogę się doczekać .
OdpowiedzUsuńAhhhh boskiii ♥♡♥♡♥♡z niecierpliwością czekam na kolejną część ♡♡♡♡♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńŚwietny !!
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część !! ~ Julka ♥
Mój boże,mój boże,mój boże! Ale cudnyy <33333 kocham ,kocham,kocham
OdpowiedzUsuńI czekam na następną część <3
Czekam na next.... Bardzo proszę aby się pojawił <3
OdpowiedzUsuńMartina :*
kiedy 3 część tego os?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Aga
Kiedy następna cześć??? Naprawdę mnie te dwa rozdziały zaciekawiły :)
OdpowiedzUsuńProsimy next!! Od kiedy przeczytałam te dwie części nie mogę przestać o tym myślec;)
OdpowiedzUsuńProzę proszę proszę proszę!!!:))))
CZekam na Next!
OdpowiedzUsuńTylko szybko!!!