W jednej chwili masz wszystko, czego
kiedykolwiek pragnąłeś. Dom, rodzina, kariera. Myślisz, że już nic
lepszego nie może Ci się przydarzyć - i masz rację.
W kolejnej chwili tracisz wszystko i nie masz
niczego.
Kariera zakończona przez kontuzję.
Małżeństwo stracone przez zdradę.
Córka odebrana przez ludzi, których zraniłeś.
Co wtedy pozostaje? Zupełnie nic.
* * *
Pisk wydobywany podczas pocierania sportowymi
butami o parkiet, dźwięk piłki odbijającej się o palce, bądź czysty jak nigdy
parkiet. A na koniec tłum kibicujący swoim faworytkom. Chwila, gdy trener
przeciwnej drużyny musi wziąć czas, bo zupełnie nie radzą sobie z drużyną
szatynki.
Podeszły do niej z uśmiechami na twarzy. Ich
oczy mówiły "Wygraną mamy w kieszeni". Ten widok zdecydowanie radował
młodą Castillo. W tej chwili widziała tylko ich szczęśliwe miny.
- Mamy ich w garści, ale pamiętajcie, że to
dopiero drugi set. Wszystko może się zmienić - przypomniała poważnym głosem,
ale zaraz później jej usta wygięły się tworząc uśmiech na jej twarzy. - Musicie
pamiętać, żeby szybko się przemieszczać i nie spoczywać na laurach.
Kątem oka spojrzała na trenera przeciwnej
drużyny, który zdecydowanie nie był zadowolony wynikiem. Cóż się dziwić -
wygrywały 20:6.
- Pamiętacie co mówiłam wam na treningach? -
zapytała, a widząc niepewne miny dziewczyn, kontynuowała. - Nie trzymajcie
dłoni na kolanach. - Ugięła nogi i położyła dłonie tak, żeby pokazać im, o czym
mówi. - To was spowalnia. Trzymajcie je swobodnie, ale nie opierajcie się na
nich.
Wszystkie przytaknęły, i nadeszła pora powrotu
na boisko. Każda przybiła piątkę z trenerką i wróciły do gry. Oczywiście
stosowały się do rad szatynki. Była dla nich wzorem zawsze chciały osiągnąć
to, co ona parę lat temu. Każde jej słowo było dla nich bardzo ważne i z
a w s z e jej słuchały oraz wykonywały polecenia. Pewnie dlatego prezes
klubu bez wahania stwierdził, że jej grupa jest najbardziej zdyscyplinowana.
Podczas trzeciego setu, podszedł do niej
trener przeciwnej drużyny. Miał na sobie czarne spodnie dresowe i niebieską
bluzę z logo klubu. Na nogach oczywiście widniały asics'y. Z początku stanął
tylko obok, założył ręce na piersi i obserwował grę. Violetta nie zwracała na
niego uwagi.
Po dwóch punktach zdobytych przez jej drużynę,
odezwał się.
- Muszą być szczęśliwe, że trenuje je sama
Violetta Castillo - stwierdził, nie odrywając wzroku od boiska. - Ich rodzice
zresztą też.
- Niby dlaczego? - zapytała. Schowała kosmyk
włosów, który wyszedł z jej kitka za ucho. - Nie jestem nikim niezwykłym.
- Może teraz nie, ale byłaś.
- Myślałam, że wszyscy zdążyli już zapomnieć o
tej porażce.
Nie lubiła rozmawiać o swojej karierze.
Wstydziła się tego, iż musiała zrezygnować z tak wysokiej pozycji i to przez
jeden głupi błąd, którego żałowała do dziś. Zawsze gdy ktoś ją o to wszystko
wypytywał, urywała temat. Wyjątek robiła jedynie dla dziewczyn z jej grupy.
Życzyła im wszystkim, żeby osiągnęły równie wiele. Przestrzegała je
również przed swoim błędem.
- Porażce? Każdemu mogło się zdarzyć.
Nie odpowiedziała tylko skupiła całą
swoją uwagę na piłce lecącej nad siatką. Przeleciała i trafiła prosto w linie
boiska. Mimo to sędzia uznał to za aut.
- Pole! - krzyknęła. - Piłka spadła prosto na
linie!
Mężczyzna nie zwrócił jednak na nią uwagi i
gra toczyła się dalej.
- Więc to prawda - odezwał się ponownie
szatyn. - Walczysz o każdy punkt.
- Walczę o to, żeby gra była fair, a sędzia
nie udawał ślepoty! - poprawiła go tak głośno, aby słyszał to sędzia.
Trener zaśmiał się pod nosem.
- Śmieszy cię to? - W jej głosie nietrudno
było wyczuć złość. Nie znosiła, gdy ktoś się z niej śmiał czy nabijał.
- Tak, nigdy nie podejrzewałbym, że
"wielka gwiazda reprezentacji" jest taka dziecinna.
- Ja jestem dziecinna? Odezwał się ten, który
nie potrafi nawet przygotować swojej drużyny do meczu.
- Odezwała się ta, która wprost nie potrafi
przegrywać.
Przegiął, pomyślała, po czym obdarowała
go najbardziej wrogim spojrzeniem na jakie było ją stać i podeszła bliżej.
45 minut później, po meczu.
Siedziała na umywalkach, zaś on stał przed nią i przenosił pocałunki na jej szyję. Wplotła rękę w jego włosy i cicho pojękiwała. Następnie wrócił do jej ust sprawiając, że każdy pocałunek był jeszcze bardziej brutalny. Jego ręce błądziły po całym ciele Castillo, ale nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie - czuła się wspaniale.
6 miesięcy później...
Violetta i Leon od sześciu miesięcy byli razem. Ich miasta były niedaleko siebie, więc w każdą wolną chwilę spędzali razem. Rozważali również zamieszkanie razem, byłoby o wiele łatwiej. Szatyn planował także oświadczyny. Pokochał w Castillo zarówno zalety jak i wady. Pragnął spędzić z nią resztę życia, i miał nadzieję, że ona także.
Byli w drodze do najlepszych przyjaciół
Verdasa. Chciał w końcu, aby jego kumpel poznał kobietę którą kocha nad życie.
Mieszkali za miastem w małym domu z przepięknym ogrodem, w którym codziennie
bywała Ludmiła, żona przyjaciela Leona. Nie pracowała, więc całą swoją uwagę
skupiała właśnie na swoich roślinach i pasierbicy.
Owszem, pasierbicy.
Federico miał córkę z poprzedniego małżeństwa.
Nigdy nie mówi o swojej żonie, a Nadia myśli, że to Ludmiła jest jej prawdziwą
matką. Jedyna rzecz związana z nią, o której wie Verdas to to, że umarła
przy porodzie. O nic więcej nie pyta.
- Nie uważasz, że ta sukienka jest
nieodpowiednia? - zapytała Violetta, dokładnie przyglądając się strojowi.
Z niewiadomych nikomu powodów, strasznie stresowała się tym spotkaniem.
zależało jej na tym, żeby znajomi Leona ją polubili.
Szatyn uśmiechnął się, po czym spojrzał na
nią.
- Jest idealna - zapewnił.
Ponownie skierował swój wzrok na drogę, ale
jego ręka powędrowała na nogę kobiety. Kąciki ust Castillo powędrowały w
górę. Położyła swoją dłoń na jego, i wygodniej usiadła.
Gdy dojechali szatynka dokładnie rozejrzała
się przez okno samochodu. Dom był niewielki, ale zadbany. Przed nim był ogród
oraz dwie huśtawki należące do córki przyjaciela Leona.
Verdas obszedł
samochód i otworzył drzwi swojej ukochanej. Złapał ją za rękę, pomagając
wysiąść z samochodu i pocałował ją w celu dodania otuchy. Następnie splótł ich
palce razem i podeszli do drzwi. Zapukał w nie, i już po chwili pojawiła się
przed nimi szczupła blondynka. Miała na sobie bladoróżową sukienkę, a jej włosy
były rozpuszczone.
Leon przedstawił jej Violettę, po czym te się
przywitały i weszli do środka.
- Fede pojechał na chwilę z Nadią do
sklepu - oznajmiła Ludmiła. - Powinni zaraz wrócić.
Weszli do niewielkiej jadalni, w której mieli
tego dnia zjeść kolację. Violetta wraz z blondynką usiadły przy stole.
- Pójdę do niego zadzwonić - rzucił Leon i wyszedł
z pomieszczenia.
Castillo dokładnie
rozejrzała się po jadalni. Była skromne urządzona - zresztą jak cały dom - ale
na pierwszy rzut oka wyglądała przytulnie. Przez otwarte drzwi widać było
kuchnię. Dostrzegła na lodówce różne rysunki i laurki.
- Nadia to wasza córka? - zapytała niepewnie.
- Mojego męża - odpowiedziała z lekkim
uśmiechem. - Jej matka umarła przy porodzie.
- Och, przykro mi...
- To dawna sprawa. Nadia do dziś nie wie, że
to nie ja jestem jej matką. Mój mąż to ukrywa, sama nie wiem, czemu.
Chciała coś odpowiedzieć, ale w tym samym
czasie usłyszały dwa męskie głosy. Jeden należał do Leona, a drugi zapewne do
męża Ludmiły. Szatynka miała dziwne wrażenie, że zna drugi głos. Natychmiast
jednak odrzuciła tą myśl. Przecież to niemożliwe, uspokoiła
się w myślach.
Kiedy jednak weszli do pomieszczenia,
uświadomiła sobie, że to możliwe. Stał przed nią. Nic się nie zmienił. Wciąż
miał taką samą fryzurę, podobne ciuchy i identyczny uśmiech, który zniknął
jednak gdy ją zobaczył. Cóż się dziwić. Szatynka nigdy nie przypuszczała, że
jeszcze go spotka, a tym bardziej, że rzuci jej się na szyję.
Ale chwila!
Przecież on wyjechał. Wyprowadził się jak
najdalej stąd, żeby ta nie miała żadnego kontaktu z nim i jego córką. Zrobił
wszystko, żeby więcej ich nie zobaczyła. Dlaczego postanowił zamieszkać
zaledwie 30 kilometrów od Buenos Aires? Przecież to najgłupsza rzecz, jaką mógł
zrobić!
Mimo to, iż wyraźnie widać, że idealnie
poznaje swoją byłą żonę, gdy Leon ich sobie przedstawia, udaje, że pierwszy raz
ją widzi. Zaraz za nim pojawia się dziewczynka. Wygląda na 7 lat.Szatynka od
razu łączy ze sobą fakty. Minęło 7 lat. Ludmiła nie jest matką dziewczynki,
tylko była żona Federico. Ponoć zmarła.
Dlaczego mówi, że umarłam?, to pytanie
od razu nasuwa się jej na myśl. Najwyraźniej o tym marzył...
Usiedli do stołu. Oboje udawali, że się nie znają.
Po kilku minutach rozmowy - w
której uczestniczyli jedynie Ludmiła i Leon - blondynka wyszła do
kuchni po jedzenie, a Verdas poszedł do innego pokoju odebrać telefon.
Kiedy zamknęły się drzwi, Federico wstał szarpnął Violettę tak żeby
wstała. Wyprowadził ją przed dom.
- Co tutaj robisz? - zapytał wściekły. - Skąd
wiedziałaś, gdzie teraz mieszkamy?!
- Nie wiedziałam! Nie miałam pojęcia, że
wróciłeś! - Również zaczęła krzyczeć. - Myślałam, że wyjechaliście na zawsze!
- Nie kłam! Tylko to potrafisz wciąż robić!
Wynoś się stąd, i nigdy więcej nie próbuj się kontaktować z Nadią!
Usłyszeli jakiś szmer. Oboje spojrzeli w tamtą
stronę, ale nikogo ujrzeli.
- Nie wiem, co powiedziałaś Leonowi, ale masz
się od niego odczepić, jak od całej mojej rodziny - mówił ciszej.
- Nic mu nie mówiłam, bo nic nie wiedziałam -
odpowiedziała z irytacją w głosie. - Fede, ja go kocham.
- Nie wierzę - rzucił krótko. - Odczep się od
niego i mojej rodziny, bo dowie się, co kiedyś zrobiłaś. A teraz wynoś się stąd
i nie chcę Cię więcej widzieć.
Nie mogła pozwolić na to, aby Leon o wszystkim
się dowiedział. Wiedziała, że powinna odejść, ale z drugiej strony tam była jej
córka. Pragnęła ją jeszcze raz zobaczyć, przytulić.
- Zmieniłeś jej imię - wydusiła z siebie lekko
zachrypniętym głosem. - Dlaczego?
- Nie chciałem, żeby miała cokolwiek wspólnego
z matką, a tamto imię wymyśliłaś ty.
W jej oczach pojawiły się łzy. Ta dziewczynka
nawet nie wie, że to ona jest jej matką, nie Ludmiła, nie jakaś kobieta, która
zmarła. T o o n a b y ł a j e j m a t k ą!
- Dlaczego mówisz wszystkim, że umarłam? Nie
uważasz, że moja córka ma prawo wiedzieć, kto jest jej prawdziwą matką?
- Ludmiła - odpowiada. - I tego będę się
trzymać. Zrobię wszystko, aby nie musieć jej uświadamiać, że jej matka to
zwykła dziwka. A teraz wynocha stąd.
Nic już więcej nie powiedziała. Odwróciła się
i opuściła teren ich domu. Szła pieszo, płacząc przy tym. Płacząc, bo straciła
wszystko; karierę, męża, córkę, a teraz nawet Leona. I wiedziała, że nie
odzyska tego, nie jest tego warta.
* * *
Kiedy Federico wszedł do domu, w korytarzu
zaczepił go Leon. Spojrzał na niego zdziwiony. Na pierwszy rzut oka widać było,
że Verdas był zdenerwowany. Mało powiedziane - był wkurzony.
- Skąd ją znasz? - zapytał wściekły, a Włoch
od razu domyślił się, że szatyn wszystko słyszał. Prawie; po usłyszeniu przez nich
szmeru, pewnie się zmył.
Miał teraz dwa wyjścia: mógł wymyślić jakąś
wymówkę, na tyle dobrą, żeby nie oczernić ani siebie, ani Castillo. Mógł też
powiedzieć całą prawdę, i ty samym sprawić, że Leon wybije sobie z głowy
romanse z jego byłą żoną. Jego wybór był oczywisty.
* * *
Castillo po
wyjściu, nie widziała się już z Leonem. Nie mogła spojrzeć mu w oczy i go
okłamać, a jeszcze bardziej nie potrafiła powiedzieć mu prawdy. Miała nadzieję,
że to wszystko wreszcie się skończyło. Niestety jak zwykle się myliła. Ten
cholerny błąd będzie chodził za nią do końca życia, i przez to nigdy nie będzie
szczęśliwa.
Od spotkania minął tydzień. Przez ten czas
szatyn ani razu się nie odezwał. Może Federico powiedział mu prawdę? A może po
prostu jest na nią wściekły za to, że od tak wyszła.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Wstała z
kanapy i je otworzyła. Ujrzała Verdasa. Zanim cokolwiek powiedziała, próbowała
odczytać coś z jego twarzy, ale nie potrafiła. Nie wiedziała czy jest wściekły,
smutny, rozczarowany.
- Chcę usłyszeć twoją wersję - powiedział po
około dwóch minutach. Jego ton był chłodny. Szatynka od razu domyśliła się, że
o wszystkim wie.
- Co powiedział ci Federico? – spytała zachrypniętym głosem.
- To nieważne. Chcę usłyszeć prawdę, i jeśli
choć trochę ci na nas zależy, powiesz mi ją.
Zaprosiła go do środka. Weszli do salonu, i
zapytała czy chce czegoś do picia, ale odmówił - w tym momencie chciał tylko
wszystko usłyszeć. Usiadła więc obok i zaczęła mówić.
- To był mój pierwszy mecz w reprezentacji.
Wygraliśmy, więc postanowiliśmy to uczcić. Poszliśmy do pobliskiego baru, a
trener postawił nam wszystkim drinki. Z początku świetnie się bawiliśmy, ale
potem każdy coraz więcej każdy wypił i alkohol dawał o sobie znać. Byłam
kompletnie pijana i on... to wykorzystał. - Przerwała na chwilę. Czuła w oczach
łzy. W normalnych okolicznościach, Leon przytuliłby ją do siebie, ale takie nie
były, więc siedział tylko i cierpliwe czekał aż zacznie będzie mówić dalej. -
Przespałam się z nim. Żałowałam, żałuję do dziś, ale nie mogę tego cofnąć.
- Z twoim... trenerem? - upewnił się. Nie
wiedział, czy może do końca wierzyć Federico. To dopiero początek historii, a
szatyn już zauważył, że Włoch nic nie wspominał o alkoholu, wygranym meczu.
Kiwnęła głową i kontynuowała.
- Myślałam, że on także był pijany i żałuje.
Nie mówiłam nic Federico, bo wiedziałam, że się wkurzy. Myślałam, że robię to
dla dobra nas wszystkich. Mnie, Fede, Eliz... - Przerwała. Zapomniała, że
j e j córka teraz nazywa się inaczej. - Niadi. Ona miała wtedy
zaledwie pół roku. - Przełknęła ślinę. Starła łzy spływające po jej policzkach.
- Ale po kilku tygodniach, wspomniał o tym. Powiedział, że...Że mam to zrobić
ponownie, bo inaczej wszystko powie Federico. Był trzeźwy przez co miał
zdjęcia, nagrania...
Schowała twarz w dłoniach. Leon w końcu się
ruszył i niepewnie ją do siebie przytulił.
- Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale...
zgodziłam się. Federico był z Nadią u lekarza, ale szybciej wrócił. Wściekł
się. Wzięliśmy rozwód, a on odebrał mi prawa rodzicielskie. Bez jego pozwolenia
nie mogłam spotykać się z Nadią, a takowego nie dostałam. Potem skupiłam się na
karierze, ale... ta kontuzja zakończyła wszystko.
- Federico wie o tym, że byłaś szantażowana, o
alkoholu? - zapytał, lekko gładząc jej plecy. - Nic o tym nie wspominał.
- Nie, nie wie.
- Może powinnaś mu to wyjaśnić...
- Leon, on mnie nie chciał słuchać - przerwała
mu. Powiedziała prawdę - Federico był wtedy tak wkurzony, że miał gdzieś, co ma
do powiedzenia.
5 lat później...
Leon w końcu przekonał ją i Federico do rozmowy. Włoch pozwolił
jej widywać się z córką, przed którą na początku ukrywali prawdziwą tożsamość
szatynki. Z czasem jednak ją poznała i zdążyła się z tym pogodzić. Stosunki
Castillo i Fede nadal nie są idealne, ale są o wiele lepsze.
Dziś jest dzień ślubu szatynki i Verdasa.
Druhną oczywiście jest Nadia. Wszyscy są z tego powodu szczęśliwi, a Violetta
wierzy, że chociaż raz coś pójdzie po jej myśli.
~*~
Tak prezentuje się czwarta praca, za którą
bardzo dziękuję autorce. Was, moi drodzy standardowo już zapraszam do czytania,
komentowania i głosowania, w sondzie, która pojawi się po opublikowaniu
wszystkich prac konkursowych.
Jakby ktoś chciał przeczytać
jeszcze raz i nie chce mu się szukać (choć w sumie to na razie nie
trzeba) to jest stworzona zakładka dla konkursowych partów - "Konkurs
OS";d
A prac jest 8 ;)
cudny
OdpowiedzUsuńEkstra!!Świetny OS!!!Świetny pomysł!!!
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czekam na nexta<3
Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu : nienawiść-czy-violetty-i-leona.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBoski ;)
OdpowiedzUsuńFede i Leon mają dziecko.
Viola i Leon biorą ślub :D
Czekam na kolejnego OS'a ;*
Pozdrawiam <3
Excellent blog here! Also your web site loads up fast!
OdpowiedzUsuńWhat host are you using? Can I get your affiliate link to your host?
I wish my web site loaded up as fast as yours lol
My website - clans