piątek, 25 kwietnia 2014

09. Wygodniejsza niż fotel EDIT

Leon

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła próbując sobie przypomnieć gdzie jestem. Spojrzałem na puste łóżko Violetty i już wiedziałem. Zeskoczyłem z fotela i pobiegłem szukać szatynki. Mam nadzieję, że nic się jej nie stało, że przypadkiem nigdzie nie wszyła. Na całe szczęście dostrzegłem ją w kuchni. Podszedłem bliżej i opierając się o framugę drzwi przyglądałem się jej opanowanym ruchom. Byłem z niej ogromnie dumny. Nie każdy potrafiłby normalnie funkcjonować. Większość z nas po takim przeżyciu przestałaby jeść, spotykać się ze znajomymi. Zamknęlibyśmy się w sobie. Ale nie Violetta. Dziewczyna w tej właśnie chwili stała przed kuchenką i smażyła jajecznicę z pomidorami. Uśmiechnąłem się do siebie, a przez myśl przeszło mi, że mógłbym już tak zawsze. To przyjemne uczucie, ale bardzo dziwne. Wiem, że szatynka nie pozwalałaby się zdradzać tak jak Lara, więc chcąc z nią być musiałbym skończyć z moimi zwyczajami, a czy jestem do tego zdolny?
Stop! O czym ja w ogóle myślę? Moja przyjaciółka wczoraj została… Nie, nie przejdzie mi to przez myśl. Została skrzywdzona, a ja sobie dzisiaj wyobrażam nas, jako szczęśliwą parę, kiedy sam jeszcze nie tak dawno nią gardziłem. A teraz? Przypominając sobie jak miałem jej nagie ciało w objęciach delikatnie się uśmiecham. Mogę nawet powiedzieć, że gdyby okoliczności tego były inne to byłbym szczęśliwy. Marco miał rację, że Castillo ma piękną figurę tylko ją skutecznie ukrywa.
Stop! Znowu się zapędziłem. Zupełnie jakbym się w niej zakochał, a to przecież niemożliwe.
W pewnym momencie moja kuchareczka się odwróciła i aż podskoczyła. Całe szczęście, że miała puste ręce.
- Przestraszyłeś mnie – powiedziała cicho łapiąc się za serce. Cichy ton jest do niej zupełnie niepodobny. Przez ten czas naszej znajomości przyzwyczaiła mnie do radosnego świergotu, uśmiechu. A teraz? Wciąż się boi, ale co ja się jej dziwię?! I tak to cud, że mnie wczoraj nie wywaliła jak ją przytuliłem, że nie zaczęła krzyczeć. – Długo tu stoisz? – Zadała pytanie, czym sprowadziła mnie z powrotem na ziemię.
- Przepraszam, nie chciałem – podszedłem bliżej – wystarczająco długo. Chciałbym pocałować Cię w policzek na powitanie, mogę? – Wyciągnąłem do niej rękę i czekałem na jej ruch. Widziałem w jej oczach strach, zawahanie, ale ostatecznie chwyciła moją rękę. Podszedłem jeszcze bliżej i czule musnąłem jej policzek – Dzień dobry. – Szepnąłem dziewczynie do ucha. – Przytuliłbym Cię, ale nie chcę Cię jeszcze bardziej wystraszyć. Postaram się żeby więcej się ta sytuacja z nocy nie powtórzyła. Poczekam aż będziesz gotowa. – Uśmiechnąłem się stojąc w niewielkiej odległości od dziewczyny. Ku mojemu zdziwieniu ona tę odległość zniwelowała i mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk ciesząc się jak dziecko, że mi ufa.
- Dziękuję, że wczoraj tu byłeś, że mnie nie skrzywdziłeś, że pokazujesz, że mogę Ci ufać – szepnęła. – Zrobiłam nam jajecznicę. Mam nadzieję, że lubisz. – Powiedziała już głośniej i odsunęła się ode mnie. Uśmiechnąłem się szeroko w odpowiedzi. – Lara nie będzie zła?
- Lara? Nie mówiłem Ci, że nie jesteśmy już razem? Zabrała mi dom i jedną kartę. Całe szczęście, że do drugiej nie miała dostępu, bo bym został bez grosza, a wtedy musiałbym iść na policję. Jest teraz z Diego. – Wyjaśniłem i zrobiłem nam herbatę. Chciałem jej trochę pomóc żeby wiedziała, że nie jest sama. Postawiłem szklanki na stole, a po chwili dołączyły do nich talerze z jajkami położone przez Vilu.
- Możliwe, że mówiłeś, ale przez to… - Zaczęła, ale głos jej się załamał. Jak ja mogę być takim kretynem?! Przecież to oczywiste, że zapomniała! Nie ma teraz do tego głowy! Niewiele myśląc podszedłem do niej i mocno przytuliłem. Wtuliła się w moje ramiona i płakała.
- Przepraszam, nie chciałem. – Szepnąłem kołysząc ją delikatnie. – Umówiłem Cię do lekarza. – Powiedziałem po chwili. Jak już i tak jest roztrzęsiona, to można jej jeszcze dołożyć, nie?
- Co? Nie! Po co?! – Zareagowała tak jak myślałem. Starałem się jej wytłumaczyć, że to konieczne, że musi zgłosić gwałt na policję, bo on jest niebezpieczny i może to zrobić jeszcze raz, może skrzywdzić kogoś innego.
- Wiem, że się boisz, ale jestem obok. Nie pozwolę żeby zrobił Ci krzywdę, żeby się mścił.
- Wiesz, że się wykluczasz? – Zapytała już spokojniej. Spojrzałem na nią zdezorientowany. – Przed chwilą powiedziałeś, że może zrobić mi to jeszcze raz, a teraz, że na to nie pozwolisz. – Wyjaśniła, a ja podrapałem się po głowie. Faktycznie. – Pójdziesz tam ze mną? – Nieśmiało zadała kolejne pytanie.
- Jeżeli tylko będziesz chciała. – Odpowiedziałem i starłem jej zalegające w oczach łzy, które pod wpływem mrugnięć wypływały spod jej powiek. Usiedliśmy i zjedliśmy śniadanie.

czwartek, 24 kwietnia 2014

OS Leonetta. "Zakład" cz.4

Suzy, pisałaś, że brakuje Ci tego jak siadają na ławce i obserwują swoje dzieci. No to zebrałam się w sobie i napisałam, specjalnie dla Ciebie, czwartą część. Jednak to już jest serio ostatnia. I więcej nie piszę, bo wyjdzie mi z tego opowiadanie ;)



- Co Bóg złączył człowiek niech nie rozłącza. Ogłaszam Was mężem i żoną. Możecie się pocałować.
Oboje doskonale pamiętają to wydarzenie, chociaż miało miejsce pięć lat temu.
Szatyn obudził się przed żoną i z uśmiechem spojrzał w jej kierunku. Następnie uniósł swoją dłoń i po raz kolejny zaczął przypatrywać się swojej obrączce. Pomimo upływu lat nie wierzył, że mu się udało, że im się udało.
- Znowu to robisz – usłyszał zaspany głos ukochanej żony i przeniósł na nią wzrok. Odszukał pod kołdrą dłoń dziewczyny i splótł ją razem ze swoją po czym pochylił się nad nią i złożył na wargach szatynki słodki pocałunek.
- Mamo! Mamo! – Zaczęła krzyczeć ich córka i już po chwili wparowała do pokoju sadowiąc się pomiędzy rodzicami, czym brutalnie przerwała im poranną pieszczotę. Spojrzeli na nią z uśmiechem. – Ted ściął włosy mojej lalce! – Krzyknęła rozgniewana Kate.
- To wcale nie byłem ja! Ona sama poszła do fryzjera! – Bronił się chłopczyk. Starsi Verdasowie się zaśmiali. Mięli tak codziennie, ale za nic w świecie by tego nie zmienili. Tworzyli szczęśliwą rodzinę, która już niedługo się powiększy. Leon chwycił za rękę swojego synka i przyciągnął bliżej by po chwili podnieść go i usadzić obok siebie.
- Lalki nie chodzą do fryzjera – wyjaśnił – następnym razem wymyśl lepszą wymówkę. – Dodał. – A Ty, córeczko się nie martw. Tatuś jutro jedzie do pracy to kupi Ci nową, dobrze? A teraz proszę Was o to żebyście byli ciszej, bo mamusia musi mieć spokój. – Spojrzał na wszystkich surowym wzrokiem pomieszanym z miłością. W dalszym ciągu pamiętał jak powiedziała mu, że jest pierwszy raz w ciąży.

Było to dokładnie cztery i pół roku temu. Byli wtedy na kolacji biznesowej w związku z nowymi kontrahentami w firmie. Spotkanie przebiegało w miłej atmosferze, ale on wiedział, że z ukochaną coś się dzieje. Nie potrafiła się na niczym skupić, unikała jego wzroku. Nie poruszał tematu przy gościach, ale po kolacji, w domu zapytał, o co chodzi. Odpowiedziała wtedy, że jest w ciąży. Opuściła głowę i po chwili zaczęła go przepraszać mówiąc, że wie o tym, że to za szybko, że on na pewno nie chce mieć jeszcze dzieci. Zamknął jej wtedy usta pocałunkiem i przytulił mocno. Zapewniał, że dadzą radę, że się cieszy aż w końcu uwierzyła.

wtorek, 22 kwietnia 2014

OS Leonetta. "Zakład" cz.3


Cannella, dziękuję za pomoc i za to, że jednak zostajesz.

Po kilku godzinach bezczynnego siedzenia i rozpaczania szatyn powolnym krokiem udał się do domu. Podejrzewał, że rodzice już o wszystkim wiedzą, że czeka go kazanie, ale miał to gdzieś. Podjął decyzję, która według niego była najlepsza. W sumie dużego wyboru nie miał. Za wszelką cenę chciał udowodnić szatynce, że się myli, że nie kłamał, kiedy mówił o swoich uczuciach, a Violetta postawiła sprawę jasno. Jeżeli kiedykolwiek ją kochał to ma ją zostawić w spokoju, przestać ją ranić. W tej sytuacji był bezradny, a to okropne uczucie. Próbujesz coś zrobić, lecz to przekracza twoje największe możliwości. Masz ochotę krzyczeć na cały głos, mając nadzieję, że to w jakiś sposób Ci pomoże. Niestety mimo największych starań to nie przynosi najmniejszych efektów. Leon o tym wiedział, więc postanowił odpuścić i spełnić wolę ukochanej, chociaż niezmiernie go to bolało.
Wchodząc do domu chciał szybko udać się do pokoju, ale mu się to nie udało. Tak jak myślał zawołali go wściekli rodzice.
- Wiem, co chcecie mi powiedzieć – zaczął wchodząc do pomieszczenia, w którym przebywała pozostała trójka Verdasów. – Ale to naprawdę nie ja. Kocham ją i nie zrobiłem tego. Proszę, uwierzcie mi. – Zakończył i rozpłakał się jak dziecko. Zdezorientowani rodzice spojrzeli na siebie. Jeszcze nigdy nie widzieli chłopaka w takim stanie. Leon zsunął się po ścianie i ukrył twarz w dłoniach. – Nie wiem skąd mają ten filmik. Nie wiem, po jaką cholerę to zrobili, ale ja nie miałem z tym nic wspólnego.  – Przerwał starając się uspokoić na tyle, aby mówić dalej. – Straciłem ją. Nie wierzy mi. Powiedziała, że jeżeli kiedykolwiek ją kochałem to mam dać jej spokój. Wyjeżdżam i proszę, nie zatrzymujcie mnie. Nie chcę by cierpiała. Nie chcę więcej patrzeć na jej łzy, a wiem, że nie będę potrafił trzymać się od niej z daleka, nie po tym, co między nami zaszło. – Słuchali w milczeniu. Pierwsza zareagowała Fran, która usiadła obok brata i po prostu go przytuliła.

piątek, 18 kwietnia 2014

08. Kto Ci to zrobił?

Rozdział dedykuję Suzy, która niezmiernie mi pomogła w pisaniu. Dziękuję Kochana. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam, że nikogo nie zawiodłam.
Miłej lektury.



Francesca

Martwię się. Violetta już dawno powinna tutaj być, a tymczasem ona nawet nie odbiera moich telefonów. Nigdy się tak nie zachowywała. Sama zawsze mnie wyzywała, kiedy zbyt długo nie odbierałam od niej telefonów, bo się martwiła. Zawsze tak było, sądziłam nawet, że jest na tym punkcie przewrażliwiona, ale teraz się jej nie dziwię. Szybkim krokiem zeszłam na dół, do salonu gdzie siedzieli gotowi już chłopacy i zawzięcie o czymś rozmawiali.
- Marco – zaczęłam podchodząc bliżej aż w końcu mnie zauważyli i skierowali swoje spojrzenia na mnie – zawieziesz mnie do Violi? Nie odbiera telefonów, martwię się.
- Jak nie odbiera? Przecież ona zawsze odbiera – odpowiedział mój mąż i wstał z kanapy kierując się do komody, na której leżały dokumenty i kluczyki.
- No właśnie – szepnęłam i razem udaliśmy się do samochodu. Po chwili całą trójką byliśmy już w drodze do domu naszej przyjaciółki. Na miejscu pierwszy z samochodu wypadł Verdas. Jakbym go nie znała to pomyślałabym, że mu na niej zależy. Zaraz za nim wyleciał Marco, ja wyszłam ostatnia i nie będę się tłumaczyć ciążą, bo brzuszka jeszcze nie widać, więc chodzi po prostu o to, że faceci z natury są szybsi. Podchodząc do nich obserwowałam jak dobijają się do drzwi. I zauważyłam zapalone światło w sypialni dziewczyny – Przestańcie! – Krzyknęłam i po prostu nacisnęłam klamkę. Pokręciłam zażenowana głową. No tak, najprostsze rozwiązania są zawsze najtrudniejsze. Zauważyłam porozwalane krzesła, matko, co tu się stało. Pośpiesznie pobiegłam na górę, do pokoju, w którym świeciło się światło, zaraz za mną biegli Marco z Leonem. Kiedy dobiegłam do drzwi stanęłam jak wryta. Zauważyłam przyjaciółkę, która zapłakana siedziała pod ścianą. Jakby tego było mało była naga, a na białej jak śnieg pościeli widoczna była krew. Krew i coś jeszcze. Boże, tylko nie to. Poleciłam Marco by poszedł na dół zaparzyć melisę na uspokojenie, sama podeszłam do przyjaciółki i ukucnęłam obok niej przytulając ją do siebie. Milczałam spoglądając na Leona, a w jego oczach zobaczyłam niewyobrażalny ból. To przecież niemożliwe, żeby on coś czuł. On, ten nieczuły drań, który myśli tylko o zabawie. – Kto Ci to zrobił? – Spytałam niemal niesłyszalnie.
- Thomas – odpowiedziała po chwili zawahania, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Po raz kolejny ją skrzywdził. Tylko tym razem dopiął swego. Nikt mu nie przeszkodził. Zastanawiałam się jak on w ogóle wszedł do domu, ale nie chciałam pytać. Za wcześnie na to. Spojrzałam na Leona, który w tym momencie niepewnie do nas podchodził. Skinieniem głowy pokazał mi abym się odsunęła, co niechętnie zrobiłam, a on pochylił się i delikatnie wziął ją na ręce. – Nie! Proszę Cię, zostaw! Nie rób mi krzywdy! – Krzyczała Violetta, a moje serce pękało z bólu. Jedna z najbliższych mi osób cierpi i to w najgorszy sposób. Verdas położył ją na łóżku, ale stwierdziłam, że to niezbyt dobry pomysł. Poprosiłam go by wyszedł. Pomogłam Violi się ubrać i zapytałam czy zejdzie na dół, pokręciła głową. Nie była w stanie. Ból jej nie pomagał, a i nawet bez niego podejrzewam, że nogi miała jak z waty. Przekazałam jej, że Leon zniesie ją na dół, a ja tu ogarnę. Zawołałam chłopaka, który bez słowa spełnił moją prośbę.

środa, 16 kwietnia 2014

OS Leonetta. "Zakład" cz. 2 +18

UWAGA! Fragment +18 jest oznaczony!


„Nic we wszechświecie nie zdarza się bez powodu. My, istoty ludzkie mamy w życiu wyjątkową misję – iść na przód z pewnością, że choć czasem jest ciemno, znów pojawi się słońce”*

Minął tydzień. Przez ten czas Leon i Violetta bardzo się do siebie zbliżyli, jednak wciąż nie spotykali się sami, co zaczęło przeszkadzać obojgu, jednak i chłopak i dziewczyna bali się wykonać ten pierwszy krok. Ponadto obawiali się zostać sam na sam. Zawsze przecież mogło być tak, że zabraknie im tematów do rozmów, czy zwyczajnie zaczną się denerwować.
Pewnego dnia Verdas postanowił przełamać lody i zaprosił Castillo do kina, a potem na kawę.  Było to ich pierwsze od wielu lat spotkanie sam na sam. Oboje się denerwowali, starali się mało mówić by czasami nie palnąć czegoś głupiego.  Rozluźnili się dopiero w drodze do domu dziewczyny. Wtedy zeszło z nich to napięcie związane z pierwszą randką, która z pewnością nie była zbyt udana. Można wręcz powiedzieć, że okazała się klapą, jednak spacer po parku, który trzeba było przejść by dojść do mieszkania szatynki zrekompensował im te długie godziny nerwów. Na końcu znowu nie mogli się rozstać. Trzy razy szatyn próbował odejść, lecz zawsze wracał, a ona chciała czekać aż nie straci go z oczu.  Spojrzał na zegarek, który wskazywał już dość późną porę.
- Teraz to już serio idę. Rodzice zaczną się niecierpliwić i podejrzewać, że wróciłem do starych nawyków. Pa – musnął czule jej policzek i odszedł kilka kroków. Przystanął i odwrócił głowę w jej stronę. Nadal stała w tym samym miejscu, z uśmiechem na ustach dotykając miejsca, które przed chwilą było okupowane przez usta Leona. Nie wytrzymał i po raz kolejny się cofnął. Nim zdążyła o cokolwiek zapytać przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie. Po kilku sekundach zarzuciła mu ręce na szyję, a on swoje ułożył w jej talii. Oderwał się od niej dopiero, gdy zaczęło im brakować powietrza. Stykali się czołami, co chwila przysuwając się bliżej i odsuwając tak, że ich nosy ocierały się o siebie. – Kolorowych snów, Księżniczko – szepnął i po raz kolejny połączył ich usta. Tym razem pocałunek był dużo krótszy, ale również wyrażał ich uczucia.
- Napisz jak dojdziesz do domu żebym się nie martwiła! – Krzyknęła za odchodzącym już chłopakiem, który odwrócił się i posłał jej szeroki uśmiech.  Szczęśliwa weszła do domu i udała się do swojej sypialni skąd zabrała rzeczy i poszła do łazienki wziąć prysznic. Gotowa do snu wróciła do pokoju. Sięgnęła po telefon i spostrzegła jedną nieodebraną wiadomość.
„Słońce, jestem już w domu. Tęsknię. Dobranoc. :* Leon.”
Uśmiechnęła się do siebie i zabrała za odpisywanie.  Po chwili wysyłała już wiadomość do ukochanego.
„Cieszę się. Ja też tęsknię. Kolorowych, Misiu! :* Vilu”
Następnego dnia przyszedł po nią rano i razem poszli do szkoły. Stało się to ich rytuałem tak jak po południowe spacery po parku. To właśnie tam młody mężczyzna przemógł się i poprosił kobietę o chodzenie. Wiedział już, że nie ma zamiaru brać udziału w zakładzie. Odpuścił. Zorientował się, że jego życie było puste i dopiero teraz zostało wypełnione. Przez ten cały czas brakowało mu kogoś bliskiego. Teraz, kiedy ma przy sobie Violę wszystko jest dobrze. Budzi się z uśmiechem na ustach, kładzie się też z nim.
Postanowił zakończyć swoje dawne życie, w tym celu udał się do Miguela, który niestety był w towarzystwie całej reszty. Wyjaśnił, że rezygnuje i odszedł. Tak po prostu.
- Wiesz, co masz robić – syknął brunet patrząc na jednego ze swych towarzyszy, gdy Verdas był już daleko.

sobota, 12 kwietnia 2014

07. Cześć, Violu. EDIT


Violetta

Te kilka dni minęło nam bardzo szybko i bardzo przyjemnie. Codziennie chodziłyśmy na spacery, masaże, a nawet do klubów. Po raz kolejny Francesca próbowała przekonać mnie do zmiany stylu na bardziej elegancki, dopasowany. Stwierdziła, że te szmaty, co noszę powinnam spalić. Pff! Jeszcze czego!  Na taki zabieg to trzeba mieć dużo pieniędzy i wyczucie stylu. A mi brakuje i tego i tego.
Niestety dzisiaj nadszedł koniec naszych wakacji i musimy wracać do domu, więc spakowałyśmy swoje walizki i ostatni raz poszłyśmy podziwiać widoki. Ciekawe skąd Leon zna takie miejsca?
Właśnie, Leon. Ten cholerny idiota znowu zakotwiczył w mojej głowie. I wcale nie ma zamiaru się stamtąd ruszać.  Zastanawiałam się nawet nad rzuceniem pracy, ale przecież nie mogę go zostawić. Jaka byłaby ze mnie przyjaciółka? Żadna, egoistka jak już.


Leon

W firmie doszło do kolejnej kłótni pomiędzy mną, a Diego. Matko jak mi brakuje Violetty, która na pewno by to jakoś powstrzymała. Ba, ona by do tego nie dopuściła, bo miałbym wszystko przygotowane. Diego nie miałby się, o co przyczepić, a tak? Jej nie ma zaledwie kilka dni, a ja sobie nie radzę.  Matko, co się ze mną dzieje?! Ja się nigdy nad sobą nie użalałem!
- Co, Verdas – wycedził brunet, a ja miałem wrażenie, że gdyby jego spojrzenie mogło zabijać to leżałbym już trupem, a on sponiewierałby w jakiś sposób moje ciało. Zero szacunku dla zmarłych. – Zamilkłeś?! Myślałeś, że jest Ci wierna?
- O czym Ty mówisz? – Zapytałem zdezorientowany. No tak, przez ostatnie dziesięć minut go nie słuchałem, więc nie wiem, co ma na myśli.
- O Twojej narzeczonej. – Zakpił – wyobraź sobie, że właśnie straciłeś mieszkanie i pieniądze, które miałeś na koncie. – Co? Nie, to nie możliwe. Czułem jak tracę grunt pod nogami. Ale zaraz, zaraz. Może nie wszystko stracone.
- Mam dwa konta, a Lara miała dostęp do jednego. Zresztą skąd to niby wiesz?
- Bo działa na moje polecenie. Bo pieprzy się ze mną od początku – ałć, zabolało. – Właściwie to kocha, jesteśmy parą. Od niej wiem o każdym Twoim ruchu. A najlepsze jest to, że nic nie możesz zrobić, policja nie pomoże, bo była współwłaścicielką. Jestem genialny, a Ty jesteś bezdomny. I co teraz zrobisz? – Spojrzałem na niego i za wszelką cenę starałem się by z moich oczu nie popłynęły łzy. Przecież nie pójdę do rodziców, bo co im powiem? Nie uwierzą, że Diego to zaplanował, że brał w tym udział. Uważają go za świętego, ufają mu. Stop! Nie mogę mu przecież wierzyć! Po pracy pojadę do domu i wszystko wyjaśnię. Teraz niestety nie mogę, bo zaraz mam spotkanie.
- Dlaczego Ty mnie tak nienawidzisz? – Zapytałem po chwili milczenia. Spojrzał na mnie wielkimi oczyma jak na idiotę i zawahał się chwilę.
- Ludmiła – wycedził i odszedł. A ja bezradny osunąłem się na kanapę. On wie.

piątek, 11 kwietnia 2014

OS Leonetta. "Zakład" cz.1 & miesiąc bloga



Dla tych, którzy przez ten miesiąc tu byli, czytali, komentowali. Dla tych 20 obserwatorów. Po prostu dla Was. Dziękuję! <333
 Życzę miłej lektury.


Ona – cicha, pomocna, uczynna, pochodząca z bardzo ubogiej rodziny prymuska. Jej rodzice są po rozwodzie, matka ma wszystko gdzieś. Obiekt kpin elity. Ma tylko dwie przyjaciółki.
On – przystojny, arogancki nieuk. Elita to on, on to elita. Wraz ze swoją świtą uprzykrza życie Castillo i wszystkim tym, co starają się być dla niej mili. Bawidamek, który uwielbia alkohol i dobrą zabawę.

Chemia.
- Verdas, znowu jeden! – Ryknął nauczyciel aż, co niektórzy podskoczyli na krześle. – Jak tak dalej pójdzie to nie zdasz do następnej klasy! – W odpowiedzi usłyszał tylko prychnięcie swojego ucznia, więc bez dodatkowych i zbędnych w tym przypadku słów wrócił do wpisywania ocen. – Castillo pięć. Znowu zapomniałem przygotować dla Ciebie zadania dodatkowego, gratuluję – pochwalił dziewczynę pedagog, a w klasie rozpoczęły się szepty. Vilu pozornie nie przejmowała się nimi, jednak w środku, bardzo głęboko, bolały ją słowa znajomych, chociaż była do nich przyzwyczajona. Od kilku lat to samo, jakby to była jej wina, że pochodzi z biednej rodziny, że chce się wyuczyć, aby jej potomstwo nie musiało przechodzić przez to, co ona. Wsparcie otrzymywała tylko od swoich przyjaciółek. Camila i Francesca to jedyne osoby w szkole, które nie uprzykrzają jej życia, a wręcz starają się jakoś pomóc. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Fran to siostra Leona, który najbardziej z wszystkich osób w szkole dręczy szatynkę.
Violetta ze względu na problemy finansowe chodziła w starych rzeczach, które zostały jeszcze po jej matce, lub ciotce. Czasami dostawała coś od przyjaciół, ale to oddawała młodszej siostrze by, chociaż ona nie musiała przechodzić tego, co starsza Castillo. W szkole każdy znał sytuację, bo dobre wieści szybko się rozchodzą, a pomimo to wszyscy nabijali się z pocerowanych i spranych rzeczy dziewczyny. No cóż, kwestia wychowania, a je wynosi się przede wszystkim z domu.

niedziela, 6 kwietnia 2014

06. Verdas znów szaleje.


Dla mojej Sophie <3. Kochana, dziękuję Ci za wszystkie miłe słowa, maile, które podniosły mnie na duchu, sprawiły, że się śmiałam. Za komentarze, które motywują do pisania. Za wszystko.
I dla wszystkich komentujących, dzięki którym wiem, że ktoś czyta to 'coś' :D


Violetta

Cholera, co mnie podkusiło żeby go zapraszać? Teraz zamiast się pakować stoję jak ten słup przed szafą zastanawiając się, w co się ubrać. Przecież nie będę przed nim paradować w dresie, a może jednak będę? To taka kusząca opcja. Tak, zdecydowanie zostanę w dresie. W końcu obcisłe spodnie dresowe i dopasowany top na ramiączkach jest lepszy niż za duże koszulki i spódniczki do ziemi, co nie? Po co ja się pytam, przecież to postanowione. Zamknęłam szafę i podeszłam do półki, gdzie stały zdjęcia.  Uśmiechnęłam się i szybko starłam łzę spływającą po moim policzku. Przejechałam po zdjęciu mojej mamy. Nikt nie zdaje sobie sprawy jak ja za nią tęsknię. Nikt nie ma pojęcia jak bardzo mi jej brak, bo skąd niby mają to wiedzieć. Wszyscy moi znajomi mają rodziców, szczęśliwe rodziny, rodzeństwo… Ja zostałam sama, nie licząc Fran, oczywiście. Ona się jednak nie liczy, w końcu to przyjaciółka, co z tego, że jest dla mnie jak siostra. Teraz, kiedy zostanie matką będzie miała jeszcze mniej czasu dla mnie, Marco tak samo. Zazdroszczę im tej miłości tego, że zostaną rodzicami. Chociaż nie, nie zazdroszczę. Bo w przyjaźni nie ma miejsca na zazdrość. Cieszę się razem z nimi i żyję nadzieją, że może kiedyś, w dalekiej, bardzo dalekiej przyszłości ja też w końcu będę szczęśliwa. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi i po chwili dzwonek. To pewnie Leon, więc już nie mam czasu na zmianę decyzji. Szybko zeszłam na dół, zdecydowanie za szybko, bo nie zauważyłam leżącego na dole koca, zahaczyłam się o niego i po chwili leżałam już na podłodze, a po domu rozniósł się głośny huk. Z grymasem bólu podniosłam się i przetarłam obolałe kolana, a pukanie do drzwi stawało się coraz głośniejsze, mój gość zaczął nawet naciskać na klamkę i wołać moje imię, co znaczy, że na pewno wszystko słyszał i się martwi. Otworzyłam mu drzwi i spojrzałam w jego zdenerwowane oczy. Staliśmy chwilę w milczeniu. Nie wiem, co on robił przez ten czas, ale ja utonęłam w tym jego spojrzeniu. Martwił się o mnie, przeszło mi przez myśl.
- Wszystko w porządku? Usłyszałem huk. – Zapytał, kiedy w końcu raczyłam wpuścić go do domu. Nim zamknęłam drzwi zauważyłam niewielki bukiecik czerwonych róż leżący na ziemi. Schyliłam się by go podnieść i zdziwiona spojrzałam w stronę mojego gościa, który widząc, co się dzieje zaczął się drapać po głowie. Czyli to od niego. – Yyy, no ten… Musiały spaść jak zacząłem się dobijać do drzwi.
- Dziękuję, są śliczne – z uśmiechem podeszłam do niego i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku, zaprowadziłam go do salonu i kazałam się rozgościć. – Kawy? – Tylko kiwnął głową. Poszłam do kuchni, gdzie wstawiłam wodę i wyciągnęłam z lodówki placka, którego specjalnie robiłam dziś rano. Mój popisowy murzynek, na snicersa nie miałam czasu. Włożyłam kwiaty do wazonu i wróciłam do salonu. Postawiłam wszystko na stole i ponownie udałam się do kuchni, po talerzyki, łyżeczki i inne takie. Będąc tam nasypałam też czarnego proszku do filiżanek, tak abym musiała tylko je zalać wodą. W salonie usiadłam obok przyjaciela.
- Powiesz mi, co to był za huk, czy znowu zmienisz temat? – Spytał świdrując mnie wzrokiem. I co ja mam mu niby powiedzieć? Przecież zacznie się śmiać, a ja tego nie chcę, to nie jest miłe uczucie. Jednak zdecydowałam się na prawdę i jego reakcja była dokładnie taka, jaką przewidziałam. Przynajmniej na początku. Zawstydzona spuściłam głowę w dół. Uratował mnie dźwięk czajnika oznajmiający, że woda się zagotowała.  Truchtem ruszyłam w tamtą stronę.  – Przepraszam – usłyszałam odstawiając metalowe naczynie na kuchenkę. – Nie powinienem się śmiać… A Ty nie powinnaś się tak śpieszyć. Mogło Ci się coś stać! – Skarcił mnie, a następnie przytulił. – Przecież nic by mi się nie stało jakbym postał na dworze trochę dłużej, chociaż w sumie to nie wiem, czy jakbyś się nie przewróciła to nie stałbym nawet krócej. Ale przede wszystkim zaoszczędziłabyś sobie bólu, a mnie zdenerwowania. – Puścił mnie i chwycił filiżanki. Zdezorientowana ruszyłam za nim do salonu.

czwartek, 3 kwietnia 2014

05. Widzieliśmy jak ona wygląda.


Violetta

To już dzisiaj. Dzisiaj jest zebranie podsumowujące ostatnie półrocze. To dzisiaj Leon przestanie pełnić funkcję prezesa, jeśli coś pójdzie nie tak. Od Fran wiem, że Diego czyha na tę pozycję i na każdym zebraniu próbuje skompromitować mojego szefa, próbuje udowodnić, że Verdas jest nieodpowiedzialny i nie potrafi dobrze zarządzać firmą i to on powinien zająć jego stanowisko. Dlaczego on? Otóż jego ojciec jest przyjacielem starszego Verdasa. Swoją drogą młodzi też się kiedyś przyjaźnili, ale to stare dzieje i nikt nie wie, dlaczego teraz są największymi wrogami, ale do rzeczy. Znają się długo, więc sobie ufają. Diego nigdy nie zawiódł ani swojego ojca, ani ojca Leona, przynajmniej im się tak wydaje. A stanowisko prezesa musi być obsadzone przez osobę zaufaną, więc zaraz po Leonie, Diego wydaje się być idealny.
Od trzydziestu minut zdenerwowana chodzę po gabinecie próbując się dodzwonić do szatyna, który jak na złość, nie odbiera połączeń. Cholera! Za godzinę jest zebranie, a on jeszcze nie wszystko wie. A przecież musi to wszystko przedstawić! Nie może czytać wszystkiego z kartki, bo to będzie znaczyło, że się nie przygotował! Co za kretyn! Dzwonię jeszcze raz. Ostatni.
- Halo? – Usłyszałam zaspany, męski głos po drugiej stronie, co znaczyło, że królewicz raczył w końcu odebrać. Ale zaraz, zaraz. Czy on spał? Nie no, ja go po prostu kiedyś uduszę. Normalnie uduszę.
- Leon, czy Ty sobie jaja robisz?! – Warknęłam zła, niech sobie przecież nie myśli. – Za godzinę jest zebranie!
- Co?! Jak?! – Słyszałam krzyki, więc zapewne go rozbudziłam. Dobre i to. – Cholera zaspałem! Za dwadzieścia minut jestem! – Rozłączył się, a ja dam sobie głowę odciąć, że zanim to stwierdził z dziesięć razy sprawdził zegarek, a teraz w popłochu się myje i ubiera. Jako asystentka niekoniecznie powinnam to robić, ale jako przyjaciółka już tak, więc poszłam do bufetu kupić mu śniadanie, a potem do kuchni zrobić kawę.  Postawiłam wszystko na biurku w jego gabinecie i już miałam wychodzić, kiedy wpadł zdenerwowany Verdas. Zaczęłam się śmiać, a on nie bardzo wiedział, o co mi chodzi. Wskazywała na to jego mina, która teraz była hmm… No w każdym bądź razie był zdezorientowany. Podeszłam do niego i niepewnie, aczkolwiek szybko rozpięłam jego koszulę i zapięłam ją ponownie. Czułam jak podczas tego procesu Leon patrzy mi na ręce jeszcze bardziej zszokowany. Na koniec pocałowałam go w policzek.
- Cześć – uśmiechnęłam się. – Miałeś źle koszulę zapiętą, a skoro raz już źle zapiąłeś to możliwe, że wcale byś tego nie poprawił. No i nie mogłam się wysłowić by Ci to powiedzieć. – Wyjaśniłam patrząc jak na jego twarzy pojawia się coraz to szerszy uśmiech. – Śniadanie masz na biurku. I streszczone to, co masz jeszcze do nauczenia. – Minęłam go i wróciłam do siebie. Zamykając drzwi usłyszałam jeszcze jego ‘dziękuję’, ale nie odwróciłam się, ani nic. Nie było na to czasu.
Po trzydziestu minutach wyszedł i skierował się do sali konferencyjnej, prosząc mnie bym przyniosła dla wszystkich kawy. Zapytał o swój wygląd i okręcił się dookoła własnej osi, co wywołało u mnie napad śmiechu. Obrażony wyszedł, a ja po chwili, kiedy w końcu się uspokoiłam poszłam przygotować cztery kawy. Na kilka minut przed rozpoczęciem wszyscy siedzieli już na swoich miejscach, na szycie siedział ojciec Leona, jako właściciel firmy. Po jego prawej stronie siedziała Pani Verdas, a obok niej Leon. Diego siedział po lewej stronie najstarszej osoby w pomieszczeniu. Wniosłam kawę i ciasteczka, które ustawiłam na samym środku. Kawy ustawiłam przy każdym członku rady, obok filiżanek ułożyłam łyżeczki, a obok ciasteczek mleko i cukier.
- Powodzenia – szepnęłam Leonowi na ucho nim wyszłam i udałam się do przyjaciółki.

Obserwatorzy