Rozdział dedykuję Suzy, która niezmiernie mi pomogła w pisaniu. Dziękuję Kochana. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam, że nikogo nie zawiodłam.
Miłej lektury.
Francesca
Martwię się.
Violetta już dawno powinna tutaj być, a tymczasem ona nawet nie odbiera moich
telefonów. Nigdy się tak nie zachowywała. Sama zawsze mnie wyzywała, kiedy zbyt
długo nie odbierałam od niej telefonów, bo się martwiła. Zawsze tak było,
sądziłam nawet, że jest na tym punkcie przewrażliwiona, ale teraz się jej nie
dziwię. Szybkim krokiem zeszłam na dół, do salonu gdzie siedzieli gotowi już
chłopacy i zawzięcie o czymś rozmawiali.
- Marco –
zaczęłam podchodząc bliżej aż w końcu mnie zauważyli i skierowali swoje
spojrzenia na mnie – zawieziesz mnie do Violi? Nie odbiera telefonów, martwię
się.
- Jak nie
odbiera? Przecież ona zawsze odbiera – odpowiedział mój mąż i wstał z kanapy
kierując się do komody, na której leżały dokumenty i kluczyki.
- No właśnie –
szepnęłam i razem udaliśmy się do samochodu. Po chwili całą trójką byliśmy już
w drodze do domu naszej przyjaciółki. Na miejscu pierwszy z samochodu wypadł
Verdas. Jakbym go nie znała to pomyślałabym, że mu na niej zależy. Zaraz za nim
wyleciał Marco, ja wyszłam ostatnia i nie będę się tłumaczyć ciążą, bo brzuszka
jeszcze nie widać, więc chodzi po prostu o to, że faceci z natury są szybsi.
Podchodząc do nich obserwowałam jak dobijają się do drzwi. I zauważyłam
zapalone światło w sypialni dziewczyny – Przestańcie! – Krzyknęłam i po prostu
nacisnęłam klamkę. Pokręciłam zażenowana głową. No tak, najprostsze rozwiązania
są zawsze najtrudniejsze. Zauważyłam porozwalane krzesła, matko, co tu się
stało. Pośpiesznie pobiegłam na górę, do pokoju, w którym świeciło się światło,
zaraz za mną biegli Marco z Leonem. Kiedy dobiegłam do drzwi stanęłam jak
wryta. Zauważyłam przyjaciółkę, która zapłakana siedziała pod ścianą. Jakby
tego było mało była naga, a na białej jak śnieg pościeli widoczna była krew.
Krew i coś jeszcze. Boże, tylko nie to. Poleciłam Marco by poszedł na dół
zaparzyć melisę na uspokojenie, sama podeszłam do przyjaciółki i ukucnęłam obok
niej przytulając ją do siebie. Milczałam spoglądając na Leona, a w jego oczach
zobaczyłam niewyobrażalny ból. To przecież niemożliwe, żeby on coś czuł. On,
ten nieczuły drań, który myśli tylko o zabawie. – Kto Ci to zrobił? – Spytałam niemal
niesłyszalnie.
- Thomas –
odpowiedziała po chwili zawahania, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Po raz
kolejny ją skrzywdził. Tylko tym razem dopiął swego. Nikt mu nie przeszkodził.
Zastanawiałam się jak on w ogóle wszedł do domu, ale nie chciałam pytać. Za
wcześnie na to. Spojrzałam na Leona, który w tym momencie niepewnie do nas
podchodził. Skinieniem głowy pokazał mi abym się odsunęła, co niechętnie
zrobiłam, a on pochylił się i delikatnie wziął ją na ręce. – Nie! Proszę Cię,
zostaw! Nie rób mi krzywdy! – Krzyczała Violetta, a moje serce pękało z bólu.
Jedna z najbliższych mi osób cierpi i to w najgorszy sposób. Verdas położył ją
na łóżku, ale stwierdziłam, że to niezbyt dobry pomysł. Poprosiłam go by
wyszedł. Pomogłam Violi się ubrać i zapytałam czy zejdzie na dół, pokręciła
głową. Nie była w stanie. Ból jej nie pomagał, a i nawet bez niego podejrzewam,
że nogi miała jak z waty. Przekazałam jej, że Leon zniesie ją na dół, a ja tu
ogarnę. Zawołałam chłopaka, który bez słowa spełnił moją prośbę.
Violetta
Leon zaniósł
mnie na dół i usadził na kanapie. Zauważyłam, że krzesła na dole są już
poustawiane, co znaczyło, że musiał zrobić to Marco. Albo Leon, kiedy wyprosiła
go Francesca. Mój szef nakrył mnie kocem i ze łzami w oczach mnie obserwował.
Po chwili Marco podał mi parujący napój. Trzymałam go w rękach wpatrując się
beznamiętnym spojrzeniem w jeden punkt na ścianie. Nie zauważyłam nawet, że
zostałam sama.
Leon
Poszliśmy z
Marco na górę pomóc trochę Fran i dowiedzieć się czegoś więcej. Zastaliśmy ją w
łazience, kiedy wrzucała pobrudzoną pościel do pralki. Ja bym na jej miejscu ją
wyrzucił. Szatynce będzie się źle kojarzyła jak na nią spojrzy, nie łudźmy się.
Jak jakiś idiota mógł zrobić coś takiego?!
- Fran – zaczął cicho
Marco – wiesz, kto? – Zapytał, a ja w napięciu wyczekiwałem odpowiedzi. Mam
niezmierną ochotę zabić tego zwyrodnialca.
- Thomas –
odpowiedziała po chwili, a Marco wypuścił powietrze z płuc. – Jak widać dalej
nie odpuścił – dodała. Czyli co? To nie pierwszy raz? Musiałem się tego
dowiedzieć. W ogóle, dlaczego ja jeszcze o tym nie wiem? Przecież się przyjaźnimy.
Verdas jesteś idiotą. Zamiast pytać się, co u niej zadręczałeś ją sobą. Dureń.
Po prostu dureń.
- Chcecie mi
powiedzieć, że on już kiedyś jej coś zrobił? – Zapytałem, a oni twierdząco
pokiwali głowami. Po chwili Francesca opowiedziała mi historię małej Violetty.
Jak jako mała dziewczynka uwielbiała się przebierać, pokazywać swoje atuty. Aż
poznała jego. Dobierał się do niej i wtedy uratował ją ojciec. Od tamtej pory
dziewczyna ubiera się tak jak się ubiera, aby nie kusić już więcej losu.
Poczułem jeszcze większe wyrzuty sumienia. Przypomniało mi się, jakie miałem na
początku o niej zdanie. Zamiast się dowiedzieć o powody takiego ubioru po
prostu sobie z niej kpiłem.
- Marco, mógłbyś
przywieź mi rzeczy? Fran nie powinna się denerwować, a ktoś powinien z nią
zostać.
- Nie wiem czy
to dobry pomysł. Ona się boi. – Stwierdziła żona mojego przyjaciela, a ja
niestety musiałem przyznać jej rację. Jednak nie miałem zamiaru odpuszczać.
Przecież nie mam zamiaru jej nic robić.
- Ale Leon w
razie gdyby on tu wrócił sobie poradzi. Nic jej nie zrobi. Pomóż jej się umyć,
a ja pojadę po jego walizki i wrócę po Ciebie. – Poparł mnie przyjaciel, za co
byłem mu bardzo wdzięczny. Razem zeszliśmy na dół i zastaliśmy dziewczynę w
takiej samej pozycji jak przedtem, kiedy wychodziliśmy z salonu.
- Przepraszam –
szepnęła. Za co ona niby nas przeprasza?! – Przeze mnie ominęła Was impreza.
Możecie na nią iść. Chcę zostać sama…
- OSZALAŁAŚ?! –
Wydarła się Francesca – Nie zostawimy Cię. Na mózg Ci już padło. Jesteś
ważniejsza niż jakaś impreza. I miałyśmy iść razem, bez Ciebie nie ma zabawy!
- Fran, daj jej
spokój. Twój krzyk wcale nam nie pomaga – warknąłem i przeniosłem spojrzenie na
przestraszoną Castillo – ja zostanę. Oni wracają, żeby Fran się nie
denerwowała. – Wyjaśniłem dziewczynie – zabiorę Cię do łazienki, a nasza
ciężarna Ci pomoże, ok? – W odpowiedzi tylko kiwnęła głową. Podszedłem do niej
i delikatnie wziąłem ją na ręce. Mając ją w ramionach czułem się szczęśliwy.
Nigdy w życiu nie doświadczyłem takiego uczucia. Czy to możliwe, że mi na niej
w jakiś sposób zależy? Nie, nie mi.
Postawiłem ją
dopiero w łazience i minąłem się w drzwiach z brunetką. Poszedłem do kuchni
przygotować coś lekkiego do zjedzenia. Pewnie nie będzie miała apetytu, ale
warto spróbować. Ona zawsze była dobrą przyjaciółką. Teraz czas na mnie.
Przyszedł czas, abym to ja się wykazał. Pokazał, że nie jestem tylko typem,
który co noc ma inną kochankę, a oprócz tego trzy inne za dnia. Udowodnił sobie
i innym, że posiadam jakąś wartość, a przyjaźń z pewnością jest jedną z
ważniejszych wartości.
***
Violetta
Zostawili mnie z nim. Boję się. Co
będzie jak on też zechce mnie skrzywdzić? Wszyscy faceci są tacy sami. Potrafią
tylko ranić. Traktują nas jak nic nieznaczące istoty. Traktują tak mnie. Czym
ja sobie na to zasłużyłam?
Jest już późno, Leon myśli, że śpię,
ale ja nie mogę zasnąć. Za bardzo przeraża mnie fakt, ze on może wrócić. Kiedy
zamykam oczy znów widzę jego twarz. Mam ochotę krzyczeć, ale się powstrzymuje.
To i tak nic nie da, a pokaże jedynie Verdasowi, że nie śpię. I co wtedy? Za
oknem padał deszcz, spływające po szybie krople deszczu idealnie opisywały mój
nastrój.
Po moich policzkach nieprzerwanie
spływały łzy. Łzy pełne bólu, rozgoryczenia, cierpienia. Stanowczo za dużo łez uroniłam dziś, przez
ostatnie miesiące, lata. Jednym słowem przez całe swoje życie. Zazdroszczę
osobom, które mają szczęście. Ja nigdy nie mogłam się nim długo nacieszyć,
najpierw matka, potem Thomas, tata, rodzeństwo, znowu on. A w między czasie
jeszcze nieszczęśliwa miłość. Nic mi w życiu nie wyszło. Czasami zastanawiam
się, co ja tu robię. Usłyszałam kroki. Przeraziłam się. A co jeśli to on?
Zobaczyłam cień tuż przy moich drzwiach i szybko zasłoniłam twarz kołdrą. Ktoś zatrzymał
się i stał tak chwilę, a potem wszedł do pokoju i usiadł na łóżku. Z całych sił
próbowałam stłumić szloch by czasami go nie usłyszał, ale nie udało się.
Nieproszony gość ściągnął mi kołdrę z głowy, a z moich ust wydał się głośny
pisk.
- Spokojnie, to tylko ja – usłyszałam kojący
głos Leona i usiadłam spoglądając na niego. Widziałam, że waha się czy mnie
przytulić. Wyciągał dłonie w moją stronę i po chwili je cofał. Nie chciał mnie
przestraszyć. Sama nie wiedziałam czy chciałabym być przez niego przytulana. Z
jednej strony w jego ramionach czułam się bezpieczna, a z drugiej? To facet. –
Jesteś już bezpieczna. Nie pozwolę więcej Cię skrzywdzić, ok? – Spojrzałam w
jego piękne oczy i na ułamek sekundy zapomniałam o całym świecie. Zapomniałam o
tym, co się wydarzyło. Niestety nic, co dobre nie trwa wiecznie. – Pójdziesz jutro
do pracy? – Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam na to siły. Nie wierzę, że w
ogóle mi to zaproponował. Egoista. – Ale mnie tu cały dzień nie będzie, Marco
nie może, a Fran w razie zagrożenia sobie nie poradzi. W firmie będziesz
bezpieczniejsza. Cały dzień możesz spędzić u przyjaciółki, albo gdzie będziesz
chciała. – Wyjaśnił, a mi zrobiło się głupio. Źle go osądziłam. On po prostu
się martwi. Kiwnęłam lekko głową, na co on się uśmiechnął. Delikatnie odgarnął
moje włosy, które opadły mi na twarz dotykają przy tym mojego policzka.
Automatycznie się cofnęłam. – Przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć. Śpij,
dom jest zamknięty. Usiądę w fotelu, jak coś się będzie działo to będę blisko,
dobrze? – Pokręciłam przecząco głową. Ja przecież nie zasnę. Nie ma na to
szans. – Violu, chociaż spróbuj. Musisz spać. Jestem tu. Nic Ci nie grozi.
- Leon? – Szepnęłam, gdy usiadł w
fotelu. Spojrzał na mnie wyczekując tego, co miałam mu do powiedzenia. – Czy ja
naprawdę nie zasługuję na szczęście? Co ja takiego zrobiłam, że życie mnie tak
doświadcza? – Szybko zerwał się z miejsca i ponownie usiadł na łóżku, tym razem
mocno mnie do siebie przytulając. Po chwili wahania odwzajemniłam uścisk. I tak
nie miałam z nim większych szans, więc, po co się szarpać? Mam tylko nadzieję,
że tego nie wykorzysta.
- Nie wolno Ci tak myśleć, słyszysz? –
Szepnął trzymając usta przy moich włosach. – Nie zrobiłaś nic. Nie wiem,
dlaczego Ty tak cierpisz, a nie na przykład ja. – Pocałował mnie niepewnie w
czubek głowy. – Jeszcze będziesz szczęśliwa, zobaczysz. A teraz śpij –
powiedział i położył się ze mną wciąż trzymając mnie w objęciach, w których się uspokoiłam. Kiedy
stwierdził, że śpię wrócił na fotel. Kochany Leon. Nie wykorzystał sytuacji. Z
tą myślą w końcu zasnęłam.
Alexandro Verdas, tu niestety nie jest gorąco. Przynajmniej nie w ten sposób. :) I pewnie jeszcze długo, długo nie będzie. O ile kiedyś w ogóle zdecyduję się na taki wątek w opowiadaniu, bo nie każdy go lubi. :) Muszę Ci powiedzieć, że ja też :D
Martyna Verdas nie dziękuję żeby nie zapeszyć.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Chciałabym Wam życzyć:
Wybaczcie, że nie bawię się w poetkę i nie wymyślam, czy też nie kopiuje wierszyków z życzeniami, ale doszłam do wniosku, że lepsze są takie, od serca niż takie, które "dobrze wyglądają."
Candy.
Czekam na Wasze opinie.
PS Dziękuję za ponad dziesięć tysięcy wyświetleń. To prawie niemożliwe - osiągnąć to w miesiąc i tydzień bloga. Jesteście wielcy!
Alexandro Verdas, tu niestety nie jest gorąco. Przynajmniej nie w ten sposób. :) I pewnie jeszcze długo, długo nie będzie. O ile kiedyś w ogóle zdecyduję się na taki wątek w opowiadaniu, bo nie każdy go lubi. :) Muszę Ci powiedzieć, że ja też :D
Martyna Verdas nie dziękuję żeby nie zapeszyć.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Chciałabym Wam życzyć:
Świąt w rodzinnej, miłej atmosferze, ciepłego i mokrego Lanego Poniedziałku,
Bogatego zająca (to się wgl. jeszcze życzy?).
Spokoju, szczęścia, miłości, cierpliwości, spełnienia marzeń.
Candy.
Czekam na Wasze opinie.
PS Dziękuję za ponad dziesięć tysięcy wyświetleń. To prawie niemożliwe - osiągnąć to w miesiąc i tydzień bloga. Jesteście wielcy!
Świetny!
OdpowiedzUsuńNo normalnie boski!
Ooooo mój fragment :)
Dziękuję za dedykację :D
Leoś jednak ma uczucia. No nie wierzę!
Violetta jeszcze będzie szczęśliwa prawda?
Jeszcze raz super rozdział i czekam na next
Pozdrawiam Suzy
Rozdział przecudny !!!
OdpowiedzUsuńGratulacje z okazji 10 tys. wyświetleń!
Życzę Ci Wesołych Świąt !!
PS . Dziękuję za życzenia ;)
Arcydzieło <3
OdpowiedzUsuńBiesna Vilu
Głupi Thomas -.-
Kochany Leoś <3
Z niecierpliwością czekam na nexta.
Życzę wesołych i rodzinnych świąt. ;*
Boski <33
OdpowiedzUsuńMasz rację, nie dziękuj xDD
Czekam na next ;p
Buziaki ;**
Oooo Leośek martwi się o Vilu.To takie sweet.Rozdział super.Kiedy next??Zapraszam do mnie: milosc-leonetta.blogspot.com +zmobilizuje sie i będę częściej komentować /Paciajka :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Ana
Kochana wiedza... Obys sie zdecydowała :D hehehe
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział :'( smutam ale mam nadzieje ze kiedyś bd szczęśliwa a pisząc kiedyś mam nadzieje ze bardzo szybko :D hehe i z Leonem <3<3<3
Muszę ci powiedzieć ze umiesz wzruszać po prostu jak czytałam co ten pojeb Tomas jej zrobił myślałam ze go zabije -_-
Czekam na następny ;) i szybki powrót Violi do zdrowia chociaż wiem ze po takiej traumie długo to będzie trwać ale moze jednak szybko zacznie żyć teraźniejszością :D Sasa i fajnie ze sie dowiedzieliśmy jej histori dzieciństwa :)
Viola zapanowała heheh po prostu był szal ciał :D :3 heheh
Juz się zamykam <3 :*** kocham cię :D jestem fanka :D
Ps:oby był w opowidaniu tam wiesz bliskie bliskie zbliżenie pomeidzy leonetta<3 Prosze;)
TWOJA FANKA
ALEKSANDRA VERDAS
DRBILKA KTOREj nie chcilao się logować ;) :**** wybacz <3
Przepraszam za błędy :| teraz sie skaplam ze błędy nie złe zrobiłam :D
UsuńCzekam na next! Świetny rozdział! :**
OdpowiedzUsuńCudo !!!
OdpowiedzUsuńCzekam na next !!~ Julka ♥
Genialny ^^
OdpowiedzUsuńBiedna Viola :'(
OdpowiedzUsuńLeoś opielun
Tomasa to bym zabiła :p
Czekam na next
Zapraszam do mnie: milosc-leonetta.blogspot.com /Paciajka :*
kiedy next? To opowiadanie najlepsze jakie czytałam, ever <3
OdpowiedzUsuń